F_ck the Pain Away? – recenzja filmu „Oczy precz” – Nowe Horyzonty

Oczy precz to drugi film izraelskiej reżyserki Hadas Ben Aroyi, pokazywany wcześniej w berlińskiej sekcji Panorama, a teraz w nowohoryzontowym paśmie „Trzecie Oko”, którego motywem przewodnim w tym roku jest kobieca autonomia seksualna. Podobnie jak w przypadku debiutu pełnometrażowego, Ludzi, którzy nie są mną, autorka przygląda się schyłkowemu pokoleniu millenialsów, w powolnej i gorzkiej medytacji obserwuje ich rozmowy na imprezach i związkowe dramaty, unikając jednak uproszczeń i jednoznacznych sądów.

Film podzielony jest na trzy segmenty (o nierównych proporcjach czasu trwania), z których każdy dotyka innej sfery seksualności, kolejno: niechcianej ciąży, fetyszy BDSM i związków z zauważalną różnicą wieku. Każdy z tych wątków ujęty został bez tabuizowania i skandalizowania, często w sposób przewrotny wobec typowych przedstawień, choćby w popularnym kinie. Spoiwem narracyjnym tych trzech, luźno powiązanych tematycznie epizodów, jest postać Avishag (Elisheva Weil), z początku definiowana tylko jako „druga kobieta” Maxa (Leib Levin), który „wpadł” z inną, a potem zdecydowana protagonistka, której nadrzędnym celem staje się uzyskanie kontroli nad swoimi pragnieniami.

Reżyserka wiele czasu poświęca – choćby w pierwszej sekwencji na alternatywkowej imprezie takiej jak wszystkie inne – płytkim rozmowom zblazowanych młodych ludzi, których celem wydaje się udowodnienie, że jest się bardziej ironicznym i lekkodusznym niż ta druga osoba, a nie szczera wymiana wrażeń. Jednak pod tymi wszystkimi sztucznymi pozami „flexujących się”, już pewnie prawie że trzydziestolatków, Aroya widzi przestrzeń na autentyczne więzi i nieprawdopodobne zaskoczenia. Co szczególnie odświeżające, bohaterowie potrafią ze sobą rozmawiać o seksie w związku, nie spychają mniej ortodoksyjnych preferencji do sfery wstydu czy mrocznego sekretu, którego imienia nie wolno wymawiać – Avishag otwarcie mówi Maxowi, że lubi być bita po twarzy i podduszana, (tak z przekonaniem, nie tchórzliwie, jak zaznacza), co nie uwłacza w żaden sposób jej jako niezależnej kobiecie i nie jest odebrane jako powód do żartów przez partnera. Gdy jednak dochodzi do odegrania owej fantazji, niezależnie z jakim przekonaniem bohaterka przyznawała się do swojego kinku, niezależnie jak skonkretyzowana wydawała jej się ta wizja, pomimo prawdopodobnego braku wcześniejszego doświadczenia z masochizmem, swojej reakcji nie mogła przewidzieć – tak po prostu bywa, że w naszej głowie zawsze to wyglądało trochę inaczej.

Środkowy segment, skupiający się na relacji między Avishag i Maxem, jest najmocniejszą częścią filmu nie tylko przez niespotykanie delikatne potraktowanie tematu BDSM, tak inne od równoczesnego romantyzowania i patologizowania go w kinie, od 9 ½ tygodnia, przez Sekretarkę, po 365 dni, w których kompletnie zapominało się o kluczowym warunku zgody, pokazując po prostu relacje przemocowe. Przede wszystkim imponuje niepodrabialna chemia między aktorami (którzy zresztą naprawdę zostali parą na planie) w ujmujących scenach czasem sprawiających wrażenie w dużej mierze improwizowanych – w pamięć zapada Max tłumaczący na żywo dla Avishag tekst piosenki Message personnel Françoise Hardy. Sceny zbliżeń również rozegrane są ze smakiem, pokazując dużo, jednak bez znamion optyki pornograficznej, z szacunkiem do ciał i ich właścicieli_ek.

Największy kontrast obrazu stanowi zapewne różnica między kakofonią młodzieńczego edge’u z otwierającego segmentu, a ciepłą, otulającą i pełną swobodnych pauz rozmową między Avishag i Drorem (Yoav Hayt) z finalnego. Kobieta ląduje na dłużej w mieszkaniu starszego sąsiada, dla którego pracuje dorywczo, wyprowadzając psa, po tym jak, niby przypadkiem, upija się okazami z jego kolekcji win, a potem zasypia w jego łóżku. Dror uzewnętrznia się przed bohaterką, opowiada o swoim traumatycznych doświadczeniach z nauki w jesziwie, a chwilę potem te dwie osoby, podzielone całym pokoleniem doświadczeń, zaczynają uprawiać bardzo powolny i delikatny seks na kanapie. Nastrój, podobnie jak dynamicznie zmieniająca się ostrość w ujęciach, oscyluje między czułością a jakimś podskórnym niepokojem – z jednej strony starszy mężczyzna zdaje się wiedzieć coś o intymności, czego bohaterka z takim zapałem szukała pod wewnętrzną presją doświadczania intensywnego i bogatego życia seksualnego, z drugiej Dror wydaje się wręcz niewinny, bezbronny w tej sytuacji (co zresztą podważa relacje władzy zwykle zakładane w przypadku różnicy wieku).

Jednak jak sama reżyserka sugeruje w jednym z wywiadów, czy właśnie tym nie jest intymność – zdolnością bycia kruchym przed drugą osobą? Jeśli jeden przekaz na pewno udaje się reżyserce wydobyć z jej kolejnego, skąpego fabularnie i mglistego ideowo portretu izraelskich millenialsów i ich stosunku do seksualności, to na pewno ten.

Dawid Smyk
Dawid Smyk

Oczy precz

Tytuł oryginalny: „Mishehu Yohav Mishehu”

Rok: 2021

Gatunek: psychologiczny, erotyczny

Kraj produkcji: Izrael

Reżyseria: Hadas Ben Aroya

Występują: Elisheva Weil, Leib Levin, Yoav Hayt

Ocena: 3,5/5