Millennium Docs Against Gravity 2021

Część stacjonarna festiwalu odbędzie się 3-12 września w siedmiu miastach. Najwięcej wydarzeń przewidziano w Warszawie. Aż sześć stołecznych kin będzie gościło święto dokumentu, będą to: Kinoteka, Atlantic, Luna, Elektronik, Muranów i Multikino Złote Tarasy. Mnóstwo wrażeń czeka też na widzów w Bydgoszczy (Orzeł, Pomorzanin), Gdyni (Gdyńskie Centrum Filmowe), Katowicach (Kosmos, Rialto, Światowid), Lublinie (Kino CSK w Centrum Spotkania Kultur), Poznaniu (Muza) i Wrocławiu (Dolnośląskie Centrum Filmowe). Festiwal, podobnie jak w zeszłym roku, będzie miał odsłonę online, która potrwa od 16 września aż do 3 października.

W programie znalazło się prawie 150 filmów non-fiction, a oprócz nich spotkania z twórcami i bohaterami, debaty tematyczne, warsztaty, koncerty i imprezy w Kulturalnej oraz targi komiksu w Elektroniku! Ponadto w Kinotece będzie można obejrzeć wystawę fotografii pt. Skazane autorstwa Jessiki Earnshaw, która ukazuje losy trzech więźniarek, w tym tytułowej bohaterki jej pokazywanej w konkursie głównym Jacinty.

Tradycyjnie na Millennium Docs Against Gravity wybierać możemy z różnych sekcji, a w tym roku powstało kilka nowych: Alfabet protestu, Kryminalne zagadki MDAG, Życie w czasach pandemii, Oblicza Ameryki Łacińskiej. Rzecz jasna perłą w koronie imprezy zarządzanej przez Artura Liebharta pozostaje konkurs główny, w którym wystartuje 14 filmów. Za ich sprawą odwiedzimy takie zakątki jak Afganistan, Filipiny, Meksyk, Paragwaj, Turcja czy Zimbabwe. Bohater tegorocznej retrospektywy – Włoch Gianfranco Rosi – w swoim najnowszym projekcie Notturno (NASZA RECENZJA) przez trzy lata przemierzał z kamerą Bliski Wschód, zbierał historie i obrazy z pogranicza Iraku, Kurdystanu, Libanu i Syrii. Laureat  Złotego Lwa za Rzymską aureolę (2013) i Złotego Niedźwiedzia za Fuocoammare. Ogień na morzu (2016) oprócz przeglądu swojej twórczości spotka się z publicznością podczas lekcji mistrzowskiej. Inny uznany dokumentalista, Witalij Manski, także podzieli się swoim rzemiosłem z widzami. Do Warszawy zamieszkały na Łotwie Rosjanin przyjedzie z filmem Gorbaczow. Raj. Znając dotychczasowe dokonania reżysera (m.in. Świadkowie Putina NASZA RECENZJA, Pod opieką wiecznego słońca) można być spokojnym, że tym razem portret byłego radzieckiego przywódcy wyjdzie lepiej niż ten spod ręki Wernera Herzoga (Herzog/Gorbaczow). 

Gorbaczow. Raj
Gorbaczow. Raj, reż. Witalij Manski

W konkursie głównym oprócz trzech wspomnianych wyżej produkcji zobaczymy również Agenta kreta (przemianowanego przez organizatorów na Śledztwo w domu spokojnej starości) chilijskiej reżyserki Maite Alberdi, którego mieliśmy okazję już oglądać na zeszłorocznym Warszawskim Festiwalu Filmowym. Produkcja łączy w sobie elementy szpiegowskie z rozważaniami na temat utraty pamięci i odchodzenia z tego świata. Ten ciepły i sprytnie manewrujący między konwencjami obraz na początku bieżącego roku był nominowany do Oscara w kategorii najlepszy pełnometrażowy film dokumentalny. Na amerykańskiej ziemi doceniono (Wielka Nagroda Jury konkursu międzynarodowego w Sundance) także duńskie Przeżyć. Animacja Jonasa Pohera Rasmussena wygrywa już na starcie tym, że dzięki swojej formie może pokazać dużo więcej niż klasycznie nakręcony dokument. Podobnie jak wcześniej w Persepolis (2007) i Walcu z Baszirem (2008) z pozoru bajkowa kreska służy politycznie zaangażowanej, ale i kameralnej historii. Śledzimy losy Afgańczyka Amina, który uciekł z ojczyzny przed wojną do Europy. Nie jest to jednak fantazja twórców, lecz człowiek z krwi i kości, przyjaciel Rasmussena. Chciał opowiedzieć o swoich traumach, poszukiwaniu tożsamości, odnalezieniu ukochanego mężczyzny i wkomponowaniu się jako naukowiec w duńskie społeczeństwo. Nie był jednak gotowy mówić o tym do kamery, stąd pomysł na ubranie jego wspomnień, myśli i lęków w animację. Już teraz mówi się, że film ten może być silnym graczem oscarowym i powalczyć aż o trzy nominacje.

Nagrody (w tym Grand Prix festiwalu) w konkursie głównym zostaną przyznane przez Jury w składzie: Agnieszka Holland, Christian Frei (nominowany do Oscara za Fotografa wojennego) i Tomasz Wolski (Zwyczajny kraj, Pałac). A o innych kandydatach do tegorocznych laurów możecie przeczytać (TUTAJ)

Jak zawsze, na Millennium Docs Against Gravity znajdziemy mnóstwo polskich dokumentów. Tegoroczna selekcja w tej materii wygląda wyjątkowo mocno. Przede wszystkim mamy najnowszy projekt Pawła Łozińskiego, Film balkonowy, który w Locarno, gdzie miał premierę, otrzymał Grand Prix w sekcji Tydzień Krytyki. Niewielką próbkę, jak wygląda to dzieło, otrzymaliśmy w najlepszej z nowel pandemicznego miniserialu HBO W domu. Przez prawie dwa lata reżyser zagadywał przechodniów z balkonu swego mieszkania na Saskiej Kępie, tworząc tym samym kolaż ludzkich nastrojów i opinii. Charakterystyczne dla autora Miejsca urodzenia poszukiwanie pomostu porozumienia z drugim człowiekiem łączy się tu z tradycją rodzimych dokumentów do stawiania nieznajomym podstawowych pytań (Gadające głowy Kieślowskiego, Wszystko może się przytrafić Marcela Łozińskiego). Natomiast Herbert. Barbarzyńca w ogrodzie Rafaela Lewandowskiego (Z dala od orkiestry) pozwoli zajrzeć do życia prywatnego naszego wielkiego poety. Pomogą w tym wypowiedzi jego przyjaciół i członków rodziny, w tym żony Katarzyny. Twórcy prześledzili drogę literata w Polsce i jego liczne podróże po Europie i Stanach Zjednoczonych. Nieprzypadkowo wszak podtytuł filmu brzmi tak a nie inaczej, po swoim grand tour w latach 1958-1960 Zbigniew Herbert wydał zbiór esejów ukryty pod tym mianem. 

Szczególnie czekam, a wtóruje mi w tym reszta redakcji, na kolejny projekt Kuby Mikurdy, czyli Ucieczkę na srebrny glob. Jak się zdaje będzie to znowu kinofilska i edukacyjna perełka, jak Love Express. Zaginięcie Waleriana Borowczyka (NASZA RECENZJA / dostępny na HBO GO), lecz tym razem zamiast laurki na temat za mało znanego w naszym kraju twórcy dostaniemy prawdziwą odyseję o tym, jak totalitarny system niszczy dzieło sztuki. To wszak też osobisty dramat demiurga, jakim mógł się czuć na planie Andrzej Żuławski, oraz jego współpracowników. Long Story Short: po tym, jak jego drugi film Diabeł trafił od razu na półkę, młody reżyser wiedział już, że nie należy do ulubieńców cenzury, a posypało mu się właśnie życie prywatne (wniosek rozwodowy Małgorzaty Braunek), więc zdecydował się w swoim stylu pójść naprzód. Sukces odniesiony na francuskiej ziemi dzięki Najważniejsze to kochać pokazał, że Żuławski nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Ucieczką od problemów i szansą na nowe otwarcie kariery w Polsce Ludowej upatrywał w adaptacji cyklu powieści swego stryjecznego dziadka pt. Trylogia księżycowa. Podjął się zadania niezwykle karkołomnego: Na srebrnym globie było nie tylko jednym z pierwszych polskich filmów sci-fi, miało olbrzymi budżet (potem jeszcze kilkukrotnie przekroczony), ale wymagało również niezwykłych umiejętności organizacyjnych (zdjęcia kręcono w wielu polskich miejscowościach, a także na pustyni Gobi w Mongolii oraz na Kaukazie). Dokument Mikurdy ma ambicje pokazać, jak decyzją partyjnego aparatczyka zatrzymano prace nad tym wyjątkowym dziełem i co nastąpiło potem. Organizatorzy Millennium Docs Against Gravity przygotowali ponadto prawdziwą gratkę, podczas festiwalu będzie bowiem szansa zobaczyć dzieło Żuławskiego na wielkim ekranie. Dodatkowy smaczek stanowi to, że pokaz Na srebrnym globie zostanie zorganizowany w opuszczonej szkole na ul. Emilii Plater 31, gdzie obecnie działa Komuna//Warszawa.

Wśród polskich produkcji wypatrzyłem dwa mniejsze obrazy poświęcone rubieżom i tematom, których próżno szukać na pierwszych stronach gazet. Karol Pałka, który przedstawił się już krótkometrażowym Przeszły lata, idą zimy (dostępne na DAFilms) na Warszawskim Festiwalu Filmowym w 2017 roku, debiutuje w pełnym metrażu Bukoliką. Film miał premierę na festiwalu w Locarno i opowiada o dwóch kobietach, matce i córce żyjących „zgodnie z rytmem i prawami natury, wśród zwierząt i duchów umarłych”. Natomiast Zaginione Urzecze Adama Rogali skupi się na utraconym dziedzictwie Olędrów. Wyjątkowa kultura wytworzona przez przybyszów z Fryzji i Niderlandów na terenie dzisiejszej warszawskiej Saskiej Kępy opierała się na ich rolniczych zdolnościach i wyjątkowej symbiozie z przyrodą. Nadwiślański rozdział holenderskich osadników trwał od XVII wieku aż do ich rejterady tuż przed wejściem Armii Czerwonej w 1945 roku.

W programie znalazła się również Anny, najnowszy film czeskiej mistrzyni, Heleny Třeštíkovej. O jej autorskiej technice zbierania dokumentacji nazywanej metodą czasozbiorczą („časosběrné metodě”) pisałem więcej przy okazji zeszłorocznego festiwalu i premiery Forman vs. Forman (TUTAJ). Tym razem autorka Marceli wraca do „zwykłych obywateli”, choć z uwagi na to, ile czasu spędza z nimi w ramach kręcenia, stają się oni dla niej niezwykli i bliscy, po prostu ważni. Jej bohaterkę, czyli tytułową Anny, zresztą trudno nazwać przeciętną obywatelką. Prażanka jest seksworkerką, gwiazdą amatorskiego kabaretu i menadżerką publicznej toalety. Kamera Davida Cysařa obserwowała jej losy przez… 16 lat. Jak zwykle u Czeszki prywatna historia zostaje wpisana w przemiany społeczne. Dla Anny i wielu jej  rodaków z byłej Czechosłowacji początek lat 90. wydawał się szansą na inne życie, lecz chwilę potem mieli zderzyć się brutalnie z kapitalistyczną rzeczywistością.  Warto wspomnieć, że Třeštíková została bohaterką drugiej tegorocznej retrospektywy. Przegląd jej filmów odbędzie się jednak dopiero w części online (16 września – 3 października).

Anny, reż. Helena Třeštíková

W innych sekcjach zwracam uwagę na dokumenty, które miałem przyjemność oglądać na innych festiwalach. Polecam przede wszystkim wyróżnioną Srebrnym Niedźwiedziem Nagrodą Jury w Berlinie Klasę Pana Bachmanna (NASZA RECENZJA). Prawie 4-godzinny dokument obserwacyjny wchodzi tam, gdzie nie miał czasu zajrzeć w swojej Klasie Laurent Cantet. To przykład kina rozbrajającego szczerością i dyscypliną. Maria Speth pokazuje, co by było, gdyby Frederick Wiseman zamiast instytucjom poświęcił czas mniejszym społecznościom. Dla nauczyciela (swoją drogą o polskim pochodzeniu) jego uczniowie są prawdziwą wartością, a nie masą poprawiającą nastrój jak w uwielbianym z niejasnych dla mnie powodów klasyku Petera Weira. Nie zobaczycie tu stawania na ławkach, ale w zamian znalazło się dużo zainteresowania drugim człowiekiem, jego problemami oraz nietypowych metod wychowawczych.

Trudno przemilczeć zwycięski film berlińskiej sekcji Encounters, My, z przedmieść Paryża autorstwa Alice Diop. Jak sam tytuł zdradza, zaglądamy w nim w okolice, o których zazwyczaj mówi się głównie w pejoratywnym kontekście, o ich izolacji, przemocy, gettoizacji. Tymczasem, jak pokazuje Francuzka, jest tu dość różnorodnie, biedne i głównie emigranckie osiedla sąsiadują z willowymi terenami zamieszkałymi przez tych, którym bardziej powiodło się w życiu. Sama reżyserka, urodzona i wychowana właśnie gdzieś na podparyskich blokowiskach, czuje się tu jak w domu, choć jako córka przybysza z Senegalu musiała przepracować swoją pozycję we francuskiej układance. Podobnej próbie wkomponowania w społeczne ramy przygląda się Luca Lucchesi w swym Czarnym Jezusie (premiera na CPH:DOX w Kopenhadze). Włoch zabiera nas na słoneczną Sycylię, gdzie tradycja i religia znaczą dużo więcej niż mody i tolerancja znane z wielkich ośrodków miejskich. Mieszkańcy niewielkich miasteczek i wiosek na wyspie przeżywają liczne procesje, jak i codzienne msze święte. Gdy jednak na tej ziemi pojawiają się uchodźcy z Afryki lokalna społeczność reaguje niechęcią i nieufnością zamiast przykazanym miłosierdziem wobec bliźniego. W tej pięknie sfilmowanej opowieści przekonamy się czy interesy obu grup mogą iść w parze; czy pewien gest zrobiony przez jednego z niechcianych gości pomoże w dialogu, czy raczej zaatagonizuje strony tlącego się konfliktu.

Czarny Jezus
Czarny Jezus, reż. Luca Lucchesi
Maciej Kowalczyk
Maciej Kowalczyk

Jako bonus mam dla Was garść polecanek od Marcina Prymasa, które widział podczas CPH:DOX w Kopenhadze:

Gabi od 8 do 13 to kolejny przedstawiciel popularnego ostatnio w dokumencie nurtu obserwowania dorastania. W swoim debiucie reżyserskim Engela Broberg nie skupia się jednak na nastoletniości, tak jak Richard Linklater w Boyhood czy Sébastien Lifshitz w Nastolatkach. Zamiast tego interesuje ją moment przechodzenia z dziecięcej niewinności do wieku, w którym człowiek zaczyna być bardzo świadomy swojej inności. Warto zwrócić uwagę na ten tytuł także dlatego, że jest to jeden z bardziej udanych obrazów niebinarności w światowym kinie, jednocześnie ujęty w sposób bardzo humanistyczny, jak i naturalny, bez nachalności czy moralizatorstwa (których można by się spodziewać po niezbyt udanym festiwalowym opisie).

Na Millenium Docs Against Gravity dominują dokumenty publicystyczne, mające raczej ambicje poruszenia ważnego tematu niż osiągnięcia artystycznego sukcesu. Tym większa uwaga należy się Pod plugawym niebem, czyli poetyckiej i stworzonej w duchu slow cinema opowieści o współczesnej Wenezueli. To w dużej mierze milcząca i przeplatana archiwalnymi materiałami podróż przez cały kraj od dżungli po pustynię, od zdominowanego przez platformy wiertnicze morza, wciąż patrolowanego przez armię, po ubogie przedmieścia Caracas. A to wszystko nakręcone na taśmie przez Mauricio Reyera Serrano, szalenie utalentowanego, lecz wciąż nieznanego poza ojczyzną operatora. Niewątpliwie jeden z najpiękniejszych filmów festiwalu.

Największy w Polsce festiwal kina dokumentalnego to także okazja, by zapoznać się z najnowszymi dziełami legend gatunku. Taką niewątpliwie jest Errol Morris, człowiek, który w latach 80. de facto stworzył gatunek true crime swoją Cienką, niebieską linią, a w całej twórczości jak mało kto zatarł granice między tym, co prawdziwe i fikcyjne. Kapłan LSD, miłość i ja, czyli historia o największym popularyzatorze LSD Timothy’m Leary’m snuta przez jego życiową partnerkę Joannę Harcout-Smith, to wręcz zabójcza dawka Morrisa w Morrisie. Połączenie wywiadu-rzeki z dynamicznym montażem i treścią, która wydaje się zbyt absurdalna, by mieć w sobie chociażby ziarno prawdy, energetyzuje i imponuje tym bardziej, jeśli przypomnimy sobie, że reżyser ma na karku już ponad siedemdziesiąt wiosen. A jeśli komuś mało historii zabawnych i dynamicznie zmontowanych, lecz mających w sobie też wiele potencjału do przemyśleń, to powinien zainteresować się Nową Korporacją, czyli filmem, który mniej więcej do połowy stanowi bardzo celne komediowe rozliczenie z patologiami współczesnego kapitalizmu, by niestety w trzecim akcie zmienić się w laurkę dla kilku polityków.

Marcin Prymas
Marcin Prymas