Pajac Eisenstein i syn ogrodnika – recenzja filmu Ostatnia „Słodka Bułgaria”– Sputnik

W konkursie głównym zakończonej niedawno 15. edycji Festiwalu Filmów Rosyjskich Sputnik nad Polską znalazł się najnowszy projekt, Aleksieja Fiedorczenki, czyli Ostatnia „Słodka Bułgaria”. Film w przewrotny sposób ukazuje biografię Michaiła Zoszczenko, radzieckiego pisarza specjalizującego się w opowiadaniach satyrycznych, ale tworzących także felietony, komedie krytykujące drobnomieszczaństwo czy scenariusze filmowe o tematyce wojennej. Rosyjski reżyser bierze pod lupę jego wspomnienia (Przed wschodem słońca) pisane pod pseudonimem Siemion Kuroczkin podczas II wojny światowej w kazachskiej Ałma-Acie. Pierwsze rozdziały ukazywały się w czasopiśmie „Oktiabr”) w 1943 roku, dalsze sowiecka cenzura zatrzymała na dziesięciolecia, a niedługo potem Zoszczenko, podobnie jak poetka Anna Achmatowa, na lata popadł w niełaskę.

Polska publiczność miała styczność z twórczością Aleksieja Fiedorczenki już na wczesnym etapie jego kariery, gdy był anonimową postacią nawet w swojej ojczyźnie. Na Warszawskim Festiwalu Filmowym w 2005 jego dokument ​​Pierwsi na Księżycu otrzymał Wyróżnienie Jury, nieco wcześniej przywiózł też nagrodę z Wenecji. Jak się potem okazało, była to zapowiedź kolejnych sukcesów reżysera i częstych wizyt jego następnych filmów w naszym kraju. Jego Niebiańskie żony Łąkowych Maryjczyków w 2013 roku wygrały konkurs główny festiwalu Nowe Horyzonty. Natomiast od 2010 roku i projekcji, także nagrodzonych na weneckim Biennale, Milczących dusz, powraca regularnie na Sputnika z każdym kolejnym dziełem. Tym razem w ramach święta kina rosyjskiego pokazał projekt, którego ukończenie sprawiło mu nie lada problemy. Ostatnia „Słodka Bułgaria” nie tylko miała kłopoty z finansowaniem, ale etap postprodukcji wydłużał się w nieskończoność.

Protagonistą filmu jest niejaki Leonid Jec (Ilja Biełow), syn ogrodnika, który stworzył odporną na mrozy i grzyby odmianę jabłoni nazwaną na cześć żony „Słodką Bułgarią”. Po tragicznej śmierci ojca, nasz bohater udaje się do Ałma-Aty, ówczesnej stolicy Kazachskiej Autonomicznej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej, aby tutaj w sprzyjającym klimacie spróbować odtworzyć gatunek jabłka wymyślonego przez rodziciela. Jako że trwa właśnie II wojna światowa, miejscowy urzędnik Uzbek Adałat podejrzewa młodego mężczyznę o miganie się od wojaczki i ukrywanie w sadzie przez poborem. Po spotkaniu urodziwej Olgi, dawnej kochanki pisarza Siemiona Kuroczkina (czyli ukrywającego się pod pseudonimem Zoszczenki) przybysz zostaje zaangażowany w jego poszukiwania. Po literacie zostały tylko kapelusz i prochowiec oraz garść opowieści potwierdzających, że tuż przed nagłym zniknięciem nie był on w najwyższej formie psychicznej. Bał się choćby tygrysów z dywanu, choć naszyte na niego były tylko psy i krowy. Gdy Leonid natrafia na dziennik Kuroczkina i zaczyna go czytać, czas się rozwidla.

Od tego momentu śledzimy zatem dwie opowieści. Współczesna skupiona na śledztwie protagonisty, który stara się jednocześnie spełnić powinność wobec ojca oraz wyjść z twarzą z konfrontacji z ekscentrycznym filmowcem… Siergiejem Eisensteinem, który akurat w tej okolicy kręci Iwana Groźnego. Druga oś czasowa okazuje się być zaczerpnięta ze wspomnień pisarza Kuroczkina-Zoszczenki. Rozpoczyna się pod koniec caratu, kiedy autor był młodym oficerem i zakochał się w sąsiadce. Gdy wybucha rewolucja, jak białoarmiści i inni poplecznicy dawnego reżimu miał możliwość ucieczki na zachód Europy (ukochana proponuje Paryż). Wybiera jednak pozostanie w ojczyźnie. Jego talent literacki zdaniem bolszewików może przydać się w propagandzie, ale szybko słyszy z ust zwierzchnika o swoim dziele: „To jest ser brie, nam jest potrzebny razowiec”. Proletariat potrzebuje innej sztuki, żąda tematów rewolucyjnych. Rękopis Kuroczkina zawiera także inne wydarzenia: te z dzieciństwa, gdy jako 5-latek stykał się z przeżartym apatią związkiem swoich rodziców (ojciec ukraiński malarz ze herbem, matka ex-aktorka również wywodząca się z rosyjskiej szlachty) czy później, gdy chciał popełnić samobójstwo po otrzymaniu niskiej noty za wypracowanie o Turgieniewie.

Ostatnia „Słodka Bułgaria”

Aby podkreślić odmienność obu porządków czasowych Fiedorczenko decyduje się na pewien zabieg. Otóż w opowieści z dzienników nagminnie stosuje split screen. Najczęściej dla zachowania kompozycji reżyser decyduje się na poszatkowania obrazu na trzy części, tworząc swoisty ekranowy odpowiednik średniowiecznego tryptyku, a także przywołując monumentalnego Napoleona Abela Gance’a, w którym zastosował on panoramiczny format zwany potem Polyvision: akcja finałowej bitwy rozgrywała się na trzech ekranach jednocześnie. Sceny rozgrywają się zatem w centrum kadru, a na skrzydłach widzimy ujęcie z innych kamer ukazujące poszczególnych bohaterów uczestniczących w środkowym panelu. Dynamizuje i intensyfikuje tym samym poszczególne sekwencje, w trakcie jednego ujęcia otrzymujemy w ten sposób kilka spojrzeń na ten sam aspekt. Raz widzimy aż cztery obrazy w kadrze, każdy ukazujący inną osobę siedzącą przy stole i jej reakcje. Split screen nie pełni tu zatem roli ozdobnika, ale raczej bonusu informacyjnego i narracyjnego katalizatora.

Jak przy poprzednich dziełach z dorobku Fiedorczenki, kluczową rolę oddaje wizualnym aspektom filmu. Nawet w momencie swej porażki artystycznej (za którą uważam Wojnę Anny) Rosjanin nie zapomniał o dopieszczeniu detali. Nieprzypadkowo stały operator Andrieja Zwiagincewa, Michaił Krichman otrzymał za zdjęcia do Milczących dusz Srebrną Żabę na Camerimage. W Ostatniej „Słodkiej Bułgarii”, dziejącej się w Kazachstanie także nie brakuje zaskakujących obrazów, Wynikają one trochę z lokalnego kolorytu, by nie powiedzieć z egzotyki względem naszych europocentrycznych wzorców,  a trochę z wyobraźni i erudycji twórcy, korzystającego z tropów historycznych i kulturowych z ogromną swadą. Jak się okazuje po chwili: wkraczający w kadr wielbłąd (a gwoli ścisłości baktrian) nie jest oznaką obłędu, lecz zwierzęciem typowym dla tych terenów, napotkani nagle w uliczce żołnierze Wehrmachtu są tak naprawdę statystami jednego z kręconego w Ałmacie-Acie filmów, a katana i maski pochodzące z japońskiego teatru Kabuki oraz meksykańskie obuwie należy do wspomnianego Eisensteina.

Ostatnia „Słodka Bułgaria”

Skoro jesteśmy przy autorze Pancernika Potiomkina. Wydaje się przy naskórkowym odbiorze, że Fiedorczenko postrzega wielkiego reżysera za jakiegoś szarlatana i pajaca – pokrzykuje na aktorów (w tym odtwórcę roli cara Iwana ​​Nikołaja Czerkasowa), zmusza ich na planie do udawania zwierząt zagrodowych czy zaczyna nagle tańczyć jak szalony. Jednak wystarczy popatrzeć na odkryty przez Leonida i Olgę pokoik Eisensteina w Zrzeszeniu Wytwórni Filmowych, by dostrzec pieczołowitość z jaką Rosjanin podszedł do drugoplanowego bohatera. Są tam rzecz jasna suweniry przywiezione z podróży do Meksyku w latach 30. (ten okres uwiecznił w swoim stylu Peter Greenaway w Eisenstein in Guanajuato z 2015 roku) oraz artefakty z Japonii, której kulturą fascynował się legendarny filmowiec. Kraj Kwitnącej Wiśni miał zresztą wpływ na wiele aspektów w dorobku Rosjanina; uczył się języka japońskiego oraz studiował historię i tradycję tego państwa. Kreska i kompozycja mało znanych dziś rysunków jego autorstwa wzorowane były na grafikach Utamaro czy Hokusaia oraz teatrze Kabuki. Miały ona też odbicie w tym jak kręcił swoje dzieła (co przeniknęło do filmu Fiedorczenki). Na ścianie jego filmowego pokoju widzimy zresztą liczne rysunki, inspirowane także twórczością francuskich artystów takich jak Honoré Daumier i Toulouse-Lautrec. W latach 1942-1944, czyli podczas ałma-ackiego okresu kariery Eisensteina powstały przynajmniej 90 takich prac, wiele z nich o charakterze pornograficznym. Potem reżyser podarował je Lidii Naumowej, autorce kostiumów do Iwana Groźnego. W Polsce prace były prezentowane na wystawie w warszawskiej Królikarni na przełomie 2004 i 2005 roku.

Ostatnia „Słodka Bułgaria” łączy z innymi dziełami Fiedorczenki spora umowność fabularna , anegdotyczność poszczególnych fragmentów oraz zamiłowanie do outsiderów. Główną misją twórcy urodzonego w miasteczku Sol-Ileck wydaje się być ocalenie od zapomnienia dorobku kultury. Gdy popatrzeć na jego dotychczasowe dzieła okaże się, że czynił tak już w Milczących duszach i jego kontynuacji Niebiańskich żonach Łąkowych Maryjczyków, gdy zapoznał nas ze zwyczajami ugrofińskiego ludu z Republiki Mari Eł, czy w Aniołach rewolucji, gdzie przybliżał życie na Syberii Chantów i Nieńców. W swoim najnowszym obrazie nie ucieka się do ukazania dorobku// całego narodu, ale pochyla się nad dziedzictwem konkretnych jednostek. Tym wszak są odtwarzana przez Leonida odmiana jabłoni, niewydawane przez czterdzieści lat wspomnienia Zoszczenki czy pozafilmowe zainteresowania Eisensteina. Fiedorczenko okazuje się nie tylko zdolnym filmowcem, potrafiącym zbudować żywą opowieść, ale przede wszystkim kustoszem pamięci o wypieranych z głównego nurtu treściach.

Maciej Kowalczyk
Maciej Kowalczyk
Ostatnia „Słodka Bułgaria” plakat

Ostatnia „Słodka Bułgaria”

Tytuł oryginalny:
Poslednyaya „Milaya Bolgariya” / Последняя „Миилая Болгария”

Rok: 2021

Kraj produkcji: Rosja

Reżyseria: Aleksiej Fiedorczenko

Występują: Ilja Biełow, Konstantin Itunin, Aliona Bratczikowa i inni

Ocena: 3/5