Denis Côté, stały bywalec Berlinale, powrócił do stolicy Niemiec z najnowszym projektem, po raz pierwszy goszcząc w sekcji Panorama. Autor pokazywanego przed trzema laty w konkursie głównym Takiego lata [NASZA RECENZJA] przedstawia się tym razem z innej strony niż dotychczas – to bodaj najśmieszniejszy, najbardziej „przystępny” i, z braku lepszego słowa, najluźniejszy film w jego dorobku, ale nadal niepozbawiony autorskiego stempla.
Zrealizowany rzekomo za tysiąc dolarów Paul to siedem miesięcy z życia tytułowego bohatera podane w formie dokumentu obserwacyjnego. Oczywiście ze szczyptą reżyserskiej ingerencji. Cleaning Simp – bo pod takim pseudonimem działa w mediach społecznościowych – jest pochodzącym z Montrealu daily vlogerem, który dokumentuje swój proces wychodzenia z depresji, zaburzeń lękowych i otyłości na Instagramie. Nie publikuje jednak zapisków z sesji terapeutycznych, a nagrania gdy sprząta, pucuje, zamiata i zeskrobuje brud z podłóg, szyb czy sprzętu kuchennego. Nie u siebie czy znajomych, a u domin, mających w nim i gosposię, i podnóżek. Zupełnie za darmo, w ramach transakcji wiązanej – one otrzymują błyszczące kafelki oraz ochotnika do eksperymentów, on zaś czuje się potrzebny i zauważony.
Côté dowiedział się o początkującym mikro-influencerze od znajomej, ale fakt, że udało mu się nawiązać z Paulem kontakt i wejść z kamerą do jego życia, zasługuje na uznanie. Bohater bowiem nie czuje się dobrze w towarzystwie mężczyzn – quebecki reżyser oraz dwójka jego operatorów są jednymi z nielicznych, których dopuścił do siebie tak blisko. Bez początku, rozwinięcia czy zakończenia, przyglądamy się wycinkom z jego wizyt i chwil w domu. Czas odmierzają tu rolki wrzucane na Instagrama – dzięki wpleceniu ich w fabułę możemy zauważyć proces metamorfozy Paula: jak zmienia się jego ciało, psychika, podejście do życia i swojej działalności.

Trzeba przyznać, że Kanadyjczykowi przytrafił się dokumentalny samograj. Każda z postaci łaknie bowiem uwagi kamery. Tutaj również mamy do czynienia ze swoistym barterem: Paul i dominy otrzymują atencję, dodatkowy obiektyw i parę oczu zwrócone na siebie; reżyser może być reżyserem, spojrzeć na czyjeś historie przez własną soczewkę. Autor Antologii duchów miasta jest w tym jednak dyskretny – chodzi z operatorami na paluszkach, by nie naruszyć bezpiecznej przestrzeni wypełnionej zapachem płynu do szyb i odgłosami skórzanego bicza. Traktuje swojego bohatera z szacunkiem, empatią, ale też stosownym dystansem.
Nagromadzenie dziwactw i osobliwości jest tu tak wielkie, że trudno mówić o jakiejkolwiek perwersji. Ciekawe natomiast jak z Paula, jednostki mającej więcej wspólnego z cyfrowym awatarem niż prawdziwym człowiekiem, film zdołał wyciągnąć pierwiastek ludzki. Tę historię dałoby się przedstawić na przynajmniej dziesięć sposobów – zaczynając od ostrzegawczego portretu incela, kończąc na wzruszającej sylwetce współczesnego młodego mężczyzny w kryzysie. Opcja, którą wybrał Côté, wydaje mi się najciekawsza.
Wróćmy jeszcze na chwilę do przestrzeni – to jeden z ważniejszych motywów w twórczości Kanadyjczyka, jednak największy nacisk położył na nim w przedostatnim dziele, Mademoiselle Kenopsia [NASZA RECENZJA]. Główna bohaterka chadzała tam po liminalnych przestrzeniach, nasłuchując dźwiękowych widm. W Paulu relacja z otoczeniem kreowana jest w podobny sposób. Po raz pierwszy tak często reżyser korzysta tu z niediegetycznych dźwięków, wzbogacając warstwę audialną o spokojne, ambientowe brzdęki. Pomieszczenia różnią się oświetleniem, umeblowaniem, pokazywane są z różnej perspektywy, mają własne wibracje, by nie powiedzieć osobowość.

Niemała w tym zasługa sfery formalnej – ziarniste zdjęcia zniekształcają obraz, nadają mu dodatkowych tekstur i znaczeń. Zwłaszcza przy zbliżeniach widać mieszanie się faktur, nachodzenie na siebie Paula i mebli, Paula i domin, Paula i komunikatorów internetowych, Paula i ścian, Paula i dywanów, i tak dalej, i tak dalej. Operatorzy Vincent Biron i François Messier-Rheault wykorzystali ograniczenia budżetowe i logistyczne na swoją korzyść. Przy użyciu sprzętu małej wielkości zaszyli się cichaczem pomiędzy uprzężami i kneblami, obserwując, co zastane. Ile było w tym inwencji reżysera, ile zaangażowania ze strony głównego bohatera, a ile improwizowanej rejestracji – pewnie nie dowiemy się nigdy. Ale nie ma po co, bo Paul mógłby być równie dobrze dokumentem, jak i fabułą. Prawda jest względna, montaż to kłamstwo!
Zupełnie nie wiem, czy, czemu i kto kogo tu wykorzystuje – czy dominy Paula, czy Paul sam siebie, czy Côté ich wszystkich, czy nikt nikogo. Ale też niezbyt mnie to obchodzi. Cały ten film obarczony jest ryzykiem bycia odebranym inaczej, niż to było zamierzone, czego przykładem może być pierwsza tak entuzjastyczna reakcja publiczności na seansie filmu Kanadyjczyka. Zamiast drzwi trzaskających za widzami zbulwersowanymi sposobem opowiadania reżysera, tym razem były gromkie brawa i komentarze o więzi z protagonistą, sesja zachwytów oraz miłych komentarzy. Po kolejnych pokazach Letterboxd zaleje pewnie kolejna fala interpretacji w kontekście relacji władzy, jednak to już nie mój problem. Côté dowiózł kolejny udany i pobudzający zwoje mózgowe projekt, a że trafi być może dzięki temu do szerszej grupy odbiorców, to tylko dla wszystkich lepiej.

Paul
Rok: 2025
Kraj produkcji: Kanada
Reżyseria: Denis Côté
Ocena: 3,5/5