Wczoraj na Netflixie niespodziewanie pojawił się slasher Bartosza Kowalskiego pt. „W lesie dziś nie zaśnie nikt”. Niebawem możecie się spodziewać naszej recenzji! A tymczasem postanowiliśmy skręcić trochę w podróży po światowym kinie po to, by przyjrzeć się polskiemu podwórku. Ale uwaga: tylko temu gatunkowemu. Jakim horrorom, kryminałom i thrillerom warto poświęcić czas?
Na początek wypada wspomnieć o debiucie Kowalskiego. Plac zabaw był w 2016 roku jednym z najgłośniejszych polskich filmów, w którym reżyser postanowił przenieść na rodzimy grunt głośną sprawę morderstwa. Zdarzyło się ono w Wielkiej Brytanii w latach 90. Szerokie kadry, ciągłe wyobcowanie i chłód wylewające się z każdej sceny i zapadający w pamięci finał. Plac zabaw podobnie jak W lesie dziś nie zaśnie nikt, również nie jest dziełem pozbawionym wad, lecz na pewno wartym uwagi. Wszak mało który polski debiut kwalifikuje się do tak dużego konkursu jak San Sebastián.
Polskie horrory na Netflixie możemy zobaczyć trzy. Trzeba jednak przy tym podkreślić, że są to raczej próby kina bardziej niszowego, w którym zamiast litrów krwi i ciągłego śmiechu, spotka nas ciągły niepokój i gonitwa myśli. Córki dancingu Agnieszki Smoczyńskiej to produkcja niezwykle skrzywdzona przez polską dystrybucję. TVN i Kino Świat zapewne nieświadomie wyprodukowały bardzo ambitny debiut, z alternatywną muzyką zespołu „Ballady i Romanse”, golizną raczej powodującą dyskomfort niż podniecenie, oraz dziwnością eskalującą z minuty na minutę. Klipy z kolorowymi imprezami disco i śpiewającą Kingą Preis ściągnęły do kin ludzi całkowicie niegotowych na to, co ich czekało i pierwsze recenzje Córek dancingu były bardzo chłodne. Film jednak szybko się odbił, zrobił furorę m.in. w USA i już dorobił się pewnej kultowości (wydanie DVD w ramach The Criterion Collection). Jeśli jesteście ciekawi, czy nad Wisłą może powstać coś jednocześnie szalenie polskiego, odważnego, ale i imponującego całemu światu – obejrzyjcie koniecznie.
Coś się kończy coś się zaczyna. Na tym samym Festiwalu w Gdyni, gdzie Agnieszka Smoczyńska odebrała za Córki dancingu statuetki za najlepszy debiut i charakteryzację w konkursie brał też udział Marcin Wrona ze swoim Demonem. Podczas festiwalu gruchnęła informacja o samobójstwie zmagającego się z depresją twórcy. Jego ostatni obraz jest jednak więcej niż wart polecenia, według wielu to najlepszy polski film grozy w historii i jeden z najlepszych gatunkowców w ogóle. W 2017 roku był nominowany do amerykańskiej nagrody Saturn w kategorii najlepszy horror, obok m.in. Czarownicy: Bajki ludowej z Nowej Anglii, Zombie Expressu, czy Obecności 2. Demon to luźna adaptacja sztuki Przylgnięcie, która z kolei jest inspirowana żydowską legendą o dybuku, duchu zmarłego, który opanowuje żywego człowieka. Do polskiej popkultury mit ten przebił się już przed wojną za sprawą filmu pt. Dybuk w reżyserii Michała Waszyńskiego (dostępny w domenie publicznej, m.in. do obejrzenia na youtube). W Demonie Wrona tworzy eklektyczną i niepokojącą opowieść o relacji współczesnej, europejskiej Polski z jej historią i tradycjami, podobnie jak swego czasu Wyspiański i Smarzowski osadzając akcję podczas przyjęcia weselnego. W obsadzie m.in. Adam Woronowicz, Tomasz Schuchardt, Andrzej Grabowski i Agnieszka Żulewska w życiowej roli. Warto wspomnieć, że współtwórcą scenariusza i drugim reżyserem był tu Paweł Maślona (Atak paniki).
Trzecim i prawdopodobnie najciekawszym, lecz także najmniej znanym z horrorów jest Medium z 1985 roku. To jeden z niewielu filmów zrealizowanych przez Jacka Koprowicza, z zawodu reżysera z zamiłowania badacza parapsychologii. Rzecz się dzieje w Sopocie, turystycznej perle Wolnego Miasta Gdańska, tuż po dojściu do władzy Adolfa Hitlera, 3 października 1933 roku. Tego dnia w mieście mają miejsce dziwne rzeczy, wielu ludzi zdaje się nie kontrolować swoich zachowań. Komisarz policji budzi się w koszu na plaży, całkowicie bez pamięci. Warszawiak przyjeżdża nad morze, nie rozumiejąc dlaczego to zrobił, nauczycielka w środku lekcji wychodzi ze szkoły i włamuje się do muzeum. Zagadki, niespodziewane zwroty akcji, morderstwa, klątwy, hipnotyzerzy i więcej. Nieoczywista klasyka polskiego kina, a do tego po rekonstrukcji cyfrowej. Na ekranie m.in. Grażyna Szapołowska, Jerzy Zelnik, Michał Bajor, Władysław Kowalski, Jerzy Stuhr.
Kino gatunkowe to także kryminały. Tu najgoręcej polecamy Prostą historię o morderstwie, czyli drugi reżyserski projekt Arkadiusza Jakubika. To rzecz o relacjach rodzinnych i morderczych intrygach. Brudny, skąpany w litrach deszczu film, o młodym policjancie Jacku (Filip Pławiak), który szczerze nienawidzi swojego despotycznego ojca, skorumpowanego policjanta i alkoholika – Romana (rewelacyjny jak zwykle Andrzej Chyra). Gdy ten ostatni ginie w niewyjaśnionych okolicznościach, Jacek staje się głównym podejrzanym. Teraz walczy o swoje dobre imię oraz o rozwiązanie zagadki życia i śmierci ojca. Na drugim planie m.in. Kinga Preis i Eryk Lubos.
Gdy mówimy już o policji i kryminale to nie sposób nie wspomnieć o jednym z ciekawszych i najbardziej rozrywkowym filmie Wojciecha Smarzowskiego – Drogówce. To efekt romansu twórcy Kleru i Wołynia (oba też dostępne na polskim Netflixie) z kinem klasy B. Osadzona wśród warszawskich „krawężników” opowieść o tajemniczym morderstwie, skandalach na szczytach władzy i bunga-bunga zatopiona w litrach wódki i nawiązaniach do polskiego kina i światowych afer. Kino klasy B jeszcze nigdy w Polsce nie było tak dobrze zagrane i tak profesjonalnie sfilmowane.
Do tej samej kategorii zalicza się prawdopodobnie najlepszy film Patryka Vegi, stworzone dla Showmaxu Plagi Breslau, także dostępne aktualnie w ofercie Netflix. To przeniesiona do Wrocławia wariacja na temat Siedem Davida Finchera (także dostępne na Netflixie), w którym swoją inną aktorską twarz pokazuje Małgorzata Kożuchowska. Więcej przeczytacie w mojej recenzji (TUTAJ). W ofercie Netflixa są dostępne także inne produkcje Patryka Vegi: Kobiety Mafii, Kobiety Mafii 2, Botoks oraz Pitbull. Niebezpieczne kobiety.
Warto wspomnieć jeszcze o klimatycznym Na granicy, gdzie w odległej chatce w Bieszczadach dochodzi do konfrontacji Marcina Dorocińskiego z Andrzejem Chyrą. Ciekawe jest to, że w odróżnieniu od swojego emploi, tu Chyra gra pozytywnego bohatera. W Na granicy debiutował także na dużym Bartosz Bielenia, w którym cały świat zakochał się przy okazji Bożego ciała.
Liczne nagrody w Polsce zdobyły także dwie produkcje opowiadające o naszych krajowych seryjnych mordercach. Inspirowany biografią „Wampira z Krakowa” Karola Kota Czerwony pająk opowiada o relacji zafascynowanego śmiercią nastolatka Karola (Filip Pławiak) z seryjnym mordercą granym przez Adama Woronowicza. Rzecz godna uwagi po pierwsze przez wizualia, za reżyserię i zdjęcia odpowiadał tu czołowy polski operator Marcin Koszałka. Z kolei polowanie na „Wampira z Zagłębia” przybliża nam Jestem mordercą Macieja Pieprzycy. Czołowe dzieło kina hipsterprlowskiego zadaje pytania na temat moralności kary śmierci i podkreśla niejednoznaczność tego, czy zbrodniarzem faktycznie był Zdzisław Marchwicki (tu przemianowany na Wiesława Kalickiego). Co ciekawe Pieprzyca w 1998 zrealizował dokument o Marchwickim pod tym samym tytułem. Film jest bez trudno do znalezienia w internecie i szczerze go polecamy, nawet bardziej niż fabułę.