Między Bogiem a zemstą – recenzja filmu „Monkey Man” – Nowe Horyzonty 2024

Hanuman w hinduizmie to potężne bóstwo o wielu atrybutach. Uznawany między innymi jako patron sportowców, a zwłaszcza zapaśników, w sztuce często przedstawiany jako potężny wojownik z małpią głową i maczugą w ręku. Dev Patel w swoim reżyserskim debiucie Monkey Man nie tylko odrobił lekcję z religioznawstwa, ale stworzył kino zemsty, zadłużone zarówno we wschodniej, jak i zachodniej klasyce gatunku, będące współczesną interpretacją słynnego eposu Ramajana.

Monkey Man powstał jako projekt zrodzony z pasji. Po seansie Wejścia Smoka w dzieciństwie Patel zapragnął zostać aktorem. Wiele lat później zapatrzony między innymi w thrillery Kim Jee-woona (Ujrzałem diabła, Słodko-gorzkie życie), trylogię zemsty Park Chan-wooka, dylogię Raid Garetha Evansa, czy  serię o przygodach Johna Wicka, nie tylko stanął za kamerą, ale także został jednym z producentów, współtworzył scenariusz i zagrał główną rolę. Film początkowo planowany dla Netflixa,  a ostatecznie przez niego odrzucony (jak donoszą  plotki, czerwonego giganta wystraszyła wymowa krytyczna wobec konserwatywnej indyjskiej władzy), w końcu trafił pod skrzydła Universalu i promowany nazwiskiem współproducenta Jordana Peele’a wykręcił w amerykańskich kinach wynik niemal 24. milionów dolarów.

Analogia między bezimiennym bohaterem Patela (w napisach końcowych podpisanym jako Kid, więc przyjmijmy taką wersję) a Hanumanem nie sili się na subtelność. Klamrą opowieści jest retrospekcja, w której matka protagonisty czyta mu historię o małpim herosie, gdzie nieświadomy swojej potęgi, kierowany  głodem usiłował on pożreć słońce, myląc je z mango, za co został ukarany pozbawieniem mocy przez bogów. Podobną lekkomyślnością początkowo charakteryzuje się Kid, napędzany żądzą zemsty za śmierć rodzicielki, pragnie piąć się coraz wyżej w hierarchii wielkomiejskiego, indyjskiego półświatka. Zaczyna, pozwalając obijać się za parę rupii w ustawianych walkach na ringu, w których występuje oczywiście w masce małpy. Następnie zalicza kolejne szczeble społecznej drabiny, by w końcu zbliżyć się do osób u władzy odpowiedzialnych za wyrządzone krzywdy.

Widzowie oczekujący dwugodzinnej orgii przemocy w rodzaju najnowszych przygód Johna Wicka mogą czuć się jednak momentami nieco zniecierpliwieni. Oczywiście dzięki neonowej estetyce i dynamicznie, acz czytelnie nakręconym bijatykom z godnymi podziwu popisami kaskaderskimi w wykonaniu samego Patela, takie skojarzenia są jak najbardziej trafne, z czego reżyser doskonale zdaje sobie sprawę. W końcu pada tu nawet żart bezpośrednio odnoszący się do serii Chada Stahelskiego. W żadnym wypadku  nie można jednak mówić o indyjskim klonie. Pomijając fakt, że broń palną najczęściej zastępują tu ciosy i kopniaki, więcej czasu ekranowego poświęcono  na kontemplację momentami niemal Malickowskich kadrów (w dość nużących repetycjach początkowych wspominek) i polityczno-religijnych aluzji do współczesnych Indii. Sekwencje akcji, choć urozmaicone, świetnie zrealizowane i obszerne, są jedynie dwie.

W Monkey Manie hinduizm stanowi broń obosieczną. Z jednej strony bywa wykorzystywany przez religijnych i politycznych fundamentalistów, których twarzą jest szef policji Rana (Sikandar Kher) oraz górujący nad nim duchowy lider Baba Shakti (Makrand Deshpande), zapewne inspirowany analogicznymi postaciami związanymi z Indyjską Partią Ludową (BJP), ugrupowania znanego z nacjonalistycznych ciągot. Patel wprost odnosi się do realnych problemów, takich jak eksmisje rdzennych mieszkańców (Adivasi) i mniejszości muzułmańskich, które mają miejsce w Indiach pod rządami premiera Narendry Modiego. W kontrze do tego występuje inkluzywne i postępowe podejście do wiary, reprezentowane przez transpłciowe hidźry, określane w Indiach jako trzecia płeć. To one inspirują Kida do duchowego wzrostu oraz walki z podziałami i nierównościami reprezentowanymi przez system kastowy, stając się jednocześnie aktywnymi sojusznikami w walce o wolność.

Patel konsekwentnie tworzy paralelę między Ramajaną a fabułą Monkey Mana. Współczesny Hanuman walczy ze złem przede wszystkim  w  imię zemsty, ale pośrednio także odebrania monopolu na duchowość fanatykom. Demona Rawanę reprezentuje system ugruntowujący uprzedzenia i dający społeczne przyzwolenie na przemoc wobec wykluczonych. Oczywiście to nadal proste, niedoskonałe kino zemsty mające problemy z tempem, storytellingiem, porzucaniem wątków, a niekiedy logiką wydarzeń, jednak cieszy, że dostajemy akcyjniaki tak głęboko zakorzenione w lokalnej kulturze, nie zawłaszczające, a eksplorujące jej elementy.

Grzegorz Narożny
Grzegorz Narożny
Monkey Man

Monkey Man

Rok: 2024

Kraj produkcji: USA

Reżyseria: Dev Patel

Występują: Dev Patel, 

Ocena: 3,5/5

3,5/5