Nieudane inspiracje – recenzja filmu „Miłość mojego brata”

Czy Kanada faktycznie jest krajem mlekiem i miodem płynącym? Tak samo jak wszędzie indziej na świecie ludzie zmagają się tam ze swoimi oraz cudzymi problemami. Nad jedną z wielu ludzkich historii pochyla się Monia Chokri w Miłości mojego brata.

W swoim pełnometrażowym debiucie kanadyjska reżyserka decyduje się przedstawić mocno ze sobą splecione losy dorosłego rodzeństwa. Sophia i Karim wydają się bardzo zżyci, wręcz nierozłączni – po części wynika to pewnie z faktu bycia współlokatorami. Karim wygląda na zaradnego życiowo: ma mieszkanie, pracuje jako psycholog, natomiast Sophia radzi sobie gorzej. Po studiowaniu filozofii i obronieniu doktoratu na niszowy, wzbudzający uśmiech politowania wśród rozmówców temat nie potrafi znaleźć pracy, a co do ofert jest wybredna, brak jej doświadczenia zawodowego, a do tego pomieszkuje u brata, który kieruje w jej stronę delikatne sugestie o usamodzielnianiu się.

Nasza uwaga skupiona zostaje na głównej bohaterce, aczkolwiek mimo obecności w większości scen, nie poznajemy jej zbyt dobrze. Jedynie poszlaki pozwalają zbudować sobie jakieś wyobrażenie na jej temat. Właśnie bylejakość tego wyobrażenia skłania mnie do stwierdzenia, że Sophia jest słabo skonstruowaną bohaterką. Jej wizerunek składa się z niekonsekwencji i przypadków. Z dyskusji można wyczytać, że dużą wagę przykłada do wykształcenia, ale powątpiewa w system, gardzi pracą fizyczną, jest antynatalistką, nie przywiązuje się do monogamii – są to tylko szczegóły, z których ciężko utworzyć ogólny portret bohaterki. Kulminacją jej problemów staje się fakt, że w życiu jej brata pojawia się kobieta. Myślę, że w tym kontekście ciekawa jest drobna zmiana tytułu w polskiej dystrybucji. Oryginalne La femme de mon frere, czyli dosłownie kobieta (w znaczeniu romantycznym, tego określenia używa się również na żonę) mojego brata, stała się Miłością mojego brata. To odbieram jako klucz do zrozumienia filmu – Sophia nie jest zazdrosna o konkretną kobietę, w tym wypadku Eloïse, ale o miłość i wszystko, co z nią związane. Nie romantyczną czy erotyczną, ale bratersko-siostrzaną. Sophia jest zazdrosna o wolny czas Karima, rozmowy z nim, wspólne wyjścia na obiad, jego przemyślenia, zainteresowanie, przestrzeń osobistą oraz bliskość (ponownie nie w kontekście erotycznym, a drobnych gestów jak uścisk czy pogładzenie po głowie).

Widać, że Monia Chokri jest debiutantką i szuka swojego stylu. Niestety jej film jest niespójny, ma drażniące montażowe cięcia, które trudno odczytać jako intencjonalny zabieg. Wielokrotnie współpracowała z Xavierem Dolanem: ona jako aktorka w Wyśnionych miłościach i Na zawsze Laurence Dolana, on zaś jako montażysta w jej krótkim metrażu Quelqu’un d’extraordinaire. Pokrywa się również grono ich współpracowników. W Miłości mojego brata wpływ Dolana jest widoczny. Zbyt widoczny. Teledyskowe sekwencje z imprez przesycone światłami i muzyką, ich montaż, sceny wybuchowych rodzinnych kłótni z akompaniamentem w postaci krzyków po francusku – to jasne inspiracje enfant terrible kanadyjskiej kinematografii. Na tyle oczywiste, że odbierają Chokri oryginalność. Notabene to właśnie rodzinny obiad jest pretekstem do popisów aktorskich Anne-Élisabeth Bossé (Sophia) i Patricka Hivona (Karim), które ogląda się z przyjemnością. Kolejnym typem ujęć są te opływające w pastelowe kolory, przywodzące na myśl dorobek Wesa Andersona. Zdaję sobie sprawę, że pastelowa konwencja nie jest na stałe przypisana do Andersona, jednak w tym przypadku trudno uniknąć skojarzeń z jego charakterystyczną estetyką. Te „zapożyczenia” od innych twórców, sprawiają, że niełatwo dostrzec jej odrębność i piętno autorskie. Działa to zdecydowanie na niekorzyść, szczególnie w przypadku debiutu.

Mimo że Sophia jest średnio napisaną postacią, kreacja Anne-Élisabeth Bossé nie daje sobie nic zarzucić. Możemy oglądać pełne spektrum emocji w jej wykonaniu i z każdą radzi sobie świetnie. Także Patrick Hivon w roli Karima sprawuje się bardzo poprawnie, jednak daleko temu występowi do wirtuozerii. Razem tworzą na ekranie zgrany duet, który ogląda się przyjemnie, jednak bez zbędnych zachwytów. Moją uwagę zwrócił Mani Soleymanlou – w filmie jako Jasmin, który jako postać drugoplanowa absolutnie skradł moje serce i wywoływał uśmiech z każdym pojawieniem się na ekranie.

Miłość mojego brata jest przede wszystkim portretem. Portretem niespełnionej trzydziestoletniej kobiety z zaburzeniami psychicznymi, klasy średniej, imigrantów, liberalnego kanadyjskiego społeczeństwa – wątek aborcji czy studiów nad filozofią, akademickiego półświatka czy relacji rodzinnych. Jednak obraz ten, zdominowany przez powierzchowność, jedynie delikatnie muska te kwestie, żadna z nich nie wysuwa się na pierwszy plan i nie zostaje pogłębiona. Przez to nie jest w żadnym stopniu odkrywczy, inspirujący ani intelektualnie wymagający. Na pewno nie określiłabym go mianem must-see, aczkolwiek jest całkiem dobrym rozwiązaniem na wieczór bez planów i myślę, że w tych kategoriach należy go rozpatrywać.

Ania Wieczorek
Ania Wieczorek

Miłość mojego brata

Tytuł oryginalny: „La femme de mon frère”

Rok: 2019

Gatunek: dramat

Kraj produkcji: Kanada

Reżyseria: Monia Chokri

Występują: Anne-Élisabeth Bossé, Patrick Hivon i inni

Dystrybucja: Aurora Films

Ocena: 2,5/5