Podsumowanie IFFR #2 – najciekawsze filmy wg Marcina Prymasa

Według zapowiedzi dostarczamy drugą część naszych polecanek z festiwalu w Rotterdamie, których należy wypatrywać w dystrybucji, vod czy festiwalach. Dziś przyszła pora na moją listę pięciu ulubionych produkcji.

Zapoznajcie się też z listą ulubionych filmów z IFFR stworzoną przez Tomasza Poborcę oraz moją recenzją filmu Amandy Kramer, Please Baby Please:
(teksty dostępne po kliknięciu w obrazek)

El Gran Movimento (2021, reż. Kiro Russo)​

Kiro Russo poznaliśmy przed kilku laty za sprawą jego dość głośnego debiutanckiego Darmozjada z 2016 roku. Łączące dokument z warstwą fabularną zaangażowane społecznie slow cinema było dziełem przypadku. Boliwijczyk przyjechał do kopalni cyny położonej w pobliżu prowincjonalnego Huanuni skuszony opowieściami o malarskim pięknie tego miejsca, a został zafascynowany osobowościami górników z podupadającego centrum przemysłowego. Pięć lat później Russo już jako twórca dość rozpoznawalny w światku festiwalowym i z większym budżetem postanawia opowiedzieć dalszy ciąg historii Eldera i pozostałych ofiar kapitalistycznych, neokolonialnych przemian w jego ojczyźnie.

Jak głosi opis z programu festiwalu w Wenecji (gdzie El Gran Movimento otrzymało Specjalną Nagrodę Jury sekcji Orizzonti) mamy do czynienia z „symfonią miasta na wzgórzach” i niewątpliwie w jakiś sposób oddaje to kształt dzieła Boliwijczyka, lecz takie przedstawienie sprawy byłoby sporym nadużyciem. Elder, którego pylica niemal dokonała już dzieła zniszczenia organizmu, przyjeżdża wraz z innymi bezrobotnymi i zdesperowanymi weteranami wydobycia do stołecznego La Paz. Staje się to pretekstem do ekspresyjnego pokazania rytmu życia miasta przefiltrowanego przez perspektywę istoty złamanej. Dominujący temat żałoby i krytyki piętrzących się nierówności, występy naturszczyków w semi-dokumentalnych rolach i dopracowane, malarskie kadry każą odwołać się przy odbieraniu El Gran Movimento do późnych dzieł Pedro Costy. Z drugiej strony zakwalifikowanie Russo jako epigona najwybitniejszego portrecisty lizbońskich slumsów nie oddawałoby pełnego obrazu tego dzieła. Zdjęcia kręcone Super16, wyraziste i często bardzo jasne kolory czy istotna rola muzyki, także tanecznej, aż w końcu cała sekwencja stanowiąca hołd dla estetyki giallo nadają jednak całości własnego ducha i olbrzymiej świeżości. Gwałtowne zmiany tonu i stopnia realizmu opowieści korelują tu z absurdem i beznadziejnością ludzkiej egzystencji jako takiej, a, chociaż tworząca się mieszanka wydaje się być co najmniej niebezpieczna, to ostatecznie proporcje zostają bardzo dobrze dobrane. El Gran Movimento to niewątpliwie jedna z najważniejszych i najbardziej powalających festiwalowych premier ostatnich miesięcy i obowiązkowy seans każdego kinofila. Już czekam na powtórkę na Nowych Horyzontach.

The Plains (2022, reż. David Easteal)

Jednym z najgłośniejszych filmów tegorocznego rotterdamskiego konkursu było niewątpliwie australijskie The Plains. To także kolejna produkcja zacierająca granice między dokumentem a fikcją. Ponad trzygodzinny obraz, w którym w ważnej roli wystąpił sam reżyser-debiutant David Easteal, został zainspirowany rozmowami między nim a ówczesnym kolegą z pracy, prawnikiem Andrew Rakowskim, który zresztą wcielił się tu w samego siebie. Koncept był niewątpliwie bardzo odważny i skrajny, otóż rzecz odtwarza 11 powrotów Rakowskiego (czasem wspólnie z Eastealem) z pracy do domu w godzinach szczytu. Niemal cały film dzieje się wewnątrz samochodu, kamera umieszczona jest cały czas w tym samym miejscu, za plecami kierowcy (nie widać więc nawet twarzy głównego bohatera), a widz zostaje postawiony przed koniecznością wysłuchiwania życiowych przemyśleń i problemów białego australijskiego prawnika po pięćdziesiątce. Powiedzieć, że nie brzmi to zbyt kusząco, to nic nie powiedzieć, lecz co najbardziej szokujące całość okazała się sukcesem.

Easteal z imponującą konsekwencją nie próbuje się przymilać do widza, nie ma tu żadnej intrygi, kłótni czy dynamicznego montażu, jak chociażby w najbardziej znanym „samochodowym” filmie ostatnich lat – Locke. Zamiast tego otrzymujemy olbrzymią dawkę szczerości i przyziemności: idealne małżeństwo, w którym pozostało już tylko przyzwyczajenie i wątpliwości co do słuszności decyzji o braku potomków, czy matkę z galopującą demencją znajdującą się w domu opieki w oddalonej o 700 km Adelaidzie, o której zapomnieć nie pozwala wciąż dzwoniąca pielęgniarka. Ciągłe rozliczenia, niepewność i podsumowania. The Plains uwodzi szczerością w stanie czystym, bez ckliwości i egzageracji. Podstawowym uczuciem jest tu ambiwalencja zarówno widza wobec filmu, jak i widza wobec bohaterów, a w końcu bohaterów wobec samych siebie. Rok 2022 przynosi nam kolejne bardzo dobre Drive My Car.

Give Me Pity (2022, reż. Amanda Kramer)

Amerykanka Amanda Kramer dość niespodziewanie była bohaterką retrospektywy tegorocznego IFFR. O otwierającym wydarzenie Please Baby Please pisałem już w oddzielnym tekście, ale w Rotterdamie prezentowano premierowo jeszcze jeden jej film. Trwające ledwie 70 minut Give Me Pity to eksperymentalny projekt, który jak często dzieła tej reżyserki nic sobie nie robi z tradycyjnych form narracji.

To nagranie na VHS występu gwiazdy muzycznej w amerykańskim programie rozrywkowym z lat 70. Dla Sissy St. Claire (Sophie von Haselberg) to pierwsza taka okazja. Cekinowy strój, ostry makijaż przysypany brokatem i sztuczny uśmiech – perfekcyjna gwiazda i wzór do naśladowania dla amerykańskiej młodzieży. Szybko jednak całość skręca w stronę narastającego niepokoju. Na nagraniu pojawiają się artefakty wizualne, w tle przewija się wampiryczna postać, a słowa głównej bohaterki zdają się przekazywać coś innego, niż powinny. Przypomina to nieco nagrodzone na festiwalu Octopus VHYes Jacka Robbinsa z 2019, jednak produkcja Kramer pozostaje przy tym niezwykle konsekwentna i kreatywna stylistycznie. Nie odtwarza jedynie stylistyki minionych dekad, a tworzy raczej na jej podstawie swoistą pastiszową syntezę, co duchowo przywodzi na myśl nieco obrazy Anny Biller. Schizowo-muzyczna zabawa z mocnym intelektualnym przekazem i warstwą metatekstualną. Jak tu się nie zakochać?

Medusa (2021, reż. Anita Rocha da Silveira)

Współczesne kino brazylijskie lubuje się w dystopijno-futurystycznych wizjach, często z feministycznym podtekstem. Mocna reakcja filmowców na skrajnie prawicowo-populistyczny kierunek rządów Jaira Bolsonaro nie jest niczym zaskakującym, aczkolwiek warto zauważyć, że często pojawiają się tu dwie wyraźnie przeciwstawne tendencje. Z jednej strony obserwujemy zatem wzrost niezależnego kina wypełnionego pustą liberalną krytyką, pozbawionych większych refleksji produkcji Gabriela Mascaro (Boska miłość), czy Iuli Gerbase (Różowa chmura). Oponuje im bardziej lewicowe i artystyczne spojrzenie, prezentowane chociażby przez Klebera Mendonça Filho (Bacurau), a także nagrodzoną w Cannes i pokazywaną w Rotterdamie Medusę Anity Rochy de Silveiry.

To kreatywne połączenie odwróconego rape-and-revange, stylistyki giallo i kina dystopijnego. Kamera śledzi grupę bardzo wierzących „perfekcyjnych” dziewczyn należących do czegoś między sektą a protestanckim kościołem opartym na widowiskowej ewangelizacji. By wyplenić zło i grzech z miasta, bohaterki nocami zakładają białe maski i z kijami baseballowymi polują na grzeszników i tych, którzy nie chcą się przyporządkować boskiej woli i zmienić na lepsze.

Dużą zaletą filmu jest niezwykle kreatywny i interesujący montaż, za który odpowiada Marilia Moraes mająca w swoim CV m.in. wybitny zeszłoroczny esej Babenco: Tell Me When I Die, poświęcony legendzie brazylijskiego kina. Z kolei za dobór utworów muzycznych, w tym niezwykle kreatywne religijno-polityczne przeróbki klasyki amerykańskiej muzyki rozrywkowej, odpowiada stały współpracownik Mendonçi – Gustavo Montenegro.

Kafka for Kids (2022, reż. Roee Rosen)

Niewątpliwy artystyczny sukces odniesiony w ostatnich latach na arenach międzynarodowych przez Nadava Lapida pchnął także innych niepokornych izraelskich reżyserów do odważniejszej krytyki patologii społeczeństwa swojej ojczyzny. Roee Rosen, będący z wykształcenia filozofem i literaturoznawcą, rozpoznawalność w światku sztuki współczesnej zdobył głównie instalacjami, na których potrzeby często realizował także filmy krótkometrażowe. Znaczącą cechą jego twórczości jest intertekstualne i transgresyjne łącznie twórczości przedstawicieli awangardowego kanonu z formami propagandy politycznej i bajki dla dzieci.

Znajdująca się w lucernskim Kunstmuseum (a także częściowo w galerii Rosenfelda w Tel Awiwie) instalacja Kafka for Kids, której kluczowym elementem jest nazywający się tak samo film pełnometrażowy, stanowi bez żadnych wątpliwości kolejny przykład niebanalnych, ale słusznych wyborów rotterdamskich selekcjonerów. To dekonstrukcja Metamorfozy w formie bardzo niepokojącego programu dla dzieci w duchu show Pana Rogersa. Starszy, nieco zbytnio lubiący zdrobnienia i bliskość fizyczną prowadzący opowiada historię Gregora Samsy małej dziewczynce (granej przez ubraną w dziecięcy strój i infantylnie zachowującą się 42-letnią Hani Furstenberg). Zgodnie z regułą tego typu show co jakiś czas pojawiają się także „przyjaciele” prowadzącego, tacy jak Posłaniec Złych Wieści czy But Franza Kafki. Z kolei same fragmenty opowiadania ilustrowane są surrealistyczną, acz bardzo prostą kreską.

Kafkowska część filmu stanowi tu przyczynek do dyskusji na temat militaryzacji, prowadzonej przez rząd propagandy strachu, ale przede wszystkim używania dzieci jako narzędzi politycznych i relatywizowania wartości ich żyć.