Andriej Bilge Jerżanow prezentuje – recenzja filmu „Między śmiercią a śmiercią” – NH/AFF

Stwierdzenie, że Azerbejdżan nie jest filmową potęgą należy raczej do truizmów, szukając w meandrach pamięci i archiwów TVP jakiś tytułów związanych z tą kinematografią możemy w końcu przywołać musical z 1956 „Jak nie tamta, to ta” pokazywany swego czasu w polskiej telewizji. Tym większym sukcesem było zaproszenie w tym roku trzeciego filmu Hitala Bajdarowa „Między śmiercią a śmiercią” do konkursu głównego w Wenecji. Czy stało się tak tylko i wyłącznie ze względu na problemy z dopięciem składu festiwalu w pandemicznym roku?

Otóż… prawdopodobnie tak. Między śmiercią a śmiercią to produkcja nijak nieprzystająca do konkursu głównego, idealnie skrojona pod sekcję boczną Orizzonti. Czy to jednak źle? Nic bardziej mylnego! Nie od dziś wiemy, że w weneckim Orizzonti rokrocznie kryją się najciekawsze dzieła festiwalu, takie jak chociażby wspaniała Atlantyda Walentyna Wasjanowicza (NASZA RECENZJA), tegoroczny irański Wasteland. Najnowsze dzieło ucznia samego Béli Tarra z jego, zamkniętej już, szkoły w Sarajewie to produkcja ze wszech miar zaskakująca. Po pierwsze samą warstwą wizualną, otóż Między śmiercią a śmiercią to prawdopodobnie jeden z najpiękniejszych filmów tego festiwalu (a konkurencja w postaci Vitaliny Varelii (NASZA RECENZJA), czy filmów konkursowych takich jak Sanktuarium i Metamorfoza ptaków jest wszak olbrzymia).

Imponuje tu zwłaszcza szata kolorystyczna, jednocześnie przytłumiona i „brudna”, a przy tym pełna jaskrawych akcentów i ostrych kontrastów, które w rewelacyjny sposób się uzupełniają. Po drugie osadzona na azerskiej prowincji, u stóp Kaukazu produkcja zachwyca plenerami, wyglądającymi chwilami niczym z zaginionych polaroidowych zdjęć Andrieja Tarkowskiego, by zaraz znów przywoływać na myśl Anatolię portretowaną przez Nuri Bilge Ceylana, natura jest tu bez dwóch zdań jednym z głównych bohaterów. To wszystko jest tym bardziej niespodziewane jeśli mamy w pamięci poprzedni tytuł Bajdarowa, czyli pokazywane w zeszłorocznej sekcji Lost Lost Lost Nowych Horyzontów Urodziny. Tam tania cyfrowa kamera uwieczniała na monochromatycznych zdjęciach z niezbyt udanym balansem barw jeden dzień z życia starszej kobiety, która w dniu swojego jubileuszu bezskutecznie czeka na jakiekolwiek życzenia i gości.

Od Urodzin najnowsze dziecko reżysera różni nie tylko warstwa formalna, ale także sama oś fabularna, chociaż u jej założeń znów tkwi konflikt pokoleń i niewdzięczność wnuków wobec ojców. Davud kłóci się z przykutą do łóżka matką ucieka z domu i wyrusza w podróż przez kraj. Jego tropem podąża grupa znudzonych gangsterów, którzy pragną go zlikwidować, a nad samym bohaterem unosi się łuna śmierci. Gdyż, gdzie by się nie znalazł tam umierają ludzie. Między śmiercią a śmiercią to zasadniczo połączenie polskiej komedii z lat 90. z estetyką Nuri Bilge Ceylana z tym, że tu dywagacje teologiczne zostają zastąpione przez dość silny komentarz społeczny na temat roli kobiet w tureckim, Azerowie są wszak Turkami tak jak Polacy Słowianami, społeczeństwie.

Jak mówi sam reżyser w wywiadach, to opowieść o człowiek, który przypadkiem, pewnego poniedziałku zaczyna myśleć o sobie, o swoim życiu, o swojej rodzinie, czy istocie miłości. Podczas jednodniowej podróży w nieznane napotyka na różne odmiany odrzucanej i pogardzanej miłości. Na różne odmiany jarzma jakie spada na kobiety w tradycyjnym społeczeństwie: męskie zdrady, oziębłość, niezrozumienie, przemoc, tak psychiczna jak i fizyczna, mizoginia religii, seksualnego wykorzystania. To jest także film o śmierci, która z jednej strony jest tu elementem życia, z drugiej jakimś końcem czy wyrokiem. Nie jest przypadkiem, że pojawia się ona już w otwierającym dialogu, a potem nie dość, że trup się ściele gęsto to nie raz będziemy powracać na cmentarze i pogrzeby. Śmierć nie jest tu jednak przeciwstawiona życiu, a miłości. Nie przez przypadek na początku filmu pada dialog: „-Znowu zostawił za sobą śmierć – Nie, nie śmierć. Zostawił miłość.”

W dziele Bajdarowa próżno szukać przesadnej powagi, odnajdzie się tu niewątpliwie wszystkich dziesięciu fanów kina Adilchana Jerżanowa (NASZE TEKSTY) i jego „smutnych komedii”, gdyż absurdu i tak słownego, jak i wizualnego dowcipu w azerskim filmie jest pod dostatkiem. Tak jak u twórcy Łagodnej obojętności świata, kontrastuje on doniosłość tematu, ale także brutalność świata przedstawionego. Dzięki takiemu połączeniu całość staje się znacznie strawniejsza i po prostu naturalniejsza, przywodzi to na myśl charakterystyczną dla rumuńskiej nowej fali metodę ubierania w dowcipy poważnych historyczno-filozoficznych dysput, którą do mistrzostwa podniósł Radu Jude w najlepszym filmie minionego roku według naszej redakcji  – Nie obchodzi mnie, czy przejdziemy do historii jako barbarzyńcy.

Marcin Prymas
Marcin Prymas

Między śmiercią a śmiercią

Tytuł oryginalny: „Sepelenmis Ölümler Arasinda”

Rok: 2020

Gatunek: komedia, poetycki, slow cinema

Kraj produkcji: Azerbejdźan

Reżyseria: Hilal Bajdarow

Występują: Orkhan Iskandarli, Rana Asgarova, Huseyn Nasirov i inni

Ocena: 4/5