Na co do kina? Cotygodniowy przegląd premier #4

Przełom czerwca i lipca pod względem premier kinowych wygląda całkiem przyzwoicie. Na widzów kin arthousowych czekają intrygujące pozycje z czołowych festiwali, a w głównym nurcie zamiast blockbusterów skromne komedie z gwiazdorską obsadą. Na polskie ekrany trafia 6 nowych filmów i tylko jeden wzbudza w nas mieszane uczucia. Żaden tajfun nie powinien Was zatrzymać przed kilkoma wycieczkami w kinie!

W kinach studyjnych tym razem trzy propozycje. Pierwszą z nich jest „Lady M”. Film pokazywany na festiwalu w Toronto zbiera na razie pozytywne recenzje — doczekacie się niedługo też naszej. Na razie wiedzcie, że to adaptacja opowiadania „Powiatowej Lady Makbet” Nikołaja Leskowa, tego samo, które ekraznizował w latach 60. w Jugosławii Andrzej Wajda. Debiutancki film Williama Oldroyda chwali się za aktorskie kreacje (Florence Pugh, Naomi Ackie) i spektakl przemocy, jaki staje się naszym udziałem podczas oglądania. Nie dajcie się zmylić teatralnej scenerii zamkniętych wiktoriańskich wnętrz, pod gorsetem buzują potężne emocje.

Z opinią rewelacji zeszłorocznego Cannes trafia na nasze ekrany brazylijskie „Aquarius”. Lewicowe ciągoty Klebera Mendonçi Filho tylko działają na korzyść filmu. Reżyser ciepło przyjętych kilka lat temu „Sąsiedzkie dźwięki” osiąga podobno niespotykaną w tego typu interwencyjnym kinie aurę. Dzięki magnetycznej roli Sonii Bragi (niektórzy mówią, że to „życiówka” doświadczonej aktorki) społeczny wydźwięk zostaje wzmocniony i trafia celniej niż ostatnie dzieła takich tuzów jak bracia Dardenne czy Ken Loach.

Ostatnią propozycję stanowi „Ostatni w Aleppo”, który triumfował niedawno na festiwalu Millenium Against Gravity. Duet reżyserów Firas Fayyad — Steen Johannessen przygląda się codziennej walce o przetrwanie w ogarniętej wojną domową Syrii. Podobnie jak w oscarowym shorcie „Białe Hełmy” (do zobaczenia na Netflixie) obserwujemy pracę organizacji, która budzi sporo kontrowersji. Dokument uświadamia jednak, kim są uchodźcy, o których kruszą kopie publicyści i politycy. W przerażających obrazach nie inscenizowanych (jak w filmach Michaela Winterbottoma), a “łapanych na żywo”, widzimy pokiereszowanych Syryjczyków, których domy w ciągu kilku minut zamieniły się w gruz i pył. Zgliszcza Aleppo przypominają o tragedii, jaką spotkała kilkadziesiąt lat temu naszą stolicę podczas powstania warszawskiego. Wojna nie pyta o płeć, wiek czy religię, żąda krwi. Idąc na film wesprzecie złotówką działania Polskiej Akcji Humanitarnej w Syrii, więc tym bardziej warto.

"Lady M."

Siedem lat temu świat pokochał żółte stworki, więc kolejna część (już czwarta!) ich przygód nie może dziwić. Poprzednie odsłony zarobiły krocie, a i swoje zrobiła sprzedaż zabawek. Minionki stały się produktem dla cynicznych producentów z Universalu i wygląda, że w następnych latach zobaczymy się z nimi nieraz. W Polsce dystrybutor wprowadza niezłe zamieszenie, bo nawet nie próbuje numerować poszczególnych filmów, mieliśmy już „Jak ukraść Księżyc”, „Minionki rozrabiają” i „Minionki”. W „Gru, Dru i Minionki” nie usłyszymy także oryginalnych głosów, których użyczyli m.in. Steve Carell, Kristen Wiig, Steve Coogan. Polski dubbing (jedyna opcja w kinach) po raz kolejny sięga po kabareciarzy, w obsadzie, choćby Robert Górski i Mikołaj Cieślak z Kabaretu Moralnego Niepokoju. Wasze pociechy, młodsze rodzeństwo lub wewnętrzne dziecko i tak Was zmuszą do wizyty w kinie. Reszta może sobie darować i poszukać alternatywy.

"W starym, dobrym stylu"

Najbezpieczniejszym wyborem tego tygodnia będzie z pewnością „W starym, dobrym stylu” Zacha Braffa. To wszak nasz dawny przyjaciel z „Hożych doktorów”, z którym zaliczyliśmy “Powrót do Garden State”. Tym razem Zach kręci heist movie zmiksowane z komedią (dodajmy, że to remake filmu Martina Bresta z 1979 roku). Trzech zdesperowanych emerytów planuje śmiały napad na bank. W rolach rabusiów obsadzono weteranów aktorskiego rzemiosła, którzy łącznie mają cztery Oskara i blisko pół tysiąca ról na koncie. Alan Arkin, Michael Caine i Morgan Freeman, bo o nich mowa, wreszcie dostają czas przed kamerą, zamiast szwendać się w epizodach blockbusterów. Zapowiada się ciepły i znakomicie zagrany film.

Inną komedią, którą znajdziecie w multipleksach jest francuski “Facet do wymiany” (przepiękne tłumaczenie — oryginał „Rock’n Roll”). Para Guillaume Canet i Marion Cotillard wygląda kusząco, a ich poza ekranowa zażyłość dodaje tylko ich kreacjom autentyzmu. Fabuła skupia się na relacjach dwójki aktorów pozostających w związku partnerskim, co sugeruje wątki autobiograficzne. Canet, który odpowiadał też za reżyserię i scenariusz, uderza w tony satyry na branżę filmową i kryzys wieku średniego. Ze wszystkich francuskich komedyjek, które ostatnio zalewają nasze ekrany ta wygląda najsolidniej.

PREMIERA TYGODNIA: Aquarius
WYBIERAMY SIĘ: Lady M., Ostatni w Aleppo, W starym, dobrym stylu
FILM NA WAKACJE: Facet do wymiany, Gru, Dru i Minionki