O tym co było, z tego, czego nie będzie – recenzja filmu „Między lustrami”

Współczesne irańskie kino często widzimy przez pryzmat społecznych telenowel Asghara Farhadiego, zaangażowanych snujów Mohammada Rasoulofa czy hołdujących Kiarostamiemu projektów Jafara Panahiego. W tle tych rozpoznawanych w całym filmowym świecie nazwisk wciąż pozostaje jednak często artystycznie ciekawszy od tego tria inny przedstawiciel ich pokolenia – Mani Haghighi. Najnowszy obraz Persa, Między lustrami, po światowej premierze na festiwalu w Toronto pod koniec kwietnia wejdzie do naszych kin.

Haghighi długo starał się uniknąć bycia filmowcem, co dla wnuka Ebrahima Golestana [bohatera, wspólnie z Jean-Lukiem Godardem, Do piątku, Robinsonie (NASZA RECENZJA)] nie było wcale łatwe. Jako nastolatek wyjechał do Kanady, gdzie studiował filozofię i reżyserował sztuki teatralne. Skupiał się w na pracach Deleuze’a i Guattariego, na farsi przetłumaczył Foucaulta. Nigdy nie ukończył żadnej szkoły filmowej, a w świat artystycznej pracy z obrazem wprowadził go jego wuj, ceniony fotograf Kaveh Golestan.

Charakterystyczną cechą twórczości Haghighiego szybko stała się swoista bezczelność i brak artystycznej buty. Po nielegalnym, uważanym za pierwszy cyfrowo nakręcony niezależny film irański, Abadanie (2003), który światową premierę miał na prestiżowej Tribece, przyszła komedia Men at Work (2006) o czwórce mężczyzn próbujących zepchnąć z klifu wielki głaz. Już pierwsze dzieła reżysera pokazywały jego zamiłowanie do absurdystycznego czarnego humoru i próby odnalezienia w nim irańskiej duszy.

Między lustrami, bazujące na XIX-wiecznym motywie doppelgängera, jest thrillerem o koniecznej dwoistości osobowości w autorytarnym Iranie. Ciężarna i cierpiąca na schizofrenię instruktorka jazdy (znaczący zawód w krajach islamskich) Farzaneh (Taraneh Alidoosti) podczas jednej z lekcji zauważa swojego męża Jalala (Navid Mohammadzadeh) wchodzącego do mieszkania jakiejś kobiety. Okazuje się jednak, że to nie chuć pchająca pracującego u swojego ojca mężczyznę w ramiona innej, a para jak dwie krople wody identycznie wyglądająca – Bita i jej mąż. Bita, jak samo imię wskazuje, jest bita przez swojego konserwatywnego i przemocowego męża, pracownika korporacji, który dał też w pysk jakiemuś mężczyźnie i teraz grozi mu kara, jeśli nie przeprosi. Stanowią oni mroczne odbicie wizji przyszłości Farzaneh i Jalala w kraju bez przyszłości. Intrygującym elementem jest fakt, że nośnikiem liberalności, językiem wolności od skostniałego przemocowego paramaczyzmu staje się piłka nożna. Oglądanie meczów, czy to w telewizji, czy na żywo, czy w końcu grając w FIFĘ stanowi wspólnotową i wolnościową kontrę do prowadzącego w przepaść, acz potężnego jak ze spiżu, indywidualizmu.

Zalany nieustającą ulewą, rozświetlany ulicznymi lampami i sklepowymi witrynami Teheran przywołuje na myśl oczywiście noirowe klasyki. Mroczne okoliczności wizualne dla doppelgängerowej opowieści nie są niczym nowym, wykorzystywali je chociażby Stellan Rye w Studencie z Pragi (1913), Richard Ayoade w Sobowtórze (2013) czy Denis Villeneuve we Wrogu z tego samego roku, a w końcu niedawno Jordan Peele w To my (2019). W końcu „gdy rozum śpi, budzą się demony”, jak już nauczał wielki Francisco Goya. Noc zatem zarazem stanowi opończę, bezpieczną osłonę dla działania, ale – co za tym idzie – daje przewagę złu, jakkolwiek rozumianemu. To wszystko naturalnie kieruje myśli do innej zeszłorocznej produkcji tematyzującej patologie irańskiego społeczeństwa, czyli Holy Spider Alego Abbasiego. Młodszy twórca, wykształcony filmowo w Skandynawii, przepalił wielki budżet, by w możliwie estetyczny sposób oddać niemożliwie schematyczny scenariusz, szokując przy okazji mieszczańską publikę kilkoma scenami seksualnej przemocy. Haghighi, któremu bliżej artystycznie do innego niedocenionego mistrza z podnóża Elburs, Shahrama Mokriego, zamiast szantażowania publiki wizualną masakrą skupia się na prezentacji drobnych gestów, pojedynczych zachowań, mających świadczyć o czymś dużo większym za kurtyną.  

Między lustrami łączy w sobie inspiracje europejską filozofią i kinem ze zrozumieniem ducha narodu, który portretuje i bez dwóch zdań stanowi najbardziej godną uwagi irańską produkcję dystrybuowaną w ostatnich latach w naszych kinach. Dla wszystkich fanów ambitniejszego kina gatunkowego, a także osób zainteresowanych współczesną Persją i szerzej środkowym wschodem pozycja obowiązkowa.

Marcin Prymas
Marcin Prymas

Między lustrami

Tytuł oryginalny:
Tafrigh

Rok: 2022

Kraj produkcji: Iran

Reżyseria: Mani Haghighi

Występują: Taraneh Alidoosti, Navid Mohammadzadeh, Ali Bagheri i inni

Dystrybucja: Mayfly

Ocena: 3,5/5

3,5/5