Jak zostałem snajperem – recenzja filmu „Mindörökké” – Tallinn Black Nights

Trudno nie odbić się od dna, realizując cokolwiek innego niż Głos Pana. Jeśli poprzedni film Györgya Pálfiego był świadectwem przerostu ambicji, która nie odnalazła formalnego partnera w obiektywie kamery, lecz pozostała w strefie zachwytów nad prozą Lema, to kameralna atmosfera Mindörökké (pol. na zawsze) przychodzi niczym powiew świeżego powietrza. Nie jest to jednak utwór błahy, na co wskazuje już tytuł. Postapokaliptyczna rzeczywistość służy Węgrowi za doświadczalny poligon, gdzie umierające państwo przeistacza się w nie-miejsce, a narodowa i osobista tożsamość mienią się w barwach szaleństwa jako resztki starego świata.

Otwierająca sekwencja prezentuje anonimowe tłumy przemierzające korytarze lotniska. Media donoszą o trwającej już kilka lat wojnie i tragicznej sytuacji w Europie. Wydaje się, że wiadomości podróżujących pasażerów nie za bardzo interesują – funkcjonują w przestrzeni tranzytowej, gdzie króluje społeczna obojętność i zbiorowa płynność nieustającego ruchu. Ducha paradoksalnie aktywnej bierności przegania wybuch samolotu. Swobodnie opadające fragmenty sprowadzają fabułę na ziemię, w konkretne miejsce z prawdziwą wspólnotą, której grozi wyginięcie. Mutacja może być lekiem potrzebnym do przetrwania, ale niesie ze sobą pewne konsekwencje – ryby w okolicznym stawie już się zaadaptowały do nowych warunków i wyglądają jakby same szykowały się do podboju planety.

Antidotum jest faktycznie potrzebne, aczkolwiek ból egzystencjalny jak ból pleców – można się go chwilowo pozbyć z pomocą alkoholu, który tu leje się strumieniami. Główny bohater János (Tamás Polgár), jeden z wielu złomiarzy przeczesujących wraki maszyn w poszukiwaniu wartościowych suwenirów i żywności, wymienia swe znaleziska w przydrożnym lombardzie właśnie na butelki domowej gorzałki. W lokalnym szpitalu, gdzie łóżka okupują zmęczeni weterani, także zapija się smutki, nucąc przy tym nacjonalistyczne pieśni i wymachując węgierską flagą. Klimat marazmu i paranoicznego pesymizmu wypełnia ekran, przywodząc na myśl arcydzieła pokroju Woyzecka.

Nie inaczej jak w filmie Jánosa Szásza, problematyzowana jest rola kobiety i szerzej – relacje damsko-męskie. O ile fizyczna impotencja nie dolega żadnemu z bohaterów, o tyle ich wysiłki okazują się zawsze niewystarczające, a problemy z komunikacją – wątek chorej kobiety, która spadła z nieba jest tego dosłownym przykładem – prowadzą do porażki każdego ze związków. Nie wiadomo już za którą z płci wznosić toasty. Zazwyczaj natomiast umierają panie; raz symbolicznie, kiedy kot wypada przez okno, innym razem od strzału w głowę, który uniemożliwia upadek na cztery łapy. Panów z kolei charakteryzuje okazała dawka homoerotycznego napięcia, którą Pálfi przedstawia zadziwiająco subtelnie, nie pozwalając tematowi zdominować filmowych sensów.

Jednym z nich – być może najistotniejszym – jest dylemat człowieka, który przetrwał wystarczająco długo, by stać się czarnym charakterem. Wieś nęka bowiem nieopisany snajper, którego strzelecką perspektywę obrazuje Węgier, sytuując samego mężczyznę poza kadrem (pogłoski o podobieństwie do narzędzia skonstruowanego przez Aleksandra Miedwiedkina i przedstawionego w Le Tombeau d’Alexandre Chrisa Markera były chyba trochę na wyrost). Protagonista również zostaje wcielony do armii i podczas pierwszej misji, stanowiącej jednocześnie ostatnie ujęcie filmu, staje przed zadaniem eliminacji protestujących obywateli.

Zdjęcia do adaptacji powieści Sándora Tara realizowano jeszcze w 2015 roku, ale problemy z finansowaniem projektu nie pozwoliły na jego dokończenie – ostateczna wersja obfituje w efekty specjalne. Za stronę wizualną odpowiadał Tamás Dobos, autor zdjęć do W świetle dnia (NASZA RECENZJA), którego pracę można retrospektywnie potraktować jako niezwykle udany debiut pełnometrażowy. Na oddzielną uwagę zasługuje także scenografia, za którą Anna Nyitrai otrzymała nagrodę podczas festiwalu Tallinn Black Nights.

Dbałość o szczegóły, przejmujące role aktorskie i postmodernistyczny sznyt Pálfiego przeobrażają poniekąd dyskretny i niskobudżetowy obraz w uniwersalną przestrogę przed skutkami społecznego izolacjonizmu i przymykania oka na problemy z tożsamością. Węgier nie stroni jednak od pikanterii – zarówno w łóżku, w żartach, jak i aktach przemocy.

Tomasz Poborca
Tomasz Poborca

Mindörökké
Tytuł oryginalny:
Mindörökké

Rok: 2021

Kraj produkcji: Węgry

Reżyseria: György Pálfi

Występują: Tamás Polgár, Julia Ubrankovics, Attila Menszátor-Héresz i inni

Ocena: 3,5/5