Kochankowie muzyki – rozmyślania o filmie „Narodziny gwiazdy”

Kino powraca wciąż do tych samych historii. Ta prawidłowość jest w jakiś sposób wpisana nie tylko w sztukę narracyjną, ale też w naturę ludzką. Człowiek to istota powtarzalna, opierająca się w pewnej mierze na stabilnej cykliczności procesów i zjawisk, ułatwiającej jej tłumaczenie rzeczywistości. „Ludzie lubią słuchać tego, co już znają” – to nie tylko wymówka odrzuconego innowatora, ale i refleksja na temat naszej psychiki. Czym wobec tego może zaskoczyć kolejna adaptacja „Narodzin gwiazdy”? I czy taki jest jej cel?

Uwaga! Tekst zdradza istotne elementy fabuły filmu!

To już piąta kinowa wersja tej mocno wpisanej w amerykańską popkulturę opowieści (adaptowanej także na potrzeby radia i telewizji). „Narodziny gwiazdy” to w gruncie rzeczy prosta historia miłosna wpisana w ramy tragedii, rozgrywająca się w świecie show-biznesu. Przynosi kojące, bezpieczne uczucie obcowania ze znajomą opowieścią i jej bohaterami. Jest jak prosta, zgrabna, melodyjna piosenka z przewidywalną progresją akordów – i najlepiej sprawdza się, gdy nie próbuje być niczym więcej. Ostatecznie pewne filmy, jak i niektóre piosenki, „to zasadniczo dwanaście tonów w oktawie. Dwanaście tonów i oktawa się powtarza. To ta sama historia opowiadana raz za razem, odwiecznie1.

Oktawę wypełnia relacja między dwójką bohaterów. Jackson, znany muzyk country oraz Ally, kelnerka śpiewająca po pracy w klubie nocnym. On – samotny, wypalony, rozżalony, „całkiem sam na poboczu drogi2, topi smutki w alkoholu. Żyje w trasie, pomiędzy koncertem a drinkiem, „zaprzątając głowę myślami o dzisiejszym dniu”3, choć samotność „zwalającego się na głowę niedzielnego poranka”4 pogłębia tylko pustkę, której już nie ma sił wypełnić. Ona – pozornie zadowolona z pozbawionej perspektyw pracy, w głębi serca świadoma swego talentu, a jednocześnie zakompleksiona, zaniedbująca własny potencjał ze strachu przed odtrąceniem i porażką. Pod nienagannym makijażem skrywająca frustrację na własną bezsilność, „w lepszych chwilach tęskniąca za zmianą, a w gorszych – obawiająca się samej siebie5. Czy to już „schyłek młodości, o którym lepiej nie pamiętać”6 po „27 latach porażek i niedotrzymanych obietnic”7? W protagonistach tli się nadzieja na zmianę. Są „nieszczęśliwi w tym dzisiejszym świecie8, być może wyczekując odpowiedniego momentu: „To zbyt długi czas bez spokoju ducha, jesteśmy gotowi, by los się odwrócił”9.

Nie ma prostej recepty na odmianę życia, gdy obawa przed wyjściem poza bezpieczną płyciznę uniemożliwia skok na głęboką wodę. Miłość? Brzmi pięknie, „lepiej pozwól, by ktoś cię pokochał, nim będzie za późno”10, choć może po prostu razem łatwiej mierzyć się ze światem, pomagać sobie nawzajem, próbować rymować, choć nie wie się jak. „Nie wiem, co to miłość, dla mnie to po prostu strach11 – drogi Jacka i Ally nie krzyżują się za sprawą pioruna sycylijskiego, a raczej małej alei róż i mrożonego groszku. Spotkanie dwójki bohaterów nie byłoby tak urzekające, gdyby nie niezwykłe, natychmiastowe i wyraźnie odczuwalne porozumienie między aktorami. Bradley Cooper i Lady Gaga stanowią idealnie zgrany ekranowy duet, dzięki któremu pierwsza część filmu ma w sobie coś z najlepszych hollywoodzkich melodramatów z nutką ciepłego humoru. Zgrana z piosenkami praca kamery celnie oddająca emocje postaci oraz sprytna gra świateł i kolorów – operatorska fachowa robota nosząca znamiona sztuki, do jakiej przyzwyczaił nas Matthew Libatique – w połączeniu z wyczulonym na zmiany muzyki montażem Jaya Cassidy’ego zdobi zapadającą w pamięć scenę pierwszego wspólnego występu Jacksona i Ally – brawurowego wykonania (przy „I’m off the deep end…” nadal przechodzą mnie ciarki) znakomitego utworu „Shallow”. Współbrzmiące głosy pierwszoplanowej pary są niczym kojąca rozmowa Petera Gabriela i Kate Bush w „Don’t Give Up” czy zmysłowe pożegnanie Boba Dylana i Emmylou Harris w „One More Cup of Coffee (Valley Below)”. Jednak nie ulega wątpliwości, że to Lady Gaga jest prawdziwą gwiazdą aktorskiego duetu. Kreacja amerykańskiej artystki trafia prosto w serce – ma się wrażenie, że wlewa ona całą duszę i charakter w postać Ally, bezbłędnie odgrywając (przeżywając!) jej ewolucję.

Jakby tych pochwał było mało, kiedy znajomość między Jacksonem a Ally nabiera rumieńców, film rozkwita jako zaskakująco sprawne reżyserskie rzemiosło (brawa dla debiutanta) oparte na przemyślanym scenariuszu. Bowiem gdy stygną pierwsze namiętności, trzeba skonfrontować się ze zwyczajnym życiem oraz problemami, którymi można się podzielić z bliską osobą. Jackson pod wizerunkiem doświadczonego, profesjonalnego muzyka kryje bolesną zadrę z dzieciństwa oraz nierozliczone pretensje wobec starszego przyrodniego brata Bobby’ego (mistrzowski Sam Elliott błyszczący na drugim planie). Szybko okazuje się, że pomiędzy braćmi nie tylko „przepraszam”, ale i „dziękuję” „zdaje się być najtrudniejszym słowem”12. Wątek ten, ze wzruszającą do łez sceną w pick-upie, spycha w cień rodzinne tło postaci Ally, a mianowicie jej relacje z ojcem. Lorenzo wspiera córkę z wszystkich sił, wierząc w jej talent oraz broniąc przed krzywdami, co sprawia wrażenie rozczarowującego uproszczenia w porównaniu do naszkicowanego jedynie w dialogach, a mimo to sugestywnego i wielowymiarowego stosunku Jacksona do ojca: „Mój tatuś umierał i powiedziałem mu, że muszę uciekać. Spojrzałem mu prosto w oczy: nie ma innego wyjścia13. Wspomnienie rodzica jest zarówno formą powrotu do dzieciństwa, gdy „życie było proste jak drut (…), na świecie mniej zmartwień i nikt się nie spieszył”14, ale też wewnętrznym nostalgicznym wołaniem za domem i rodziną: „Wszak nie młodniejesz, a twoje cierpienie i głód prowadzą cię do domu”15.

Opowiadana w „Narodzinach gwiazdy” historia ma znacznie więcej głębi i wyczucia, gdy widzimy ją – o ironio – z męskiej perspektywy. Ewolucję postaci Ally oparto na schematycznych zagrywkach, a w ich precyzyjną strukturę z czasem wkrada się fałsz, będący owocem przede wszystkim pójścia na łatwiznę scenarzystów, ale też niedoświadczenia debiutującego w roli reżysera Bradleya Coopera. Kinowa rzeczywistość i filmowe rzemiosło zaczynają się rozlatywać, gdy kariera Ally nabiera rozpędu, wywołując zazdrość Jacka. Idylla „wysp na Golfsztromie”16 nie może trwać długo: „Nie mogę przestać, ciągle mówię o tym, co mi zrobiłeś. Powstrzymujesz mnie przed byciem taką, jaka powinnam być17. Kariera w show-biznesie odbija się niekorzystnie na życiu osobistym bohaterów, podsycając odwieczny konflikt między próbami wyrażenia siebie a dostosowania się do wymagań środowiska. Choć bardziej doświadczonemu Jacksonowi wydaje się, że potrafi „pozostać sobą” w świecie muzycznego biznesu („Powtarzasz mi, że jeśli będę się przejmować, co myślą, nigdy nie odniosę sukcesu”18), Ally nadal ma wątpliwości, jak powinna postąpić – zaufać sercu czy podpowiedziom idącego po trupach do celu managera (Rafi Gavron w roli podejrzanego indywiduum mówiącego ze złowieszczym angielskim akcentem): „To nie ja, to nie jestem ja. Dlaczego mi to zrobiłeś?19. Ten kontrapunkt nie okazuje się niestety potrzebnym wzmocnieniem tematu miłosnego, a wypłynięcie na zdradzieckie wody „poważnych rozważań” sprawia, że tonąć zaczyna zarówno reżyser (niepotrafiący narzucić odpowiedniego tempa chaotycznie ułożonym, przypadkowym scenom obrazującym pięcie się początkującej artystki po szczeblach kariery), jak i scenarzyści. Oddalając się od bohaterów, tracą podstawowy atut, jakim jest wiarygodność nadawana przez aktorską parę. To tak jakby Brad Paisley porzucił gitarę, na której wyczynia cuda i pozostał jedynie wokalistą, bezskutecznie próbującym ubarwić prościutkie melodie lukrowanym wokalem.

Taniec Jacksona i Ally do akompaniamentu wygrywanego przez realia rynku, wymagające porzucenia dążenia do samorealizacji, przypomina podobne perypetie, jakie przechodzili choćby George Jones i Tammy Wynette, Sonny i Cher czy Johnny Cash i June Carter. Upadek jest zatem nieunikniony. Upadek wynikający po części z własnych słabości: „Uzdrów mnie. Bóg mi świadkiem, nikt inny mi nie pomoże. Zanim będzie za późno, wykradnij mnie. Wykradnij na dobre od siebie samej20. Tragizm wzmacnia dodatkowo bliskość między będącymi o krok od porażki, zagubionymi osobami: „Nie mogłem poradzić sobie z problemami, jakie sam sobie zgotowałem. Było jeszcze gorzej, gdy złożyłem je na barki kogoś innego. W końcu poddałem się, zrozpaczony brakiem nadziei”21. W przeciwieństwie do Johnny’ego Casha, który w powyższej piosence znalazł ukojenie w Bogu, bohaterowie „Narodzin gwiazdy” mają tylko siebie. Muszą dostrzec i zaakceptować istnienie własnych wad, przyznać się do nich, by od tego zacząć naprawę relacji z drugim człowiekiem. Próbują ułożyć na nowo rozbite lustro, by ujrzeć w nim własne odbicie niepozbawione skaz, kompleksów, słabości. Wiedzą dobrze, że nie jest to łatwe: „Zmiana planów przychodzi z trudem, zmianę zdania przywozi pociąg22, lecz konieczne: „To chyba czas, by umarły stare nawyki”23. Jackson, niczym złamani życiem samotnicy grani przez Clinta Eastwooda (zresztą niedoszłego reżysera „Narodzin gwiazdy”), próbuje podnieść się z przydrożnego rowu, za wszelką cenę stanąć na nogi, choćby symbolicznie odkupując swe winy.

Związek protagonistów nie odzyskuje jednak początkowego entuzjazmu czy spontaniczności. Za każdą wspólną decyzją kryje się odtąd dojrzała troska o drugą osobę podszyta obawą i zapobiegliwością. Nie ma już miejsca na szczerość oraz bezgraniczne zaufanie, tyleż urzekające, co naiwne. Pojawia się kłamstwo, mimo dobrych intencji niemogące powstrzymać nadchodzącej tragedii. Choć nadal w piosenkach bohaterowie mówią więcej, niż by chcieli i niż to sobie uświadamiają, szczególnie w chwilach prostej i dosłownej szczerości: „Odnalazłeś we mnie światło, którego nie potrafiłam dostrzec”24, a teraz „(…) byłabym zaszczycona, gdybyś zaakceptował mnie taką, jaka jestem25. Jak w klasycznych musicalach utwory zapowiadają mające nastąpić wydarzenia („Before I Cry”, „Alibi”, „Maybe It’s Time”), w kilku dźwiękach łącząc przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Piosenki stanowią siłę napędową filmu. Są równie istotne co dialogi (realistyczne, a ponadto zapadające w ucho niezłym wyczuciem rytmu), celnie przybliżają emocje postaci, oddają ich charakter, a przede wszystkim są po prostu dobrze napisane. Lady Gaga i Bradley Cooper, wspierani przez nieco starszych, bardziej doświadczonych kompozytorów (Jason Isbell, Paul Kennerley, Diane Warren, Justin Tranter czy Mark Ronson), stworzyli piosenkowy soundtrack roku. Twórcy zręcznie poruszają się po zróżnicowanych stylistykach współczesnej amerykańskiej muzyki popularnej, wielką wagę przywiązując do tekstów. Znajdziemy zatem refleksyjne outlaw country Willie’ego Nelsona26, autoterapeutyczny, neurotycznie nadwrażliwy rock Ryana Adamsa, szorstką delikatność Bruce’a Springsteena, prostą szczerość wyzierającą spomiędzy słodkich melodii niczym u Dolly Parton czy Lucindy Williams czy wreszcie prowokacyjną odwagę Lady Gagi, zdecydowanie zasługującej na własne miejsce w historii muzyki pop. To dzięki muzyce podniosłe końcowe sceny zyskują nieco na lekkości, nie tracąc przy tym ładunku emocjonalnego.

Związek bohaterów przybliża się do tragicznego końca, gdy brak wzajemnego zaufania oraz błędne odczytanie intencji partnera powodują napięcie w relacjach między Jacksonem a Ally. „Nie ma miejsca na kłamstwa27, a jednak gdy naruszona zostaje osobista przestrzeń wolności, do głosu dochodzi odruch obronny: „(…) jeśli zechcesz mojej wolności, ucieknę i nic na to nie poradzisz”28, lecz pamiętaj zarazem: „(…) jestem jedną z tych dziewczyn, które zawsze chcą być wolne”29. Jackson zbyt późno zrozumiał, co miał na myśli Bob Dylan, śpiewając: „Chcę się czuć jak twój kochanek, a nie jak twój wódz”30. Kojące zakończenie, choć nie przyćmiewa tragicznego losu kochanków, to już wspaniały przykład hollywoodzkiej melodramatyczności z całym arsenałem jej wypracowanych przez lata środków. „Już nigdy więcej nie pokocham”31 – Lady Gaga śpiewa tę melodyjną balladę à la Whitney Houston z takim zaangażowaniem, siłą i pasją, że łatwo można wybaczyć pompatyczność aranżacji czy sentymentalność tekstu. „To wszystko co jest i nie ma już nic więcej”. Ostatni dźwięk, rzewne łzy, kurtyna opada.

Człowiek powraca wciąż do tych samych historii. Ulegają one odświeżeniu, zyskując nieco inny kształt wraz ze zmieniającymi się epokami, językiem, kulturą, choć korzystają z niezmiennych schematów. Na takie opowieści nadal chcę się nabierać. Co więcej – uważam, że warto. Niezawodny Johnny Cash przypomina jeszcze:

Stare śpiewniki są pełne
Wiecznych miłości słów
Kochanków w pełnej chwale
Choć z wiatrem minionych już
(…)
Wiekową pieśń śpiewano, gdzie
Jest miłość aż po śmierć
Przede mną też32
1 Dokładnie: półtonów. Cytat z listy dialogowej filmu. Jeśli nie zaznaczono inaczej, tłumaczenie własne.
2 Bradley Cooper, „Black Eyes”, autorzy: Bradley Cooper, Lukas Nelson.
3 Willie Nelson, „I Let My Mind Wander”, autor: Willie Nelson.
4 Kris Kristofferson, „Sunday Mornin’ Comin’ Down”, autor: Kris Kristofferson.
5 Lady Gaga i Bradley Cooper, „Shallow”, autorzy: Lady Gaga, Mark Ronson, Anthony Rossomando, Andrew Wyatt.
6 Ryan Adams, „Anybody Wanna Take Me Home”, autor: Ryan Adams.
7 Ryan Adams & the Cardinals, „Let It Ride”, autorzy: Ryan Adams, J.P. Bowersock, Cindy Cashdollar, Brad Pemberton, Catherine Popper.
8 Lady Gaga i Bradley Cooper, „Shallow”, autorzy: Lady Gaga, Mark Ronson, Anthony Rossomando, Andrew Wyatt.
9 Crystal Gayle, „Ready for the Times to Get Better”, autor: Allen Reynolds.
10 Eagles, „Desperado”, autorzy: Glenn Frey, Don Henley.
11 Lady Gaga i Bradley Cooper, „I Don’t Know What Love Is”, autorzy: Lady Gaga, Lukas Nelson.
12 Elton John, „Sorry Seems to Be the Hardest Word”, autorzy: Elton John, Bernie Taupin.
13 Bradley Cooper, „Alibi”, autorzy: Lady Gaga, Bradley Cooper, Lukas Nelson.
14 Colt Ford i Jake Owen, „Back”, autorzy: Colt Ford, Noah Gordon, Mike Hartnett, Shannon Houchins.
15 Eagles, „Desperado”, autorzy: Glenn Frey, Don Henley.
16 Kenny Rogers i Dolly Parton, „Islands in the Stream”, autorzy: Barry Gibb, Robin Gibb, Maurice Gibb.
17 Lady Gaga, „Why Did You Do That?”, autorzy: Lady Gaga, Diane Warren, Mark Nilan Jr., Nick Monson, Paul Blair.
18 Lady Gaga, „Hair Body Face”, autorzy: Lady Gaga, Mark Nilan Jr., Nick Monson, Paul Blair.
19 Lady Gaga, „Why Did You Do That?”, autorzy: Lady Gaga, Diane Warren, Mark Nilan Jr., Nick Monson, Paul Blair.
20 Lady Gaga, „Heal Me”, autorzy: Lady Gaga, Mark Nilan Jr., Nick Monson, Paul Blair, Julia Michaels, Justin Tranter.
21 Johnny Cash, „I Came to Believe”, autor: Johnny Cash.
22 Bob Dylan, „It Takes a Lot to Laugh, It Takes a Train to Cry”, tłum. za: Bob Dylan, „Duszny kraj. Wybrane utwory z lat 1962-2012”, przeł. Filip Łobodziński, Stronie Śląskie 2017, s. 92.
23 Bradley Cooper, „Maybe It’s Time”, autor: Jason Isbell.
24 Lady Gaga, „Always Remember Us This Way”, autorzy: Lady Gaga, Natalie Hemby, Hillary Lindsey, Lori McKenna.
25 Lady Gaga, „Is That Alright?”, autorzy: Lady Gaga, Mark Nilan Jr., Nick Monson, Paul Blair, Aaron Raitiere.
26Jednym ze współtwórców piosenek jest jego syn, Lukas.
27 Bradley Cooper, „Black Eyes”, autorzy: Bradley Cooper, Lukas Nelson.
28 Bradley Cooper, „Alibi”, autorzy: Lady Gaga, Bradley Cooper, Lukas Nelson.
29 Lady Gaga, „Why Did You Do That?”, autorzy: Lady Gaga, Diane Warren, Mark Nilan Jr., Nick Monson, Paul Blair.
30 Bob Dylan, „It Takes a Lot to Laugh, It Takes a Train to Cry”, tłum. za: Bob Dylan, „Duszny kraj. Wybrane utwory z lat 1962-2012”, przeł. Filip Łobodziński, Stronie Śląskie 2017, s. 92.
31 Lady Gaga, „I’ll Never Love Again”, autorzy: Lady Gaga, Natalie Hemby, Hillary Lindsey, Aaron Raitiere.
32 Johnny Cash, „Before My Time”, autor: Johnny Cash.
Wojciech Koczułap
Wojciech Koczułap
Star is born

Narodziny gwiazdy

Tytuł oryginalny: A Star Is Born

Rok: 2018

Gatunek: melodramat, muzyczny

Kraj produkcji: USA

Reżyser: Bradley Cooper

Występują: Lady Gaga, Bradley Cooper, Sam Elliott i inni

Dystrybucja: Warner Bros. Entertainment Polska

Ocena: 4/5