Nigdy nie było tak pięknej nocy – recenzja filmu „Na Księżyc” – Nowe Horyzonty

Część nowohoryzontowej publiczności może pamiętać film Johanna Lurfa pod niecodziennym tytułem ★ [NASZA MINIRECENZJA], wyświetlany na dwóch poprzednich stacjonarnych edycjach festiwalu (w 2018 we Froncie Wizualnym, w 2019 w dłuższej wersji w sekcji Sezon). Trudno nie wspomnieć tej kinofilskiej podróży po rozgwieżdżonym niebie przy okazji pokazywanego w tegorocznej odsłonie Frontu Na Księżyc w reżyserii Tadhga O’Sullivana.

Jak wskazuje sam tytuł (po angielsku To the Moon, które można by przetłumaczyć też jako „do księżyca” lub „ku księżycowi”), przedmiotem zainteresowania irlandzkiego reżysera jest naturalny satelita Ziemi. Pomysł wyjściowy wydaje się zbliżony do tego z ★: O’Sullivan współpracował z filmowymi archiwami w poszukiwaniu obrazów nocnego nieba i złożył je w oryginalny esej wizualny. Porównanie z dziełem Lurfa wydobywa jednak mocne strony Na Księżyc, bowiem podczas gdy tamten film (lub – dla precyzji – jego pierwotna wersja z 18. edycji festiwalu, którą widział autor tego tekstu) trzymał się sztywno założonych ram, z czasem coraz bardziej wystawiając cierpliwość widza na próbę i pozostając ostatecznie jedynie kinofilską ciekawostką, obraz Irlandczyka charakteryzuje się większą swobodą w doborze materiału, a co za tym idzie jest bardziej płynny, poetycki i atrakcyjny w odbiorze.

O’Sullivan nie ogranicza się do zmontowania ze sobą fragmentów innych filmów. Nie tylko przeplata je pięknymi widokami z księżycem na niebie (na marginesie warto wspomnieć, iż jednym z operatorów pracujących przy Na Księżyc był Scott Barley, którego mistrzostwo w filmowaniu nocnych krajobrazów w pełni ujawniło jego dzieło Jej dom w mocy snu z 2017), ale też wzbogaca kulturowy bagaż o utwory muzyczne (wśród nich Clair De Lune Claude’a Debussy’ego) oraz cytaty literackie, trudne do rozpoznania, ale pochodzące z takich klasyków, jak Burza Szekspira, Czekając na Godota Becketta czy Bracia Karamazow Dostojewskiego. Zresztą same materiały filmowe sprawiają wrażenie poddanych starannej selekcji. Ich ilość i niewielka charakterystyczność uniemożliwia rozpoznanie choćby ćwierci z nich, a w napisach końcowych nie uświadczymy ich kompletnego spisu (obecne są za to listy wykorzystanych dzieł muzycznych i literackich). Nie trzeba jednak znać tytułów filmów, by spostrzec, że dominuje tu konkretny rodzaj materiału – fragmenty, w których Księżyc obserwowany jest z Ziemi lub jego światło wprowadza określony nastrój.

Najlepiej precyzję zamierzeń reżysera wydobywa przywołanie kilku przykładów, których widz nie zobaczy w Na Księżyc. Ani rakieta trafiająca w oko z Podróży na Księżyc Georges’a Mélièsa, ani lunarne sekwencje 2001: Odysei kosmicznej, ani autentyczne nagranie z lądowania załogi Apollo 11 nie znalazły tu swojego miejsca. O’Sullivan konsekwentnie przyjmuje ziemską perspektywę, znacznie bliższą wrażliwości ludowej niż postrzeganiu naukowemu. Pod koniec pojawiają się co prawda pojedyncze obrazy rakiet kosmicznych, ale twórcę eksploracja Księżyca interesuje raczej jako przejaw ludzkiego marzenia niż fakt historycznie dokonany. Prędzej niż Neila Armstronga zobaczylibyśmy w Na Księżyc Pana Twardowskiego.

Pod kątem nastroju dzieło O’Sullivana pada niedaleko od Dwóch mężczyzn kontemplujących księżyc Caspara Davida Friedricha. Dobrane fragmenty filmowe łączy pewien liryczny ton, impresyjność, podatność na włączenie do kontemplacyjnego ciągu obrazów (stąd być może brak ikonicznej sceny z Mélièsa lub łapania księżyca na lasso z To wspaniałe życie Capry). Materiały zostały sprawnie skomponowane w sekwencje różniące się od siebie nastrojami, ewokującymi rozmaite skojarzenia wytworzone kulturowo wokół księżycowej nocy, od romantycznych schadzek kochanków po sceny mroczniejsze, często obfitujące w zjawiska nadprzyrodzone. Te ostatnie reprezentują w Na Księżyc m.in. obrazy z takich arcydzieł kina niemego, jak Faust F.W. Murnaua czy Furman śmierci Victora Sjöströma. Co znamienne, w obu obecność księżyca sprowadza się do oświetlenia sceny jego światłem, bowiem O’Sullivan włączył w swoje dzieło liczne przykłady przedstawiające nie tyle tarczę satelity, co właśnie jego blask. To w tych fragmentach najsilniej widać, że konstrukcja filmu podporządkowana jest nie prostemu „odhaczaniu” ekranowych księżyców, a prowadzonej refleksji, skojarzeniom i nastrojowi rozświetlonej lunarnym światłem nocy.

Księżyc w filmie O’Sullivana to przede wszystkim nie ciało niebieskie, tylko obiekt na niebie, który ludzie oglądali w każdym stuleciu i z każdego miejsca na Ziemi. Reżyser zdaje się zachęcać widzów do współuczestniczenia w tym uniwersalnym doświadczeniu człowieka. Nieoczekiwany dodatkowy wymiar Na Księżyc zyskuje zatem oglądany po zmroku w warunkach domowych, w których wystarczy odwrócić głowę, by napotkać za oknem jego wszędobylskiego bohatera.

Jędrzej Sławnikowski
Jędrzej Sławnikowski

Na Księżyc

Tytuł oryginalny: „To the Moon”

Rok: 2020

Gatunek: esej, eksperymentalny

Kraj produkcji: Irlandia

Reżyseria: Tadhg O’Sullivan

Ocena: 3,5/5