Blisko – recenzja filmu „Naturalna dzikość serca” – 21. Millennium Docs Against Gravity

W konkursie głównym tegorocznej edycji festiwalu Millennium Docs Against Gravity zobaczymy zwycięzcę Sundance w kategorii zagranicznego filmu dokumentalnego Naturalną dzikość serca norweskiej reżyserki Silje Evensmo Jacobsen. W swoim zaledwie drugim pełnym metrażu kreśli ona sensualną historię życia poza systemem, rodzinnej bliskości i miłości oraz straty zmieniającej bezpieczną do tej pory rzeczywistość.

Pierwsze kadry Naturalnej dzikości serca mogłyby być z powodzeniem początkiem Lasu [NASZA RECENZJA], najnowszego filmu Lidii Dudy, również startującego w konkursie głównym festiwalu (a także walczącego o nagrodę w kategorii najlepszego polskiego dokumentu). Symbioza człowieka z naturą, życie z dala od cywilizacji, picie soku z drzewa, śmiech dzieci, zabłocone kalosze, dzika bujność zieleni, słońce. Pośród wysokiego lasu stoi Maria Payne, fotografka dokumentująca niezwykłe życie swojej rodziny. Sielskość krajobrazu przerywa cisza spowijająca zdjęcia jej ogolonej głowy i ciała podłączonego do kroplówki. Prowadzony przez nią tyle lat cyfrowy pamiętnik staje się nie tylko zapisem bezgranicznego szczęścia i harmonii, ale także żywym wspomnieniem po najważniejszej osobie w życiu.

Norweżka Maria oraz pochodzący z Wielkiej Brytanii Nik postanowili nadać swojemu życiu wymiar świadomości, uważności i miłości, przywodzący na myśl eseje autorstwa Henry’ego Davida Thoreau Walden, czyli życie w lesie (1854): „Zamieszkałem w lesie, albowiem chciałem żyć świadomie, stawiać czoło wyłącznie najbardziej ważnym kwestiom, przekonać się, czy potrafię przyswoić sobie to, czego może mnie nauczyć życie, abym w godzinę śmierci nie odkrył, że nie żyłem. Nie chciałem prowadzić życia, które nim nie jest, wszak życie to taki skarb”. Swoim dzieciom: Ulv, Falkowi, Frei oraz Ronji, córce kobiety z pierwszego małżeństwa, Maria i Nick stworzyli swoisty mikrokosmos nastawiony na empiryczne poznawanie rzeczywistości i korzystanie z zasobów natury. Wybudowali farmę, kupili zwierzęta, sami zadbali o edukację potomstwa. Nowoczesne technologie i pogoń za materialnymi zbytkami zastąpili docenianiem chwili, życia samego w sobie. W dobie kapitalizmu taki model wydaje się być szalony, ale zapewniam, nie będzie osoby, która w trakcie seansu chociaż raz nie pomyśli o tym, żeby spakować wszystko i wyjechać w końcu w te Bieszczady.   

Jedną z moich ulubionych scen w filmie Jacobsen jest ta, kiedy Freya dostaje od taty na urodziny wyrzeźbioną przez niego drewnianą łyżkę, zdobioną jej imieniem. W podziękowaniu mówi „Kocham cię, tato” – i jest to kwestia, którą usłyszymy tu jeszcze nie raz. Ładunek miłości i wdzięczności elektryzuje i przypomina, jak piękna i ważna w relacji, szczególnie z dzieckiem, jest łagodność komunikacyjna, wzajemne słuchanie swoich potrzeb, dawanie siebie drugiemu człowiekowi. Nie jest tu istotny prezent sam w sobie, ale to, co reprezentuje: poświęcony czas, troskę, ciepłą myśl. Obudziło to we mnie wspomnienie najlepszego czasu w moim życiu i mojego taty, który jako złota rączka, potrafił wyczarować rzeczy naprawdę z niczego. Potransformacyjne puste półki w sklepach nie były dla niego żadnym problemem – ważna była wyobraźnia i serce. Nie stanowi odkrycia stwierdzenie, że dzieciństwo przeżyte w emocjonalnej bliskości jest na wagę złota, niezależnie od warunków materialnych. Jednak przyglądając się rodzinie Payne’ów reżyserka pokazuje, jak odcięcie się od współczesnych, zanieczyszczających świadomość dystraktorów otwiera nowe pole dla uważności i otwartości, umacniając tym samym rodzinną więź.

Naturalna dzikość serca jest także wrażliwym portretem człowieka w obliczu niepowetowanej straty. Rodzinne życie po śmierci Marii ulega przeformatowaniu w każdym aspekcie. Samowystarczalność powoli się wyczerpuje, zaczyna być potrzebna pomoc z zewnątrz, szczególnie w opiece nad dziećmi. Ich edukacja przenosi się do szkolnej ławki. Nad Nickiem wisi widmo sprzedaży farmy, do tej pory utrzymywanej głównie z pensji żony. Poczucie wyobcowania na norweskiej, obcej dla niego w gruncie rzeczy ziemi rodzi pragnienie powrotu do ojczyzny. Do drzwi zaś zaczyna pukać nowoczesna technologia w postaci tabletów przyniesionych ze szkoły. Samotne rodzicielstwo to kompromis najtrudniejszy: między zadbaniem o bezpieczeństwo i potrzeby materialne dzieci, ich emocje w najgorszym dla nich czasie, a miejscem na osobiste przeżycie żałoby. Zbiorowe uściski i zapewnienia o miłości pomagają odnaleźć się w nowej sytuacji, dają oparcie, uczą cierpliwości każdą ze stron.

Jacobsen razem z Karine Fosser i Line Konstanse Lyngstadaas odpowiedzialna jest także za zdjęcia do swojego filmu. Jego warstwa formalna jest absolutnie hipnotyzująca – od planów obejmujących szerokim kątem bezkres natury, przez te ogólne, definiujące ludzkie stado, po zbliżenia podkradające najbardziej intymne emocje. Czas przeszły ilustruje fotografiami autorstwa Marii, otulając je fragmentami wpisów z jej bloga, czyniąc ją tym samym współautorką tego dzieła. Zaufanie, jakim reżyserkę obdarzyli jej bohaterowie, pozwoliło stworzyć szczery, unikalny portret wolności i miłości, z dala od pędu pogubionej we wszechobecnym nadmiarze rzeczywistości. To, co ważne, zamyka się tu w długości ramion, ciepłocie uścisku, gwiaździstym niebie rozpościerającym się nad głowami.

Agnieszka Pilacińska
Agnieszka Pilacińska

Naturalna dzikość serca
Tytuł oryginalny:
A New Kind of Wilderness

Rok: 2024

Kraj produkcji: Norwegia

Reżyseria: Silje Evensmo Jacobsen

Ocena: 4/5

4/5