Wydaje się, że żyjemy w czasach ewolucji w postrzeganiu i definiowaniu płci. Skrywający się do tej pory w kuluarach systemowo skrzywdzeni wychodzą na scenę, by mówić o niesprawiedliwości, apelując o naprawę. Innym razem przemiany są wynikiem fluktuacji sposobu widzenia świata, pogłębienia stopnia jego zrozumienia, nowego odczytania z dawien dawna istniejących zjawisk. Jednak świadomość konieczności zmian jest różna w zależności od miejsca, na jakie spojrzymy.
Barbara Miller w dokumencie „Cała przyjemność po stronie kobiet” przygląda się zatem roli kobiet w pięciu geograficznie odległych środowiskach, zauważając niepokojące podobieństwa wykraczające ponad podziały religijne, kulturowe i etniczne, a raczej sięgające w głąb skostniałych, tradycyjnych struktur. Motywem przewodnim staje się kobieca seksualność i sprzeciw wobec jej represjonowania.
Szwajcarska twórczyni oddaje głos pięciu paniom, które odważyły się wyrazić swój sprzeciw wobec nierównego traktowania płci. Leyla Hussein, somalijska psychoterapeutka mieszkająca w Wielkiej Brytanii, działa na rzecz zapobiegania klitoridektomii, której sama została poddana w dzieciństwie. Była zakonnica Doris Wagner stara się wprowadzić do publicznej dyskusji problem molestowania zakonnic dokonującego się nawet na najwyższych szczeblach władzy kościelnej. Amerykańska pisarka Deborah Feldman uciekła z ortodoksyjnej chasydzkiej społeczności na Brooklynie, a teraz zwraca uwagę na zjawiska charakterystyczne dla podobnych środowisk. Megumi Igarashi, znana pod pseudonimem Rokudenashiko, artystka i performerka z Kraju Kwitnącej Wiśni, w pomysłowy sposób obnaża podwójne standardy japońskiej mentalności i systemu prawnego w odniesieniu do definicji obsceniczności. Hinduska Vithika Yadav przeciera szlaki jako edukatorka seksualna w kraju, gdzie seks jest tematem tabu.
Miller świadomie nadaje filmowi dydaktyczny wydźwięk, kładąc nacisk na uświadamianie i edukację. Bazuje przy tym na osobistych przeżyciach bohaterek, co dodaje dokumentowi niezastąpionej autentyczności. Wspomnienia, zwierzenia i apele pięciu działaczek komponują się w polifonię opresji, strachu i rozczarowań, ale też buntu, walki z systemem oraz nadziei na dialog prowadzący do sprawiedliwego traktowania i równorzędnych relacji między płciami. Co zatem kryje się pod ironicznym tytułem „Cała przyjemność po stronie kobiet”?
Kobiety i mężczyźni są równi…
…okazuje się jednak, że w XXI wieku nadal nie wszędzie uznaje się to za oczywistość. W Indiach w wyniku aborcji lub celowych zaniedbań tuż po urodzeniu umiera rocznie kilkaset tysięcy dziewczynek (według różnych szacunków, od 250 do 600 tysięcy, choć podaje się też znacznie wyższe liczby). W ortodoksyjnych społecznościach wyznaniowych, ukazanych na przykładzie nowojorskich chasydów, kobietę uważa się przede wszystkim za reproduktorkę i strażniczkę domowego ogniska. Japończycy traktują kobiety niczym obiekty erotyczne, a specjalistyczne sklepy pełne są wymyślnych erotycznych gadżetów oraz pornograficznych komiksów przedstawiających zachowania seksualne powszechnie uznane za dewiacje. W wielu kulturach i religiach, wspólnotach i społecznościach, kobiety uważa się okresowo za nieczyste (a w niektórych aspektach stale, co uniemożliwia im dostęp do pewnych profesji czy obrzędów dozwolonych tylko dla mężczyzn). Bohaterki filmu zauważają też, że w życiu codziennym wymagania wobec kobiet są bardzo często wyższe niż wobec mężczyzn (choć trzeba przyznać, że kilka opinii, wypowiedzianych zapewne w emocjonalnym uniesieniu, popada w skrajności, budując wizję czarno-białego świata).
Instytucjonalizacja opresji to tłumienie kobiecości…
…a szczególnie kobiecej seksualności. Podporządkowanie jej męskim oczekiwaniom i wyobrażeniom prowadzi, za słowami jednej z aktywistek, do wyzbycia się własnego „ja” przez kobiety. Japońskie dziewczęta już od wieku szkolnego uczą się swoistego kodu komunikacji z płcią przeciwną, w którym kluczowe jest przekazanie wiadomości poprzez wcielenie się w rolę męskich wizji damskiego ideału. Innymi słowy, Japonki w codziennych stosunkach z mężczyznami poruszają się w obrębie pewnych norm napisanych przez mężczyzn. Nie mają one wiele wspólnego z rzeczywistością, co dokładnie opisuje Karolina Bednarz w „Kwiatach w pudełku”. Zmiany zachodzą niedostatecznie szybko – przynajmniej zdaniem Megumi Igarashi skrywającej się pod pseudonimem Rokudenashiko (dosł. „dziewczynka do niczego”)1. Choć została ona oskarżona o obsceniczność i rozpowszechnianie pornografii, ostatecznie ją uniewinniono, a jej twórczość nadal ma raczej charakter przekornego performansu. Tymczasem wspomnienia innej z bohaterek, Doris Wagner, rzucają bardziej niepokojące światło na kwestię tłumienia kobiecości w imię dobrostanu mężczyzn, w tym wypadku duchownych Kościoła katolickiego. Habit jawi się tu jako forma „pomocy” księżom, by nie odczuwali oni pociągu względem płci przeciwnej. Wagner opowiada o relacji między koncepcjami nieczystości i pożądania, ostro krytykuje struktury kościelne za legitymizowanie archaicznego porządku, milczenie bądź tuszowanie przestępstw, a w skrajnych przypadkach odwracanie natury problemu (przeprosiny za bycie zgwałconą). Oko kamery celnie wychwytuje także inne przykłady kreowania żeńskiego wizerunku według męskich oczekiwań, jakich w codziennym szumie informacyjnym można nawet nie zauważyć.
Kobiety też lubią seks…
…chociaż ta przyjemność jest im odbierana, jak stwierdza Vithika Yadav. W Indiach, gdzie nawet menstruacja stanowi tabu, o czym przypomina nagrodzony Oscarem dokument „Okresowa rewolucja” Rayki Zehtabchi, o satysfakcji płynącej z miłości fizycznej mówi się tylko w odniesieniu do mężczyzn. Według Rokudenashiko niewiele lepiej wygląda sytuacja w Japonii, gdzie kobiety uczone są przede wszystkim zaspokajać intymne potrzeby partnerów. Deborah Feldman wspomina kurs przedmałżeński w posługującej się jidysz zamkniętej społeczności, kiedy nastoletnim narzeczonym po raz pierwszy „wyjaśniono”, jak dochodzi do reprodukcji – genitalia nazwano jednak w języku hebrajskim, niezrozumiałym dla amerykańskiej diaspory. Znacznie bardziej okrutne świadectwo daje Leyla Hussein. Rodowita Somalijka, jak większość jej rodaczek (według szacunków – nawet 98%), została poddana klitoridektomii. Dziś uznaje się, że ta tradycja nie ma uzasadnienia medycznego, religijnego ani higienicznego, pozostając formą fizycznej i psychicznej przemocy, najczęściej wobec dzieci, mającej na celu kontrolowanie seksualności.
Otwarta dyskusja i szacunek…
…są podstawą zdrowych relacji między płciami. Z takiego założenia wychodzi Vithika Yadav, zachęcająca do przełamywania tabu w relacjach damsko-męskich i publikująca w Internecie porady dotyczące życia intymnego mimo konfliktu z lokalnymi hinduistycznymi strukturami religijnymi. Rokudenashiko rozumie dyskusję raczej jako prowokowanie do kwestionowania rzeczywistości, natomiast Hussein wierzy w moc szczerej rozmowy. Za życiową misję obrała edukowanie afrykańskich społeczności oraz środowisk emigrantów w Europie o szkodliwości procederu klitoridektomii. Wymaga to sporego wyczucia, perswazji oraz szacunku, jako że zabieg ten wpisany jest w tradycję przekazywaną z pokolenia na pokolenie.
Edukacja i świadomość…
…także ze strony mężczyzn. Dialog musi wszak odbywać się w obie strony. Wszystkie działaczki zgodnie przyznają, że najwięcej trudności nie sprawia rozmowa w damskim kręgu, lecz dotarcie do mężczyzn, zarówno decydentów w patriarchalnych strukturach, jak i zwykłych facetów często niezastanawiających się, czy forsowany przez kulturę popularną model męskości nie uraża płci przeciwnej. Oczywiście zagadnienia różnią się w zależności od środowiska. Podczas gdy w Europie wybrane przez Miller kampanie skierowane są w stronę tradycyjnych, konserwatywnych struktur (jak kościoły i inne związki wyznaniowe, zamknięte wspólnoty emigrantów), to w Indiach rozgrywka toczy się dopiero na poziomie relacji w związku. Także problem klitoridektomii może się zmniejszyć dzięki świadomości mężczyzn. Leyla Hussein stara się im wytłumaczyć, że nieobrzezana żona nie oznacza hańby dla męża. Gdy Somalijka wykorzystuje pomysłowy model obrazowo wyjaśniający etapy zabiegu chirurgicznego, na twarzach młodych słuchaczy maluje się strach i niedowierzanie. Być może wystarczy porozmawiać, wytłumaczyć, pokazać, by dotrzeć do niektórych odbiorców.
„Cała przyjemność po stronie kobiet” to – przy całym bogactwie i istocie poruszanych tematów – film formalnie mocno zachowawczy, wręcz bezpieczny. Prostota narracji i wąska paleta wykorzystanych środków (z nadużywanymi w dokumentalnym kinie środka ujęciami z serii „samotny spacer nad brzegiem morza” bądź „bohater frasobliwy ze smyczkami w tle”) są w pewnej mierze uzasadnione poprzez uzyskany w ten sposób przekaz, czytelny dla szerokiej rzeszy odbiorców. Trudniej już wybaczyć sporadyczną jednostronność narracji, popadanie w skrajności (nie do końca tak jest, że świat to raj dla panów i piekło dla pań), jednostajnie żałobną powagę i ocieranie się o frazesy, przez co wypowiedź Miller zbliża się niebezpiecznie do manifestu.
Jednak dzięki bohaterkom z krwi i kości, których motywacje zostały mocno zakorzenione w rzeczywistości, a więc łatwe do zrozumienia, można wybaczyć dokumentowi wspomniane wady. Właśnie tych pięć kobiet, oddzielonych barierą geograficzną, religijną i kulturową, a mimo to bliższych niż może się wydawać, sprawia, że szwajcarsko-niemiecka produkcja staje się wiarygodna. Ich odwaga do dokonania wyłomu i świadomość, że nie ma łatwych i szybkich recept, są siłą napędową „Całej przyjemności…” – filmu potrzebnego, istotnego (miejmy nadzieję) i szczerze zaangażowanego. Być może nie wyróżnia się on niczym szczególnym spośród innych obrazów zwracających uwagę na ważne sprawy wspólne dla wielu kultur, tradycji i systemów – sprawy zbyt długo zbywane milczeniem. Ale popularność podobnych dzieł pozwala wierzyć, że właśnie nadszedł czas na zmiany.
1 Występuje ona przeciwko dyskryminacji kobiet, wykorzystując sztukę pop-artową (zaczerpniętą z estetyki mangowej oraz zbliżoną do nurtu artystycznego określonego przez Takashiego Murakamiego mianem „superflat”), w zabawny sposób zwracając uwagę na nierówne traktowanie płci. Odzwierciedla się ono w społecznym tolerowaniu symboliki fallicznej (a w pewnych przypadkach nawet traktowaniu fallusa jako symbolu powodzenia, jak podczas Kanamara matsuri w Kawasaki) przy jednoczesnej dyskryminacji na poziomie lingwistycznym (w języku japońskim nazwy żeńskich genitaliów uważa się za nieprzyzwoite). Występując przeciw tej wielowiekowej tradycji, Rokudenashiko na swój sposób uwalnia kobiecą seksualność, tworząc – na podstawie odlewów własnej waginy – dioramy oraz utrzymaną w estetyce kawaii figurkę Manko-chan, reprodukowaną na różnego rodzaju akcesoriach.
Cała przyjemność po stronie kobiet
Tytuł oryginalny: #Female Pleasure
Rok: 2018
Gatunek: dokumentalny
Kraj produkcji: Szwajcaria / Niemcy
Reżyser: Barbara Miller
Ocena: 3/5