A więc wojna! – recenzja filmu „Pewnego razu na Dzikim Wschodzie” – WFF 2024

Niezależnie od szerokości geograficznej wybuch wojny zawsze wygląda podobnie. Atmosfera gęstnieje, aż dochodzi do punktu zapalnego, po którym żadna ze stron nie może udawać, że nic się nie stało. Ta sama mechanika zdaje się dotyczyć nieco mniej zmilitaryzowanych wojen gangów, czy jak sugeruje oryginalny tytuł tej produkcji — wojen policjantów.

Kryminał, pokazywany w Konkursie Międzynarodowym pod tytułem Pewnego razu na Dzikim Wschodzie, rozgrywa się na Słowacji, jak sugeruje scenografia — niedługo po uzyskaniu przez to państwo niepodległości. Akcja zaczyna się dość klasycznie, od przedstawienia nowego narybku lokalnego komisariatu. Jest nim niepokorny Igor Molnar (Juraj Loj, nominowany do Złotego Konika za rolę w Szarlatanie Agnieszki Holland), który sam o sobie mówi: „Dla przyjaciół Molly, dla kutasów Pan Porucznik Molnar”. Z dużej miejskiej jednostki został on oddelegowany do prowincjonalnego Popradu, ze względu na chęć zamykania niewłaściwych (z punktu widzenia panujących układów) osób. Jego partnerem zostaje doświadczony Miky Miko (Alexander Bárta) znany zarówno z doskonałych umiejętności driftu samochodem, jak i skutecznego ślizgania się po życiowym parkiecie mafijnych układów. Starszy kolega już pierwszego dnia zaprasza żółtodzioba do lokalnej mordowni, gdzie przy butelce palinki tłumaczy reguły, jakimi rządzi się podtatrzańska okolica.

Zasady są proste, mamy w okolicy dwa gangi, jeden trzyma się bliżej gór, drugi rządzi miastem. Handel narkotykami, wewnątrzmafijne zabójstwa czy prostytucja są, były i będą. Nad wszystkim czuwają nie tylko gangsterzy, ale również skorumpowani politycy najwyższego szczebla. Policja oczywiście pracować musi, więc dla nabicia statystyk raz na jakiś czas zatrzyma nienotowanego wcześniej dilera z komercyjną, ale nie hurtową, porcją narkotyków. W większości przypadków sam Miky preferuje jednak rozwiązywanie problemów „po ludzku”, wszak zawsze można dogadać się bez konieczności wpisu do kartoteki, a żaden kierowca nie obraził się jeszcze, gdy wkrótce po kradzieży samochód wrócił na swoje miejsce umyty, z bagażnikiem pełnym szlachetnej polskiej Żubrówki.

Molnar każdego dnia zdaje się rozumieć zasady coraz lepiej, a po swoim nowym rewirze stara się poruszać nie naruszając status quo, ale jego natura policjanta z powołania zaczyna dochodzić do głosu. Po każdej akcji mundurowych wymierzonej w przestępczość zorganizowaną atmosfera robi się bardziej napięta, aż dochodzi do przekroczenia ostatecznej granicy, w postaci zamordowania policjanta. Odpowiedź może być tylko jedna, krwawa zemsta, a w konsekwencji otwarta wojna.

W dwuipółgodzinnym metrażu, nadającym się na miniserial, fabuła budowana jest w sposób pozwalający niemal podzielić ją na odcinki. Biermann śmiało wprowadza nowe postaci w trakcie trwania filmu, jednocześnie nie trzyma się kurczowo ich raz nadanej wadze. Soje chwile może mieć tu więc początkowo trzecioligowy gangster, czy zaprezentowany widzom tuż przed finałem płatny morderca, czy nowopoznana dziewczyna Miky’ego okazująca się kimś więcej niż pocieszycielką protagonisty. Jednocześnie jak w dobrym kryminale reżyser stara się, by poruszone wcześniej wątki w finale powracały, mając kluczowe znaczenie dla dalszego przebiegu zdarzeń, co dodatkowo dodaje filmowi uroku i nagradza uważnego widza.

Z uwagą podczas seansu nie powinno być jednak problemu. Słowacko-czeski obraz ma wszak doskonałą dynamikę i lekkość, typową dla hitów kina sensacyjnego. Poza oczywistymi dla tego gatunku scenami akcji dostajemy dużą dozę humoru. Wulgarnego, prostego, ale niejednokrotnie skutecznego i wciąż o kilka poziomów bardziej wyrafinowanego, niż w filmopodobnych gangsterskich produktach Patryka Vegi.

Chociaż osobiście preferowałbym dosłowne, wojenne, tłumaczenie tytułu, trzeba przyznać, że polska propozycja również sporo zdradza na temat klimatu  całego dzieła. Podobnie jak w doskonałych spaghetti westernach Sergia Leone mamy tu do czynienia ze światem, w którym nie ma miejsca na dobrych bohaterów, a konflikt rozgrywa się między równie zdeprawowanymi stronami, gdzie pewne jest tylko to, że każdy będzie musiał ubrudzić ręce.

 
Marcin Grudziąż
Marcin Grudziaż

Pewnego razu na Dzikim Wschodzie

Tytuł oryginalny:
 Vojna policajtov

Rok: 2024

Kraj produkcji: Czechy, Słowacja

Reżyseria: Rudolf Biermann

Występują:  Alexander Bárta, Juraj Loj, Patrik „Rytmus” Vrbovský i inni 

Ocena: 4/5

4/5