Działająca w latach 1977-2015 chińska polityka jednego dziecka była chyba najsłynniejszą akcją demograficzną w historii. Działania wprowadzone przez Pekin miały na celu uratowanie rozwijającego się kraju przed populacyjną katastrofą i wszechobecnym głodem. Cena praw i rozwiązań wprowadzonych w jej ramach była jednak gigantyczna. O niej opowiada amerykański dokument, zwycięzca festiwalu w Sundance „Polityka jednego dziecka”.
Reżyserka Nanfu Wang urodziła się w małej wiosce w chińskiej prowincji Jiangxi w 1985 roku, przed dekadą wyjechała na studia do USA, gdzie zdecydowała się osiąść na stałe. Tam została najpierw dokumentalistką, m.in. realizując w 2016 roku nagrodzonego Film Indeprendent Spirit Award „Nieustraszonego wróbla”, opowiadającego o walce aktywistów chińskich ze zmową milczenia w sprawie seksualnego wykorzystywania dzieci. Teraz, kiedy stała się matką, jej myśli naturalnie powróciły ku własnemu dzieciństwu, a to połączone z politycznym zaangażowaniem i zawodem mogło dać tylko jeden efekt. Skupienie się na tytułowej polityce.
Doktryna wprowadzona pod koniec lat 70. miała na celu uratowanie Chin przed demograficzną katastrofą. Ludność państwa środka przyrastała zbyt szybko względem rozwoju przemysłu i rolnictwa, kraj stanął na krawędzi katastrofy, a rządzący zbyt dobrze pamiętali tragedię głodu spowodowanego na przełomie lat 50. i 60. wielkim skokiem naprzód Mao Zedonga. W pierwszej fazie po wprowadzeniu polityki działania aparatu państwa były niezwykle stanowcze. Kobiety świeżo po urodzeniu poddawano przymusowej sterylizacji, tam gdzie rodziny się opierały, burzono domy. W późniejszych latach polityka uległa kapitalizacji. Najpierw odkryto możliwość zarobku w postaci płatnej adopcji niechcianych dzieci, głównie dziewczynek (pragnienie przekazania nazwiska w Chińczykach silne jest) do USA. W XXI wieku, gdy zagraniczna żyła złota wygasła, postawiono na sztywne taryfikatory i finansowe obciążanie rodzin.
W celu poznania prawdy na temat przeszłości i tego, jak ona oddziałuje na teraźniejszość, Wang skupia się na samej sobie. Na swojej matce, bracie, wujku, na ludziach ze swojej wioski. Przepytuje ich, zbiera ich wspomnienia i daje im czas do wypowiedzenia się. Dopuszcza się przy tym jednak poważnego nadużycia, czyli rozciąga słowa jednostek na uniwersalne prawa. Trzeba jednak przyznać, że nie brakuje tu ładunku emocjonalnego oraz ciekawego pytania o rolę propagandy w kształtowaniu się podejścia chińczyków.
Momentami odchodzimy od głównych bohaterów, by na chwilę dać dojść do głosu np. aktywiście, który na kartach Czerwonej Książeczki Mao namalował płody, czy parze Amerykanów, próbujących skontaktować ze sobą nielegalnie adoptowane i wywiezione z Chin dziewczynki z ich biologicznymi rodzicami. Zazwyczaj bezskutecznie.
Tu dochodzimy do kluczowego problemu filmu, jest on nieznośnie chaotyczny i pobieżny. Całkowicie ignoruje przyczyny wprowadzenia polityki (poza krótkim fragmentem amerykańskiego wydania dziennika telewizyjnego), jakby chciał stworzyć wizję chińskiego rządu jako wynaturzonych fetyszystów aborcji postnatalnej. Jednocześnie poświęca wiele czasu na wzruszające i łamiące serce, ale nie wnoszące nic do treści filmu, opisy tego, jak piękne są martwe płody i że „uśmiechają się po śmierci, bo wiedzą, że życie w Chinach byłoby gorsze” (to prawdziwy, acz luźny cytat z filmu). Wielokrotnie powraca temat wszechobecnej propagandy, ale również nie dowiadujemy się o niej zbyt wiele ponad to że jest, że angażuje niewinne dzieci i wykorzystuje bliżej nieokreślone elementy sztuki ludowej.
Twórcom „Polityki jednego dziecka” brakuje chłodnego oka dokumentalistów, film niesie za sobą gigantyczne przesłanie emocjonalne, ale traci na tym i całkowicie gubi się merytoryka. Informacje, które widz faktycznie mógłby przyswoić, które mogłyby pomóc zrozumieć. To obraz dla spragnionych emocjonalnego pocisku, niewiele dający ludziom pragnącym poznać dwudziestowieczne Chiny.
Polityka jednego dziecka
Tytuł oryginalny: „One Child Nation”
Rok: 2019
Gatunek: dokumentalny
Kraj produkcji: USA
Reżyseria: Zhang Lynn, Nanfu Wang
Ocena: 2,5/5