Moja festiwalowa zasada głosi, że jeśli nie chcesz się rozczarować, to idź na Portugalczyka. Nieważne, czy mowa tu o epokowym klasyku z poprzedniego wieku, czy o konkursowej nowości, zazwyczaj albo brawurowo pokręconej, albo zmyślnie tradycyjnej. Konkursowe Primeira pessoa do plural Sandro Aguilara nie okazało się bynajmniej wyjątkiem od tej reguły.
Niewidzialny człowiek przekracza próg luksusowego apartamentu. Zapisuje na kartce krótką wiadomość, po czym teatralnym ruchem zmierza po schodach, po których trafia do sypialni. Czyżbyśmy byli świadkami napadu oszalałego ekscentryka na bogatą samotniczkę? Otóż nie tym razem. To tylko codzienna erotyczna gra Matuesa i Irene, małżeństwa z dwudziestoletnim stażem. Przy takim eleganckim kożuszku, jakim jest ich życiowy anturaż, musiał się oczywiście znaleźć barwny kwiatek w postaci zbuntowanego syna, którego nieokrzesanie mocno kontrastuje charakter ojca. Pierwsze ekranowe spięcie następuje tuż po wyjściu z małżeńskiej sypialni. W takiej sytuacji nic tylko wyjechać w Bieszczady. Przy tym stylu życia będzie to jednak wyjazd w typie Pacifiction niż Wolnej soboty, a na takie wakacje trzeba się odpowiednio przygotować.
Aguilar wywraca planszę filmu na drugą stronę, urządzając rozsypanym bohaterom-pionkom gorączkowe przejścia po przyjęciu szczepionki – oto reklama, na którą jeszcze nie zdążyli wpaść antyszczepionkowcy. Od tej pory wchodzi w buty po Raúlu Ruizie, demontując stelaż realizmu czasoprzestrzennymi fikołkami majacząco pokręconej narracji. Primeira pessoa do plural sprawia wrażenie labiryntu, z którego wyjście wydaje się już w pewnym momencie jedynie błogim snem, iluzją, jaka może się nigdy nie wydarzyć. Irene i Mateus nie kroczą w nim tą samą trasą, jakby obchodząc siebie na około. Zanim staną się kolejny raz pierwszą osobą liczby mnogiej – jak głosi tytuł, muszą co nieco poszperać w indywidualnych kątach. Powracają wspomnieniami do początków ich relacji: do przyprawiania rogów, przekraczania granic mieszczańskich norm, a także gry z własną moralnością. Aguilar jasno dzieli film na dzienny prolog i finał oraz nocne buszowanie po zakamarkach przeszłości.

Choć przy Primeira pessoa do plural referencje do psychoanalizy z ust reżysera raczej nie padały, to w egzystencjalnej i mocno uniwersalnej opowieści wykorzystuje on sposób myślenia o nieuświadomionym znacznie sprawniej niż ktokolwiek inny z Lacanem na ustach (a tacy się w tegorocznym konkursie znaleźli). Operator Rui Xavier (m.in. Wilk i pies Cláudii Varejão) zręcznie buduje film na hipnotyzujących obserwacjach i niepokojących zbliżeniach, które penetrują wszystkie kąty magicznej scenografii. Jej znajomego ducha czuć od pierwszych minut. Nieprzypadkowo, bowiem to dzieło Nádii Henriques pracującej wcześniej przy życiowej dylogii João Canijo [NASZA RECENZJA].
Primeira pessoa do plural to jednak nade wszystko teatr dwóch aktorów: Isabel Abreu i Albano Jerónimo. Ona – ikona portugalskiej telewizji, popularność zyskała dzięki występowi w telenoweli Rainha das Flores sprzed dekady, którą dopiero co można było oglądać na europejskich scenach teatralnych jako Oferię w nowoczesnej adaptacji Hamleta (reż. Christiane Jatahy). On – w zeszłym roku zachwycił nas czarującym spojrzeniem jako Najgorszy człowiek w Londynie [NASZA RECENZJA], a wcześniej w Tajemnicach Lizbony wspomnianego wyżej Chilijczyka. Tutaj w dziwacznej symbiozie poddają się onirycznemu szaleństwu wspomnień. Primeira pessoa do plural zmysłowym dobytkiem mogłoby zresztą obdzielić kilka innych obrazów. Ktoś wygina na wszystkie strony kościsty korpus, ktoś wkłada do ust różne przedmioty, żeby następnie je wypluć. Intensywność cielesnej pracy aktorów miejscami wprowadza wręcz w dyskomfort.
Od wprowadzenia w domowe ognisko ekranowej neurozy, przez odrealnione fikołki, aż po tropikalny finał trzecie dzieło Sandro Aguilara prezentuje widzom niebanalną, wysmakowaną stylistycznie komedię małżeńską. Pozostaje mieć nadzieję, że znajdzie się w programach polskich festiwali.


Primeira pessoa do plural
Rok: 2025
Kraj produkcji: Portugalia, Włochy
Reżyseria: Sandro Aguilar
Występują: Albano Jerónimo, Isabel Abreu, Eduardo Aguilar i inni
Ocena: 4/5