Treasure – recenzja filmu „Mój piękny syn”

Pierwsze co skusi większość na seans “Mojego pięknego syna” to zapewne nazwisko Timothée Chalameta na plakacie. Wschodząca gwiazda Hollywood ma charyzmę, która przyciąga. Mimo tego, że rola Elia w “Tamte dni, tamte noce” Luki Guadagnino jest jedyną znaczącą jaką do tej pory otrzymał, zdążył zjednać sobie rzeszę entuzjastów. Niewątpliwie Amerykanin został obdarzony niezwykłym talentem, wrażliwością i rzadko spotykanym rodzajem empatii. Wcielając się w postać Nica - młodego człowieka borykającego się z uzależnieniem wyzwala drzemiący w nim potencjał, jednocześnie podkreślając, że nie osiadł na laurach.

Uzależnieniem, które nie pozwala normalnie funkcjonować. Felix van Groeningen podszedł do tego tematu w sposób intrygujący, nie ukazał początku historii Nica. Nie można określić, jaki był powód sięgnięcia po narkotyki, co może niektórych drażnić. Motyw uzależnień pojawia się na tyle często, że społeczeństwo zdążyło nim znudzić – zna płynące z nich zagrożenia. Na myśl może jednak przyjść opowiadanie Marka Hłaski “Pętla”, które stało się inspiracją dla Wojciecha Jerzego Hasa. Stworzył on na jej podstawie obraz wpisujący się w nurt psychologiczno – egzystencjalny Polskiej Szkoły Filmowej. Twórcy buntowali się przed schematyzmem i wyidealizowanym socrealizmem, zaś Kuba Kowalski znajdował ukojenie w kieliszku wódki. Protagonistę poznajemy w momencie, w którym odważył się rzucić destruktywne przyzwyczajenia przy pomocy swojej partnerki Krystyny. Również w jego przypadku, nie wiadomo co było przyczyną wpadnięcia w szpony nałogu.

Powód schodzi na dalszy plan, przestaje mieć znaczenie. Elementem spajającym oba tytuły jest postać bliskiego wyciągającego z traumatycznego stanu jakim jest uzależnienie. Obie osoby przeżywają swój dramat. U Van Groeningena ojciec zaniedbuje wszystkie osobiste sprawy, nawet nowo zbudowaną rodzinę, natomiast piękny syn balansuje na krawędzi. Reżyser udowadnia, że niewiele potrzeba by się wykoleić. Jak cienka granica jest pomiędzy życiem, a śmiercią. Nic wegetuje, pozornie egzystuje, ale w środku jest martwy. Realizm poraża, a wzmocniony zostaje scenami retrospektywnymi, na których bohaterowie są jeszcze szczęśliwi, wiele ich łączy i cieszą się swoją obecnością.

Powagi dodaje fakt, że widz zdaje sobie sprawę, że ta historia się kiedyś wydarzyła – oparta jest na faktach. Nic Sheff przygodę z zakazanym owocem opisał w pamiętniku – autobiografii o tytule “Na głodzie. Moja historia walki z nałogiem”, ojciec David jest autorem książki “Mój piękny syn”. Film nie ma stać się przestrogą. Ukazuje trud rodzicielstwa, dojrzewania, destrukcyjny wpływ uzależnień, najzwyklejsze wzloty i upadki. Cały wachlarz emocji i uczuć użyty w obrazie ma uzmysłowić, że mimo wszystko najważniejsza jest miłość, rozmowa i próba zrozumienia. By nie pozwolić się zatracić, czasem trzeba powiedzieć nie. Należy przyzwolić nałogowcowi sięgnąć dna, to on sam musi mieć w sobie potrzebę zmiany.

W oddaniu całej tej gamy uczuć wykazał się Steve Carell, od kilku lat prezentujący całemu światu drugie oblicze, częściej grając w dramatach niż komediach, którym zawdzięcza sławę. Wykreowany przez niego David jest fenomenalny. Razem z Chalametem dają wspólnie popis rewelacyjnego aktorstwa w akompaniamencie intensywnego soundtracku.

“Mój piękny syn” uderza prostotą, prawdziwością i brakiem karykaturalności. Choć brzmi to nieprawdopodobnie, wywołuje emocje właściwie nie do odróżnienia z prawdziwymi i faktycznie pozwala poczuć się jak postać przedstawiona na ekranie. Ma szansę stać się przedstawicielem kina środka na najwyższym poziomie.

Ola Szwarc
Aleksandra Szwarc

Mój piękny syn

Tytuł oryginalny: Beautiful Boy 

Rok: 2018

Gatunek: dramat, biograficzny

Kraj produkcji: USA 

Reżyser: Felix Van Groeningen 

Występują: Timothée Chalamet, Steve Carell 

Dystrybucja: M2 Films 

Ocena: 4/5

Our Rating: