Reżyserski debiut Tomasza Habowskiego to na mapie polskiej kinematografii obraz bez wątpienia nietuzinkowy. Formalną lekkością i anatomią miłosnej relacji pachnący kinem amerykańskim, wzajemnymi pretensjami i walką z oczekiwaniami, nakładanymi zarówno przez innych, jak i przez siebie, niewychodzący poza ojczyste granice.
Ona, Alicja (Justyna Święs), to skromna dziewczyna z Piotrkowa Trybunalskiego (a w zasadzie „nie ze stolicy”), nieznająca luksusów i życia usłanego przywilejami, za to doświadczona ciężką pracą i stawiająca pragmatyzm zarabiania na chleb i czynsz ponad mrzonki o muzycznej karierze. Mimo że „gotowa do lotu”, to świadomie chowająca się w swojej skorupce, twierdząc, że jeszcze nie czas. On, Robert (Tomasz Włosok), syn legendarnego, polskiego aktora, Andrzeja Jaroszyńskiego (Andrzej Grabowski), stoi na przeciwległym biegunie. Bogaty, z mieszkaniem kupionym przez tatę, nieznający dźwięku porannego budzika wyznaczającego rytm dnia człowieka pracy. Do zawodowych ustawek aranżowanych przez zaradną siostrę Kamilę (Patrycja Volny), podchodzi, kręcąc nosem. Wszystko chce zrobić po swojemu, ale nie do końca wiadomo, czym to jego „wszystko” jest. Zamiast tego słyszymy o planach i enigmatycznych projektach, budzących ironiczne komentarze ojca, człowieka sukcesu, przy każdej okazji przypominającego otoczeniu o swoich zasługach i maleńkości innych. Przypadkowe spotkanie z Alicją staje się dla Roberta zapalnikiem nie tylko do stworzenia dojrzałej relacji, po epizodach niezobowiązującego seksu z jedną z koleżanek, ale także do nadania kierunku muzycznym marzeniom i realnej szansy na przekucie ich w komercyjny sukces.
Choć na pierwszym planie jest klasyczny duet „ona i on”, to w zasadzie nie o miłości, a o dojrzewaniu traktuje film Habowskiego. Oto bowiem mamy bohaterów dopiero wchodzących w dorosłość, którzy siłą rzeczy zdecydowanie częściej się potykają, niż idą prosto. Ona jest zdolna, ale wie, czym rządzi się życie, kiedy nie ma się zaplecza w postaci bogatej rodziny. On ma bogatą rodzinę, ale nie ma jej talentu. Nosi za to bagaż nazwiska, które na każdym kroku żąda potwierdzenia dziedziczności wybitnych genów. W jakim stopniu jednak hamulce nakłada na nich otoczenie, a na ile sami sobie rzucają pod nogi kłody, jest rozterką dość uniwersalną. Habowski wydobywa z nich siłę i świadomość, choć w przypadku Alicji używa dużo ciekawszych, bo mniej oczywistych środków. Skrzydła, które daje jej do lotu, mają cenę – wydawać by się mogło – zbyt wysoką, ale być może będącą jedynym warunkiem do wyjścia poza strefę komfortu. Udaje mu się ująć lekko banalną w swojej prostocie kwestię – że dojrzewamy, dając, a nie biorąc. Że ego jest naszym największym wrogiem, a przysłowiowe posypanie głowy popiołem przynosi spokój i oczyszczenie.
Nieco rozczarowuje, że Habowski, będący też autorem scenariusza, nie podjął większego ryzyka w konstruowaniu fabuły i postaci. Wszystko tutaj jest w zasadzie czarno-białe, jak zdjęcia autorstwa Weroniki Bilskiej – skądinąd bardzo dobre. Brakuje niuansów, międzywierszowości. Za dużo zostaje wypowiedziane (lub wykrzyczane), czy to na poziomie autoanalizy, czy stosunków ze światem zewnętrznym. Bohaterowie zbudowani są dość jednowymiarowo, co odbiera im głębię, a nam widzom, ogranicza pole do interpretacji. Żeby jednak oddać królowi, co królewskie, mimo wielu uproszczeń, film działa przede wszystkim na poziomie energetycznym. Zasługa w tym olbrzymia duetu aktorskiego Justyny Święs i Tomasza Włosoka. Choć Święs znana jest głównie z działań na polu muzycznym, a przede wszystkim z fenomenalnego duetu The Dumplings, nie jest to jej pierwszy raz na filmowym ekranie – i miejmy też nadzieję, że nie ostatni. Włosok gra z typową dla siebie charyzmą, dobrze portretując rozpieszczonego chłopaka, który kiedy kończy mu się bajera, potrafi uczciwie spojrzeć w lustro. Chemia między tymi dwojga po prostu działa i buduje klimat opowieści – miejscami bardziej, miejscami mniej przyjemny, ale zawsze trzymający uwagę.
Oczywiście nie byłoby tego filmu bez samej muzyki, świetnie napisanych i bezbłędnie zaśpiewanych piosenek, które kołyszą, rozpieszczają, a po seansie przyjemnym natręctwem wracają do ucha. Razem ze zdjęciami i kalejdoskopem wzajemnie przeplatających się nadziei i rozczarowań bohaterów budują urzekającą mozaikę impresji, których wisienką na torcie (na szczęście nieprzesłodzoną) jest epilog, dający to, co dzieło filmowe dać powinno, zarówno widzom, jak i swoim postaciom.
PIOSENKI O MIŁOŚCI być może nie wyważają żadnych drzwi – i być może wcale nie muszą. Są jednak seansem bardzo stylowym i przyjemnym w swojej słodko-gorzkiej wymowie. Działającym „tu i teraz”, nieprawiącym moralitetów, dającym więcej niż naskórkowe wrażenia. Ale przede wszystkim mówiącym, że każdy ma swój czas, zarówno na zrozumienie siebie, jak i na „lot” w inne, lepsze miejsca.
Piosenki o miłości
Tytuł oryginalny: Piosenki o miłości
Rok: 2021
Kraj produkcji: Polska
Reżyseria: Tomasz Habowski
Występują: Tomasz Włosok, Justyna Święs, Andrzej Grabowski
Dystrybucja: Gutek Film
Ocena: 2,5/5