Dziennik wiejskiego proboszcza – recenzja filmu „Mizerykordia”

Bohaterowie kina Alaina Guiraudie, zamknięci w niewielkich społecznościach na ograniczonej przestrzeni składającej się z zaledwie kilku wyludnionych miejsc, wydają się skazani na samotność a w końcu na śmierć. Wyrok jest odroczony, a pozostały czas wypełniają niezgrabne próby poszukiwania spełnienia, nasycenia rozgrzewającego i spalającego pożądania. Drugi człowiek, bliski lub obcy, wydaje się tym, który wypełni tę pustkę, ale ceną jest w najlepszym przypadku złamanie społecznych norm a w najgorszym groźba gwałtownej utraty życia. Śmierć i pożądanie staje się znów dominującym tematem w najnowszym obrazie reżysera Nieznajomego nad jeziorem.

Lecz w Mizerykordii panuje już inny duch. Zamiast opowieści letniej skoncentrowanej na  homoerotycznych przygodach naznaczonych nieuchronną tragedią, Guiraudie proponuje atmosferę jesieni, schyłku, niemal melancholii. Żałobny nastrój ustawia już jedna z pierwszych scen pogrzebu piekarza, na który powraca do swojej rodzinnej miejscowości główny bohater. Szybko okazuje się, że mężczyzn łączyły nie tylko zawodowe relacje, a sieć powiązań emocjonalnych tej lokalnej społeczności objawiać się potrafi w najbardziej nieoczekiwane sposoby. Wszyscy chcą kochać i być kochanymi jednak spotykają się bądź to z cichą odmową i lekceważeniem bądź to z agresją. Francuski reżyser portretuje prowincję z jej charakterystycznymi przywarami: stagnacją, brakiem anonimowości, iluzją wspólnoty. Jérémie Pastor (Félix Kysyl) nie tylko wraca jednak w rodzinne strony ale pragnie się tam zatrzymać. Coś pociąga go w tym skrawku świata. Odnawia dawne znajomości, zamieszkuje u wdowy (w tej roli Catherine Frot), zauważa go miejscowy ksiądz (znakomity Jacques Develay). Jego pobyt staje się wydarzeniem dla tutejszej wspólnoty, być może szansą na nowe otwarcie. Znajduje się na językach. Jest bacznie obserwowany: z nieufnością, zazdrością, miłością. Wreszcie pojawiają się plotki, niepewność, ostracyzm. Typowa monotonia formy Alaina Guiraudie z powtarzanymi w nieskończoność lokacjami, refrenami, puentami przerwana zostaje, gdy gęstniejąca zawiesina złych emocji rozlewa się i dochodzi do zbrodni. Zmiana jest jedynie pozorna, bohaterowie wciąż snuć będą swoją opowieść na leśnym szlaku, żwirowej szosie i przy kuchennym stole — teraz jednak w towarzystwie prowadzącej śledztwo pary policjantów. Niespieszny dramat staje się komedią, a ta filozoficzno-moralnym traktatem o zbrodni i karze. Wśród zabawnych gagów charakterystycznych dla francuskiego humoru Guiraudie buduje sceny oparte na paradoksie, które bawią, zmieniając kontekst. Wspaniałym przykładem jest tu motyw „odwróconej spowiedzi”. Ksiądz, którego ustami wydaje się przemawiać sam autor, jak żywo przypomina etyczne rozterki bressonowskich bohaterów ujęte w postmodernistyczny nawias, potraktowane à rebours. Chrześcijańskie miłosierdzie wobec grzesznika staje się z jednej strony doprowadzone do absurdu, z drugiej okazuje się ratunkiem w surowej rzeczywistości.

Francuski mistrz nie jest zakładnikiem swojego stylu ani swojej widowni. Już w poprzednim filmie, politycznej farsie Biegacz, dziwka, Arab, mąż posłużył się lżejszym tonem komentując bardzo aktualne problemy kraju. Choć już w ciepło przyjętym na canneńskim festiwalu, średniometrażowym Ce vieux rêve qui bouge z 2001 roku zaproponował intrygujące połączenie realizmu społecznego z refleksyjną impresją o młodzieńczości i dojrzałości, po wspomnianym wcześniej Nieznajomym nad jeziorem czy W pionie fani reżysera spodziewać się mogli kolejnych transgresyjnych, odważnych i prowokacyjnych pomysłów. Mizerykordia tymczasem wydaje się niezwykle przystępnym filmem, ale wciąż kinem nie dla każdego. Zarówno język narracji, jak i stawiane problemy przywołują na myśl twórczość Érica Rohmera czy Roberta Bressona, a poczucie humoru Guiraudie spotka się z aprobatą miłośników zjadliwej satyry Luisa Buñuela i Bruno Dumonta. Tego rodzaju wyliczanki nie oddają oczywiście w pełni atmosfery seansu, ale świadczą o tym jak oryginalne i trudne do uchwycenia czy skategoryzowania jest to kino. Nie można nie wspomnieć tu o hipnotyzującym, specyficznym suspensie, którym reżyser gra z oczekiwaniami widza, budząc na zmianę jego śmiech i niepokój, usypiając jego czujność i prowadząc na manowce.

Spór o istnienie obiektywnej moralności, temat permisywizmu i nihilizmu sąsiadują tu z poczuciem egzystencjalnego lęku i samotności. Materialny świat wydaje się chłodny i pusty a równocześnie poruszany wiekuistą, zewnętrzną siłą. Sama jesienna przyroda zdradza miejsce zbrodni, prowokując kolejne pytania o przypadkowość lub determinizm i konieczność. Guiraudie obserwuje swych bohaterów z dystansem, podgląda ich w naturalnym środowisku. Zdaje się odczuwać do nich sympatię, nie odmalowuje karykatur, ale też nie upiększa. Komplikuje relacje i charaktery, aby ta na pozór prosta przypowieść o ambiwalencji miłosierdzia korespondowała z kryzysami współczesności. Nie jest na szczęście tak dosłowny i publicystyczny jak w poprzednim filmie, dzięki czemu obraz zyskuje na uniwersalności. Doceniła to redakcja prestiżowego Cahiers du cinéma, wybierając Mizerykordię filmem roku 2024.

Mizerykordia

Tytuł oryginalny: Miséricorde

Rok: 2024

Kraj produkcji: Francja, Hiszpania, Portugalia

Reżyseria: Alain Guiraudie

Występują: Félix Kysyl, Catherine Frot, Jean-Baptiste Durand i inni

Dystrybucja: Velvet Spoon

Ocena: 4,5/5

4.5/5