Netflix inwestuje coraz większe fundusze w produkcję filmów fabularnych. Powoli wraz z budżetem i przyciąganiem talentów rośnie również ich jakość. Fakt, że aż trzy ich propozycje dostały się do konkursu głównego festiwalu w Wenecji, a “Roma” Alfonso Cuaróna nawet wygrała Złotego Lwa, dowodzi, że idzie im lepiej na tym polu. Jesień przynosi nam kolejny produkt ze stajni czerwonej Enki, czyli “Powstrzymać mrok”. Czy dzieło w reżyserii cenionego Jeremy’ego Saulniera można wymieniać jako sukces amerykańskiego potentata czy dopisać do długiej listy niepowodzeń?
Wierne acz niezbyt liczne grono wielbicieli talentu twórcy “Blue Ruin” czy “Green Roomu” na wieść o tym, że realizuje on projekt dla Netflixa wstrzymało oddech. Powieść Williama Giraldiego pod tytułem „Hold the Dark” wydawała się idealnym pierwowzorem kina eksploatacji, jakiemu hołduje urodzony w Virginii reżyser. Saulnier od zawsze wszak wykazuje masochistyczne zamiłowanie, by swoich bohaterów przypierać do muru, zmuszać do podejmowania decyzji w mgnieniu oka, testować granice ich bólu fizycznego i psychicznego.
Do realizacji “Powstrzymać mrok” zaprosił Macona Blaira, pamiętnego z głównej roli we wspomnianym “Blue Ruin”, gdzie grany przez niego Dwight doprowadzony do ostateczności urządził krwawą łaźnię swoim wrogom. Tym razem aktor zajął się pisaniem scenariusza, a jego powiernik i kumpel mógł skupić się tylko na reżyserowaniu. Taki podział pracy miał zapewnić, większy komfort pracy, ale dla Saulniera okazał się mniej owocny niż autorskie przedsięwzięcia.
Akcja filmu zostaje osadzona w zapomnianym zakątku Alaski, w Keelut. Niewielka osada jawi się jako bastion cywilizacji w królestwie opanowanym przez lodowaty żywioł. Pośród pokrytych śniegiem gór i lasów częściej można spotkać dzikie zwierzę, niż drugiego człowieka. Kilka domostw w większości zamieszkują potomkowie rdzennych mieszkańców, Inupiatów i Aleutów. Pozostają oni wierni dawnym wierzeniom, żyjąc w zgodzie z naturą. Zamiast wyznawać religię najeźdźców, praktykują nadal szamanizm i animalizm. Gdy w krótkim odstępie czasu z wioski znika trójka dzieci, lokalna społeczność upatruje winowajców w grasującej w okolicy watasze wilków.
Na pomoc zostaje wezwany Russell Core (znany z serialu “Westworld” Jeffrey Wright), emerytowany tropiciel, znawca wilczych zwyczajów i autor książki o tej tematyce. Przybywa on na wezwanie jedynej białej mieszkanki Keelut, Medory Sloane (grana przez Riley Keough – “Dom, który zbudował Jack”, “Tajemnice Silver Lake”), rozpaczliwie poszukującej zaginionego synka. Mąż kobiety, Vernon (laureat Złotego Globa za “Wielkie kłamstewka” Alexander Skarsgård) przebywa tysiące kilometrów z dala od domu, odbywając służbę wojskową w Iraku. Osamotniona i zbolała matrona od przybysza żąda nie tyle ratunku dla dziecka – o jego śmierci wszyscy są niemal przekonani – ale dopadnięcia bestii, która je porwało i rozszarpało.
Zamiast prowadzić klasyczne śledztwo Core musi kluczyć w labiryncie domysłów, niedopowiedzeń, kłamstw splecionych z inuickimi mitami. Już sama nazwa wioski zwiastuje niepokojące tropy, jakich pochodzący z innego kręgu kulturowego naukowiec nie mógł się nawet spodziewać. Keelut to w języku inupiak zła zmora silnie związana z kultem ziemi. Ludyczne przekazy mówią o tym, że objawia się on w postaci psa bez sierści, który rozkopuje groby i bezcześci zwłoki. Stanowi niechybny znak wiszącej w powietrzu śmierci. Czy oznacza to, że mieszkańcy osady narażeni na niebezpieczeństwa czyhające w buszu skazani są na zupełną zagładę i pochłonięcie przez siły natury?
Od lokalsów domorosły detektyw dowiaduje się, że dzieci prawdopodobnie porwały nie zwykłe wilki, lecz Turnak – demon zaklęty w wilka. Mając to za bujdę na resorach Core racjonalizuje wszystko i przypomina sobie, że głodne stado potrafi rozszarpać swoje młode, by przeżyć. Podejrzewa, że w tym przypadku padło na ludzkie szczenięta, które miały pecha natrafić na drapieżniki. Bohater stąpa krok po kroku, niczym po ledwie zamarzniętej tafli jeziora (nie przypadkowo przywołuję ten obraz – w toku opowieści będzie musiał lądować samolotem na podobnej powierzchni). Znaki zapytania bowiem się mnożą, a sprawa nabiera zupełnie innego wymiaru po serii niewyjaśnionych zwrotów akcji: zniknięciu Medory, masakry policjantów dokonanej przez innego z rodziców poszukującego swojego dziecka oraz pojawienia się w okolicy człekokształtnego mordercy w wilczej masce.
Alaskańskie pustkowia w “Powstrzymać mrok” zyskują posępnego rysu dzięki skrupulatnej robocie duńskiego operatora Magnusa Nordenhofa Jøncka (serial “Forbrydelsen” czy filmy Tobiasa Lindholma: “Porwanie”, “Wojna”). Muszę z żalem dodać, że zdjęcia należą do nielicznych atutów produkcji. Leniwie rozwijana przez Saulniera intryga potrafi chwilami znużyć. Być może zaplątanie ciągu przyczynowo-skutkowego oraz obrana strategia na budowę klimatu kosztem wartkiej akcji wynikały z książkowego pierwowzoru. Dominująca przez większość seansu aura tajemnicy i niepokoju zostaje zaprzepaszczona twistami i nieprzemyślanymi decyzjami fabularnymi. Zaczynając jako psychodrama pożeniona z kryminałem, kończy jako b-klasowy mindfuck. Niestety próżno szukać przyjemności z rozwodnionego wątku poszukiwań czy odczytywania raczej wątłej symboliki wprowadzanej przez twórcę “Blue Ruin”, gdy często brakuje dyscypliny, a chaos przesłania frapujący wydźwięk całości. Netflixowi tym razem się nie poszczęściło – z dużej chmury mały deszcz.
Powstrzymać mrok
Tytuł oryginalny: „Hold the Dark”
Rok: 2018
Gatunek: Thriller
Kraj produkcji: Stany Zjednoczone
Reżyser: Jeremy Saulnier
Występują: Jeffrey Wright, Riley Keough, Alexander Skarsgård i inni
Dystrybucja: Netflxi
Ocena: 2,5/5