Nienakręcone biografie, czyli o kim chcielibyśmy obejrzeć film

Ogromna ilość powstających biografii świadczy o wciąż niesłabnącej potrzebie podglądania życia osób ważnych dla rozwoju naszej cywilizacji. Kino żywi się historiami postaci, które zmieniały bieg wydarzeń. A my, widzowie, cofając się w czasie i pilnie badając to, co jest pod freskiem, pragniemy zrozumieć motywacje naszych idoli. Zapewne każdy chciałby obejrzeć film o interesującym go człowieku. A przynajmniej my, na Pełnej Sali, mamy taką potrzebę. Produkcje o opisanych przez nas postaciach nie mają szansy powstać, ale już samo ich wyobrażenie jest biletem do wspaniałej przygody.

Heliogabal

Pierwsza scena – słońce wstaje nad syryjskim miastem Emesa. Mimo wczesnej pory, upał zaczyna doskwierać pierwszym handlarzom, rozlokowującym swoje towary na uliczkach pełnych piasku oraz pyłu. Wnet z jednego z otwartych okien dobiega krzyk nowo narodzonego dziecka. To chłopczyk. Matka zmęczona, ale szczęśliwa. Ojciec marzy o wielkiej karierze dla swojego potomstwa. Oby Baal miał go w swojej opiece. Następnie krzyk przeradza się w odgłosy rytualnie zarzynanego młodego chłopaka w Rzymie. Wcześniej ukazane dziecko staje się szalonym cesarzem, który swojemu bogu jest w stanie bez wahania złożyć krwawą ofiarę.

Historia Heliogabala przypomina senny koszmar rodem z filmów Kena Russella. Brytyjski reżyser bodaj najlepiej potrafiłby oddać potępieńczy trans, w jaki popadł młody cesarz. Wiernie przywiązany do patronującego mu Baala, Heliogabal był w stanie urządzać ogromne uroczystości, podczas których zabijano zwierzęta oraz ludzi. Najważniejszych notabli Rzymu, pod groźbą utraty życia, również zmuszano do uczestnictwa w tych krwawych obrzędach. Zdominowany przez matkę i babkę, był tylko tytularnym cesarzem, podczas gdy to kobiety sprawowały realną władzę w państwie. On wolał się natomiast zajmować każdym, kto mógł mu zapewnić seksualną rozkosz. Porwał westalkę (co uchodziło za świętokradztwo), jak również urządził w pałacu dom publiczny, w którym został prostytutką. Obłąkańcze trzy lata rządów zakończyły się zamordowaniem młodego cesarza oraz jego matki, a następnie ciągnięciem ich wnętrzności po rzymskich uliczkach.

Bez wątpienia kinowa biografia Heliogabala spowita by była aurą skandalu. Wystarczy, że twórca chciałby realistycznie oddać zdegenerowanie bohatera, a na ekranie mielibyśmy do czynienia z istnym karnawałem rozpusty oraz nihilizmu. Wszelkie zaś przytaczane anegdoty (np. o wypuszczaniu węży na ulicę albo o wrzucaniu groźnych zwierząt, z powyrywanymi kłami oraz pazurami, do cel pełnych ludzi) stworzyłyby niepokojący obraz jednostki, która przekroczywszy granicę człowieczeństwa, już za życia znajdowała się w piekle.
O ile wybór reżysera – Kena Russella – jest dla mnie oczywisty, o tyle nie wiem, kto mógłby zagrać taką postać. Może Jack Gleeson (Joffrey z „Gry o tron”) pasowałby do tej roli?

Marcin Kempisty
Marcin Kempisty

Fiodor Dostojewski

Młody mężczyzna, wiek 28 lat, stoi przed plutonem egzekucyjnym. Czeka, aż wystrzelone kule przelecą przez jego czaszkę i rozbiją się o mur znajdujący się za nim. Temperatura grubo poniżej zera stopni, do Sylwestra raptem kilka dni. Obok stoją koledzy ze spotkań, podczas których omawiano ówczesną sytuację carskiej Rosji. Fiodor aż słyszy dźwięk szczękających z zimna oraz strachu zębów kompanów. Kolejne minuty mijają, chociaż wydaje się, że stoją już cały dzień. Lufy w końcu zostają w nich wymierzone, aż nagle przyjeżdża posłaniec ze zmianą rodzaju kary.

Bez wątpienia to wydarzenie, wraz z późniejszym zesłaniem na Syberię, stanowi punkt zwrotny w życiu Fiodora Dostojewskiego. Od tego momentu rozpoczyna się kariera pisarza, który dzięki zejściu do piekła i zamieszkaniu w domu umarłych, poznał najciemniejsze tajniki ludzkiej duszy.

Fascynująca byłaby obserwacja zmagań Dostojewskiego z rzeczywistością. Jego żarliwa wiara zderzona z pociągiem do hazardu. Szaleńcze pisanie kolejnych książek, aby uzyskać pieniądze niezbędne do spłaty długów. To balansowanie na granicy świętości i obłędu mogłoby stanowić fundament niezwykłego dramatu.

Można również podejść do tego tematu z drugiej strony i przeprowadzić obserwację życia pisarza z perspektywy jego drugiej żony Anny. Ta kobieta, pełna miłości oraz ciepła, próbowała uleczyć zbłąkaną duszę Fiodora. Nadaremnie. Podobna w usposobieniu do Soni ze „Zbrodni i kary”, starała się wytrwać w wierze u boku hulającego męża, niepotrafiącego w pełni docenić poświęcenia żony. Albo gdyby jeszcze tę biografię powiązać z dziełami rosyjskiego pisarza? Mogłaby wtedy powstać intelektualna uczta filmowa, mająca szansę na zdobycie najważniejszych nagród.

Wydaje się, że Akira Kurosawa byłby najlepszy do stworzenia tego typu dzieła. Wyczuwam pewne powinowactwo pomiędzy książkami Dostojewskiego a filmami japońskiego reżysera. Z tego też względu, odrzuciwszy bariery językowe oraz różnice w wyglądzie, w głównej roli widziałbym Toshiro Mifune. Jego umiejętność balansowania pomiędzy skrajnymi emocjami jest wprost niezrównana. Ewentualnie Daniela Day-Lewisa.

Dostojewski
Marcin Kempisty
Marcin Kempisty

Luchino Visconti

Słońce powoli chyli się ku zachodowi. Rozkłada się na błękitnej tafli wzburzonego morza, tworząc fascynujące widowisko. Kręcona jest najważniejsza scena filmu jednego z najwybitniejszych włoskich reżyserów. Luchino przechadza się spokojnie po plaży i chłonie otaczającą go atmosferę. Czuje, jak ciepło powoli opuszcza wenecką ziemię. Czuje, jak zmierzch dopada świetność włoskiego miasta. 

W smutnym obliczu Dirka Bogarde widzi samego siebie. Aschenbach grany przez brytyjskiego aktora spogląda na oddalającego się Tadzia, a Viscontiemu łza powoli spływa po policzku. Stało się.

Ktoś w końcu będzie musiał złożyć hołd temu niekwestionowanemu mistrzowi kinowej dekadencji. Z pochodzenia arystokrata, z wyboru marksista, od narodzenia homoseksualista, dzięki nauce miłośnik piękna. Piewca urzekającego rozkładu. Fascynujące byłoby obserwowanie jego zmagań ze starością, lub z popędami. Sceny rozmów z Helmutem Bergerem mogłyby aż kipieć od dwuznaczności. Intelektualne, rozsmakowane w nasyconych barwami kadrach kino, rozpoczęłoby zapewne renesans twórczości Viscontiego. Co wyszłoby X Muzie na dobre, bo należy czerpać wzorce z filmów Włocha, które oparte były na wspaniałych tekstach europejskiej literatury. W filmie o Viscontim można również zawrzeć fragmenty twórczości Tomasza Manna. 

W każdym razie dróg przedstawienia życia włoskiego reżysera jest bez liku, ponieważ tę bogatą osobowość można zaprezentować zarówno od strony intymnej, jak i przez pryzmat jego filmów. 

Oczywiście najlepszy film o przemijaniu Viscontiego mógłby nakręcić sam zainteresowany. Gdyby jednak szukać gdzie indziej, to na czoło zdecydowanie wysuwa się Tom Ford. Wygląda na to, że ten reżyser powoli zmierza drogą wytyczoną przez Włocha, mimo że jeszcze brakuje mu intelektualnego zacięcia. Może biografia Viscontiego otworzyłaby go na nowe rejony poszukiwań. Kto zaś mógłby zagrać główną rolę? Zdecydowanie Kyle MacLachlan.

Marcin Kempisty
Marcin Kempisty

Aaron Hernandez

W otoczeniu tak wybitnych postaci, sylwetka urodzonego w 1989 roku futbolisty może wydawać się co najmniej szokująca, ale przecież nie mówimy o nagrodach za całokształt dorobku, tylko o ciekawych życiorysach. Ten Aarona Hernandeza brzmi jak idealny materiał na film skrojony pod Oscary. Bieda, amerykańskie slumsy, mafijne środowisko i ogromny sportowy talent. Przykład na to, że wyjście z kryminalnego półświatka często bywa niemożliwe. I nie chodzi tu tylko o ekonomię.

Wielu Polaków może nie mieć zielonego pojęcia, kim jest Amerykanin meksykańskiego pochodzenia. Streszczę więc jego życiorys w kilku zdaniach.  Był on niesamowicie uzdolnionym zawodnikiem. Trafił do drużyny w najlepszej futbolowej lidze świata, w której grał u boku legendarnego już Toma Braydy’ego. Rok po podpisaniu wartego kilkadziesiąt milionów dolarów kontraktu został skazany za zabójstwo na zlecenie. Mimo tego, że zarzuty wydawały się absurdalne, patrząc na sytuację finansową Hernandeza, decyzja sądu potwierdziła ich zasadność. Niedługo po wyroku zawodnik popełnił samobójstwo.

Co mogłoby być rezultatem ekranizacji jego życiorysu? Moim zdaniem wartościowy portret amerykańskiego społeczeństwa. Ukazanie, jak wielkie klasowe różnice, które towarzyszą ludziom od urodzenia, często stanowią dla nich balast na całe życie. Moim zdaniem idealnym reżyserem tej biografii byłby Oliver Stone. Po pierwsze, już w „Męskiej grze” pokazał, że czuje futbol amerykański, jego dynamikę i atrakcyjność. Po drugie, jest jednym z najcelniejszych i najbardziej krytycznych obserwatorów społeczeństwa Stanów Zjednoczonych.

Marcin Grudziąż
Marcin Grudziąż

Joseph Michael Straczynski

J. Michael Straczynski

Pewnie pierwszy raz stykacie się z tym nazwiskiem. Zasłynął on jako scenarzysta komiksowy i serialowy. Zaczynał w telewizji w latach 80. i 90. tworząc m.in. „Strażnika Teksasu” z Chuckiem Norrisem, a ostatnio zasłynął jako autor serii komiksów „Amazing Spider Man” oraz współtwórca Netflixowego serialu „Sense8„.

Jaki jest powód, aby poznać bliżej historię tego człowieka? Otóż, pod koniec lat 80. zaczął budować fundamenty pod swoje magnum opus, które w latach 90. wstrząsnęło sceną science-fiction: „Babylon 5„. Ta Space Opera była rewolucyjna, nie tylko jak na swoje czasy. Również dziś świeci przykładem w temacie tworzenia uniwersum sci-fi czy seriali z fabułami rozpisanymi na kilka sezonów z góry. JMS chciał stworzyć serial, który miał być na antenie przez pięć lat – co było szaleństwem. W tamtych czasach seriale SF dawały radę wytrzymać do trzech sezonów (z wyjątkiem „Star Treka„), więc nikt nie chciał tego wyprodukować. To był jednak początek problemów. B5 to jego autorskie uniwersum, które kreślił z taką szczegółowością, że pozostałe filmowe uniwersa przestawały nawet zasługiwać na nazywanie ich w ten sposób – były zbyt ubogie.

JMS był więc przygotowany na wymóg wprowadzania nieustających zmian do fabuły i zapewne wyłącznie dzięki temu mógł stawić czoła serialowej rzeczywistości. Każdy sezon był pisany z myślą o tym, aby aktorzy mogli odejść z planu, nawet jeśli grali najważniejsze role. Okazało się to przydatne, ponieważ już po pierwszym sezonie z planu odszedł Michael O’Hare. Grana przez niego postać, kapitan Jeffrey Sinclair miał być tym dla B5, czym Harry Potter dla serii książek „Harry Potter”. Dopiero w 2012 roku, gdy O’Hare umarł, zdradzono przyczyny jego odejścia z planu. JMS pomiędzy sezonami musiał wyrzucić wszystkie plany do kosza i napisać całość od początku – nie pierwszy, nie ostatni raz. To istny cud, że ten serial w ogóle został dokończony. Ponadto został ukończony w takim stylu, jaki prezentuje finałowy odcinek, a to już wzbudza szczery podziw.

Uwzględnić trzeba jeszcze fakt, iż pierwotne plany na B5 zostały Straczynskiemu ukradzione (!) i użyto ich aby wyprodukować „Star Trek: Deep Space Nine„, który był emitowany równolegle z B5. Reasumując,  mamy opowieść o człowieku, który był wizjonerem. Wyprzedził swoje czasy, stawił czoła każdemu wyzwaniu. Niemal samodzielnie napisał ostatnie trzy sezony B5, dokonał niemożliwego, i wyszedł obronną ręką. Takich ludzi chcę oglądać na dużym ekranie, dlatego chcę ujrzeć tam biografię legendarnego J.M. Straczynskiego.

Garret Reza
Garret Reza

Stanisław Dróżdż

Twórca nieszablonowy, filolog, a przede wszystkim prekursor nurtu poezji konkretnej. Stanisław Dróżdż jest postacią mało rozpoznawalną w ogólnej świadomości. Mam nadzieję, że dzięki filmowi biograficznemu mogłoby się to zmienić. Od początku twórczości współpracował z warszawską galerią Foksal, ale jego prace wystawiane były na całym świecie. W Los Angeles, Mediolanie i Hunfeld. W 2003 roku reprezentował Polskę na 50. Biennale Sztuki w Wenecji. Jego najbardziej rozpoznawalne prace to instalacja „Między” w krakowskim MOCAKu i „Zapominanie” m. in. w formie muralu we Wrocławiu.

Poeta inspirował się futurystami i stworzył własne kompozycje, które określił mianem „pojęciokształtów” oraz wydał książkę pod takim właśnie tytułem. Wydaje mi się, że musiał mieć niesamowicie otwarty umysł, skoro zrodziły się w nim takie idee. Miał zmysł dostrzegania podstawowych, zapomnianych już wartości w słowach, które przez codzienne używanie utraciły na znaczeniu. Przywrócił im pierwotny sens. Uświadomił, że prostota i prostolinijność wcale nie muszą nieść za sobą ubogiego przekazu. W swoich pracach nawiązuje do motywów wanitatywnych, kontrastów i sprzeczności, a także pierwiastka losowości w ludzkim życiu. Chciałabym, aby film skupiał się na tym, jaką Dróżdż był osobowością. Mimo tego, że poeta odszedł stosunkowo niedawno (2009), mało jest materiałów pokazujących jego osobowość. Usłyszeć od niego samego, jakie wartości przedstawiają jego utwory poddawane wielokrotnej interpretacji, byłoby nieprzecenioną wiedzą.

W moich wyobrażeniach reżyserem zostałby Jim Jarmusch. Po tym, jak delikatnie i subtelnie potraktował poezję w „Patersonie”, zakładam, że w tej biografii także nie zabrakłoby finezji, pola interpretacyjnego i miłości do literatury. Film byłby zatem inspirujący i rzeczowy, ale także wyrafinowany i osobisty.

Ania Wieczorek
Ania Wieczorek