Europejskie korzenie wampira – recenzja filmu „„Nosferatu”

Wszyscy trochę zazdrościmy Robertowi Eggersowi. Ma 41 lat, co oznacza, że jest na początku swojej kariery reżyserskiej, ale już może wszystko. Amerykanin zdaje się regularnie odwiedzać swój dom rodzinny, przeglądać swoją dziecięcą biblioteczkę i wybierać to, co dalej rozpala jego serce. W wieku 33 lat opowiedział o czarownicy, później o latarni morskiej, która doprowadza do szaleństwa, i o wikingu, który ma tylko jeden cel – zemstę. Niewiele twórców w tym wieku ma tak dużą swobodę. Eggers robi, co chce. Tym razem postanowił napisać i wyreżyserować film o Nosferatu. Wampirze rozpalającym serca twórców i widzów od początków kina. Znów mu się udało. Przede wszystkim dlatego, że przyłożył się do pracy nad tym filmem na etapie dokumentacji.

Orlok: Europejczyk

Wierzenia wampiryczne są zakorzenione w europejskim folklorze od starożytności. Wtedy Grecy wierzyli w strigai, czyli demony wysysające krew z dzieci. Strigai ewoluowały w średniowieczu w strzygi, które są przodkiniami wampira. W podaniach z Europy Środkowo-Wschodniej z XVIII wieku pojawiły się cechy charakterystyczne tej istoty, które w popkulturze są ważne po dziś dzień. Antropolodzy i entomolodzy sprzeczają się w kwestii jego pochodzenia. Każdy chwyta go za pelerynę i przeciąga na swoją stronę mapy. Polacy nie gęsi, swoje „upióry” również mieliśmy. W XVIII wieku nasze ziemie ogarnęła panika spowodowana tym, że niektórzy nie zostaną zbawieni, ponieważ ich ciała powstaną z grobu, a oni, gnijąc, będą wysysać krew z nas i naszych dzieci. Wampir to lęk przed utratą wielkiego celu dla każdej duszy, czyli ideału życia wiecznego. Nie spotkasz się z ukochanymi po śmierci, jeśli w tym czasie będziesz przedłużał swój żywot, kąsając coraz to kolejne szyje. Wizja bycia zamordowanym przez wampira była następstwem wielu strachów, ale można ją sprowadzić do obawy przed tym, co niezrozumiałe. Wampirami tłumaczono sobie choroby, jak anemia czy gruźlica, epidemie, śmierć łóżeczkową. To również lęk przed utratą kontroli. Wampir jest wielowymiarową metaforą. Eggers nie pomija niemalże żadnego lęku, żadnego symbolu. Dekonstruuje wampira a my mamy szansę przyjrzeć się każdemu paznokciowi potwora. Ten scenariusz jest jednym z przykładów tego, że tekst jest zawsze mądrzejszy od autora. Nie implikuję Eggersowi ubytków na inteligencji, ale wierzę w to, że mądrość tekstu w tym przypadku wiążę się z mnogością interpretacji: nie wierzę, że autor myślał o każdej z nich pisząc, bo zwyczajnie odszedłby od zmysłów wraz ze swoimi bohaterami. Ten film jest jak wampirza encyklopedia. Widać, że Eggers wraz ze sztabem researcherów sięgnął do wampirzych podań z różnych wschodnioeuropejskich państw: od rzemiosła kostiumograficznego po wampiryczną filozofię. To bardzo dobry film. Świetny. Ale nie wybitny, choć to może być najlepszy film o wampirach w historii.

Eggers oddał wampirowi to, co wampirze: wąsa, czyli jego europejskość. Orlok wygląda jak ciało martwego transylwańskiego szlachcica. Nie ma na sobie lekkiej peleryny, snuje się odziany w długi futrzany płaszcz chroniący go przed surowym klimatem gór otaczających jego zamek. Zarówno kostiumograficznie, jak i scenograficznie Nosferatu to perełka, która oddaje hołd temu, czym wampir powinien być: a powinien być po prostu odrażający, bo takie były o nim podania. Przez lata w stolicy Kalifornii myśląc o wampirze, sięgało się po ciężką pomadę, smarowało mu czuprynę (ewentualnie po maszynkę i goliło na łyso). Kostiumografki wyciągały błyszczące peleryny z komody: nigdy nie zakurzone, bo zawsze jakiegoś stereotypowego wampira trzeba było ubrać. Powielało się nie tyle mit o wampirze, co jego zamerykanizowane i zinfantylizowane wyobrażenie.

Ellen: lustro naszych lęków

W Orloka wciela się współczesny mistrz horroru Bill Skarsgård. Jego gra zarówno głosem, jak i ciałem jest znakomita. Nie zobaczyłam w nim aktora. Widziałam wampira Orloka, którego nikt nie chciałby spotkać w swoich koszmarach. To w śnie poznaje się z graną przez Lily Rose Depp Ellen Hunter, okrutnie ograbioną z tegorocznej nominacji do Oscara. To, co ta aktorka robi ze swoim ciałem, przeszło moje wszelkie oczekiwania. Nie musi mówić, by pokazać jak przechodzą przez nią żal, obawy i ekstaza. W filmie drży zarówno ze strachu przed swoją przeszłością, jak i z lęków nad teraźniejszością i przyszłością – szczególnie jej ukochanego. Nie chce, by odkrył jej zawiłą relacje z Orlokiem, nie chce stracić Thomasa. Orlok jest dla niej tym, co wypiera – mroczną naturą jej własnych pragnień. Dosłownie symbolem wyzwolenia seksualnego, a gdzieś głębiej może i zniewolenia? 

Wampiryzm bywa również metaforą krzywdy na tle seksualnym. Ugryzienia, które Thomas znajduje na swoim ciele są jak pocałunki na które nie dał zgody. Nosferatu płynie do Ellen nie po to, by żyć razem długo i szczęśliwie. Ma apetyt i musi zostać zaspokojony. MUSI ją zdobyć. MUSI ją mieć. Nieważne, że to Ellen go zaprasza. Ważne, że ona tego nie chce, jest zastraszona i musi zgodzić się na jego wizytę. Ellen być może cierpi na zespół stresu pourazowego, czuje wstyd i poczucie brudu, z powodu których gdy Thomas tylko wychodzi z ich wspólnego lokum, wie, że na niego nie zasługuje i nigdy nie poczuje się ze sobą komfortowo. Orlok może też oznaczać wyzwolenie seksualne, ale w filmie jest to pokazane w bardzo dosłowny sposób. Jedna interpretacja nie wyklucza drugiej. 

 Orlok symbolizuje też jej rozdarcie między życiem a śmiercią, jest także alegorią powrotu.  Dla mnie to jednak przede wszystkim Nosferatu to film o samotności oraz marginalizacji społecznej zachodzącej przeciwko osobom „innym”. Innym, bo nieprzystosowanym do społeczeństwa przez swoje schorzenia, choroby, potrzeby. Ellen jest otoczona wianuszkiem ludzi, ale szczęśliwa czuje się tylko z mężem i tylko przy nim na jej twarzy gości szczery uśmiech. Ale tak, tylko gości. Częściej bohaterka jest posępna lub smutna. Wszyscy wokół twierdzą, że to melancholia. Jej stan można czytać jako depresję, zaburzenia depresyjno-lękowe czy też zespół stresu pourazowego. Orlok, niczym toksyczny partner, przychodzi do niej wtedy, gdy czuje się samotna, i zostawia w niej ślad na zawsze. Czy Ellen jest uzależniona od napięcia, które oferował jej Orlok? To kwestia seksu? Bliskości? A może to metafora obrazująca traumy po przemocy, przypuszczalnie seksualnej? Wierzę, że nie ma tu głupich odpowiedzi. Każdy znajdzie w tym filmie wątek, który dotknie jego duszy.

Eggers: tradycjonalista

Zamek do dobrego horroru jest wielozastawkowy, ale jednym z ząbków klucza jest „Everyman”, czyli figura przeciętnego człowieka, którego losy są na tyle uniwersalne, że większość widzów może złapać z nim cień porozumienia. U Eggersa owym everymanem jest grany przez Nicholasa Houlta Thomas Hutter, czyli mąż Ellen. Thomas, jest agentem nieruchomości i na początku filmu dostaje misję, która sprawi, że może podnieść się jego status społeczny – ma sprzedać Orlokowi posiadłość. To prosty, dobry człowiek. Dba o swoją żonę, chce mieć jej coś do zaoferowania, zanim założą rodzinę: lepszy dom, stabilność finansową. Daje Ellen wszystko to, czego potrzebuje: czyli bezpieczeństwo i spokój. Dla widzów zaś jest ziarnem, które pozwala nam wrosnąć w tę historię. Część fabuły obserwujemy z jego perspektywy. To dzięki opowiadaniu subiektywnemu wraz z Thomasem gubimy się w zamku Orloka, a razem z Ellen czujemy, jak nadchodzi wszystko to, czego się boimy. Narracyjnie film nie łamie zasad scenariopisarskiego sacrum, nie jest na tym polu też jakkolwiek odkrywczy. Wszystko jest jak według podręcznika: utożsamiamy się z bohaterami, gdy widzimy ich szczęście w ich „normalnym” świecie. Ona nie chce, by on wychodził, on jednak to robi, zostawiając ją ze swoimi kotkami. Ta małżeńska  idylla zostaje przerwana przez podróż, w którą musi wyruszyć jeden z bohaterów, poprzedzoną koszmarem sennym. Eggers kłania się Nosferatu – symfonii grozy F.W. Murnau, patrzy w kierunku Nosferatu wampir Wernera Herzoga i tworzy film, który jest owocem ewolucji zarówno tej historii, jak i filmowego rzemiosła. Wizualnie to obrazek-arcydzieło. Eggers ponownie staje przed rzędem Hollywoodzkich reżyserów i pokazuje, że nie jest tacy jak inni. Gdy modne jest korzystanie z miękkiego światła, pion operatorski (na czele z Jarinem Blaschke) kieruje w twarz aktorów wielkie reflektory, kontrastując i bawiąc się światłem. Mało tu CGI, Eggers stawiał na wybudowanie ogromnych scenerii, w produkcji brały udział szczury i wilki, natomiast śnieg to płatki ziemniaczane, a nie grafika wyeksportowana w After Effects. Cieszy, że coraz więcej twórców wraca do rzemieślniczych początków kina po tym, gdy przez lata byliśmy zalewani przez Marvelozę i crunch w wielkich studiach filmowych. 

Struktura filmu jest przewidywalna, a widz nieznający klasyki kina również wyczuje, co dalej nastąpi w tej historii. Snucie takich klasycznych opowieści mamy zakorzenione głęboko w naszych mózgach. To horror gotycki, w którym przeskakujemy między narracjami, jesteśmy sami z kilkoma bohaterami (zawsze w kluczu narracji subiektywnej). Punkty zwrotne i wszystko to, co w Poetyce opisywał Arystoteles, ma tu swoje zastosowanie. Eggers na szczęście chyba nigdy nie będzie chciał, by jego filmy były czysto komercyjnymi horrorami, w których wampir wyskakuje z szafy, wywołując wrzaski i krzyki. Eggersowi nigdy nie chodziło o wywołanie strachu tu i teraz przy pomocy prostych jumpscare’ów (choć i one, tak jak  w klasycznych horrorach, tu są – ale spokojnie i bez nich film by się obył). Obok rzemiosła najmocniejszy w Nosferatu jest horror psychologiczny, cała filozofia, możliwości interpretacji, które stoją za tym filmem, historyczne i antropologiczne zamiłowania Eggersa. Jestem rozczarowana tym, jak linearny jest ten film, bo uważam, że to jego jedyna wada. Oczywiście nie ma niczego złego w tworzeniu klasycznego kina, tym bardziej, że to film dopracowany w każdym szczególe. Można się było jednak spodziewać, że Eggers znajdzie tu miejsce na odkrywczość. Fabularnie Nosferatu jest uwspółcześniony, ponieważ to kobieta jest głównym motorem historii. Ale to nie jest odkrywcze. Współczesne kino przyzwyczaiło nas do tego, że kobiety są po prostu lepiej pisane. W kwestii fabuły film mnie ani razu nie zaskoczył, radykalnie zmieniając swój kierunek. Zazwyczaj widz nie lubi być nawet o krok przed reżyserem, ale oglądając Nosferatu, jest co najmniej pięć kroków przed Eggersem.

Każda z postaci drugoplanowych jest jakimś punktem odniesienia. Można w nich znaleźć odbicia własnych cech charakteru. Oprócz Ellen żadna z postaci nie jest pogłębiona. To archetypy: głowa rodziny, dobra przyjaciółka, młody małżonek, szalony uczony. Ale to bardzo dobrze. Ich wady i zalety są proste. Ta sprawna konstrukcja sprawia, że nic nie rozprasza uwagi widza od tego, co w filmie najważniejsze: Ellen i Orlok. Co istotne, wady bohaterów Eggers eksploruje na samym początku filmu. Tym samym, gdy dochodzi do finałów poszczególnych wątków, widz nikogo nie wini. W walce z wampirem nie ma irracjonalnych decyzji – nawet, gdy te przeszkadzają innym bohaterom. Aaron Taylor-Johnson i Emma Corrin dobrze sprawdzają się w swoich rolach, Willem Dafoe nieco rozczarowuje, po raz kolejny grając szaleństwo w tym samym tonie. Powinien odpocząć od rozszerzania oczu, podwyższania tonu swojego głosu i krzyku, bo od pewnego czasu jego odpinanie wrotek to nic innego, jak zakładanie na siebie maski Zielonego Goblina. Dafoe nie jest zły,– ale jest też klonem samego siebie. Najlepsze sceny to te, w których nie gra szaleństwa, obejmuje Ellen ramieniem i wykazuje się empatią. W tym momentach można dojrzeć w nim coś więcej niż rozsypane litery ze scenariusza – jest Profesorem. Na szczególne wyróżnienie zasługuje Simon McBurney wcielający się w szefa Thomasa Huttera, czyli Knocka. Stan, w który stopniowo zanurza się ten bohater, przeraża. To najlepszy z dotychczasowych Knocków – z każdą sceną wpada głębiej i głębiej w odmęty szaleństwa. Jego postać też jest symbolem: życia bez wiary (w cokolwiek: rodzinę, kulturę, państwo, Boga, siebie), znużenia bogaczy, poszukiwania głębszego sensu swojego istnienia, misji i tej nadziei na to, by ktoś na niego spojrzał. On, tak jak Ellen, chyba też był bardzo samotny, ale w chłodzie rozpaczy znalazł ciepło kryjąc się pod pochodnią Orloka.

Mit o wampirze to również strach przed innością i przed Innym. Tego również dotyka Eggers. I to, jak każdy topos, który odsłania, jest równie wielowątkowe. Strach przed innością to melodia, która brzęczy od pierwszych minut filmu. Boimy się nowych doświadczeń, nowych stanów i nowych odcieni samotności. Po raz kolejny piszę o samotności, bo i na niej gra większość ujęć z filmu. Nieraz kolosalna scenografia pokazuje nam, jak mali są bohaterowie w cieniu wielkiego zagrożenia oraz w cieniu własnych bolączek. Zresztą w kwestii zarówno scenografii, jak i kostiumów zapewne będą powstawać prace licencjackie. Ekipa Eggersa zaczytała się w europejskich mitach i z wielkim skupieniem zbudowała i uszyła świat, który oglądamy. Nie jest przestylizowany. Jest brudny, zimny i niewygodny. Szczególną uwagę przykuła szata Orloka, ale o portretowanej klasie społecznej świadczy każda część garderoby bohaterów.

Eggers, po raz kolejny po Wikingu, przygotował klasyczną opowieść, w której narracyjnie wszystko jest na swoim miejscu. To hołd dla kina, europejskiej kultury i naszych wampirzych mitów. Film świetny, obraz-ideał, który będzie umilał mi wiele wieczorów, bo na pewno wrócę do tego filmu, by dojrzeć jeszcze więcej detali świadczących o kulturoznawczej pracy ekipy, a myślami nie raz powrócę do jednego z wielu jego przesłań. Fabularnie jednak dzieło Eggersa nie wywołuje głębszych uczuć. Gdy ten tekst się ukaże, miną prawie dwa miesiące od mojego pierwszego seansu. Empatyzuję przede wszystkim z postaciami, zachwycam się stroną techniczną filmu. W kwestii fabuły: żaden z momentów nie wrócił do mnie w koszmarze, w snach czy podczas spaceru. Ot co, piękna ewolucja kina – i tak zamierzam celebrować Nosferatu.

Bibliografia:

With Stake and Spade. Vampiric Diversity in Poland (Łukasz Kozak)

Wampir: biografia symboliczna (Maria Janion)

Filozofia horroru (Noël Carroll)

Maja Głogowska

Nosferatu

Rok:
2024

Kraj produkcji: Czechy, USA, Wielka Brytania

Reżyseria: Robert Eggers

Występują: Bill Skarsgård, Nicholas Hoult, Lily-Rose Depp, Willem Dafoe i inni

Dystrybucja: UIP

Ocena: 4/5

4/5