16. Millennium Docs Against Gravity – top 10

Za nami wyjątkowo udana 16. edycja festiwalu filmów dokumentalnych Millennium Docs Against Gravity, który odbył się w Warszawie, Gdyni, Wrocławiu, Bydgoszczy, Katowicach i Lublinie. Wśród wielu interesujących produkcji wyłapaliśmy dla Was dziesięć szczególnie godnych uwagi i które, mamy nadzieję, będzie można jeszcze obejrzeć wkrótce na DVD i w TV. Zapraszamy do lektury.

10. Stroiciel Himalajów

Sulima zaproponował bohaterom, aby w czasie podróży notowali w pamiętnikach swoje przemyślenia, co znalazło odzwierciedlenie w narracji z offu dogranej w postprodukcji. Dzięki temu na bieżąco widz mógł poznać myśli nie tylko Desmonda, ale i Haralda czy Anny. Samo filmowanie dla niedoświadczonego reżysera-samouka okazało się również niełatwym zadaniem w realiach świata pozbawionego prądu. Kamery ładowane były akumulatorami na energię słoneczną. Mimo zastosowania podręcznego sprzętu cyfrowego zdjęcia robią jednak olbrzymie wrażenie. Piękno górskich krajobrazów aż kipi z kinowego ekranu. Nasz bohater okazał się zaś niezwykle ciepłym i rozmownym człowiekiem, nasycając film melancholijnymi przemyśleniami i dużą dawką humoru.

Współczesny Fitzcarraldo pokazał nam zarówno prawdziwą siłę woli w świecie, gdzie pieniądze nie mają takiej wartości jak na Zachodzie, jak i triumf muzyki wykraczającej poza językowe bariery. Po udanej wyprawie powracał jeszcze do Zanskaru co roku, aby nastroić pianino i odwiedzić miejsce, które na zawsze pokochał. Jak można się było przekonać z napisów końcowych, stroiciel nie doczekał niestety premiery filmu. W sali kinowej w warszawskiej Kinotece znalazł się jednak kolejny Fitzcarraldo, właściciel sklepu muzycznego, który zaofiarował się pojechać do himalajskiej wioski i nastroić pianino. Muszę przyznać, że to jedna z tych historii, które przywracają wiarę w ludzkość.

Krystian Prusak
Krystian Prusak

9. Ave Satan?

Wyznawcy satanizmu w “Ave Satan?” ostro sprzeciwiają się wykorzystywaniu religii jako narzędzia opresji. Ich misję i kodeks postępowania cechuje ogrom odważnych działań na rzecz outsiderów, prawa do aborcji, związków homoseksualnych, osób z kręgów LGBT. Grupa toczy walki w obronie jednostek wykluczonych, których prawa są ograniczane. Społeczeństwo przesiąknięte ideami propagandy antykomunistycznej szerzonej przez Stany od 1954 roku stało się jedną, porządną rodziną, respektującą bez cienia wątpliwości tradycyjne chrześcijańskie wartości. W takiej jedności tkwi siła, ale też zagrożenie dla poszanowania pluralizmu religijnego, wpisanego w pierwszą poprawkę do Konstytucji Stanów Zjednoczonych.

Reżyserka Penny Lane, nadając produkcji formę satyry społeczno-politycznej, odsuwa skutecznie od widza wizję zbiorowych lęków i szkaradnych wyobrażeń satanistów. W jej obiektywie mają oni niewiele wspólnego z szerzącymi panikę w społeczeństwie i serwowanymi w kulturze masowej wcieleniami, na miarę sprzężenia demona z katolickiej rodziny, tkwiącego w Kat ze “Zła we mnie” Oza Perkinsa z kanibalistycznymi skłonnościami dorastającej nastolatki, Justine w “Mięsie” Julii Ducournau. Zamiast tego mamy do czynienia z autentyczną ekspresją tożsamości.

Anna Strupiechowska
Anna Strupiechowska

8. I młodzi pozostaną

Jackson przekuwa ograniczenia w atut, znajdując innowacyjny przepis na „ożywienie przeszłości” za pomocą nieskomplikowanych środków, przystępny dla szerokiej rzeszy odbiorców, pozbawiony ekskluzywności naukowego wywodu, omijający płycizny populistycznego manifestu. Wprawdzie dzieło Nowozelandczyka nie stanowi istotnego głosu w dyskusji nad ideą konfliktów zbrojnych, nie rozprawia się z ich romantycznym mitem, ale też od początku nie taki był jego zamiar. Bliżej mu do filmowej mikrohistorii rekonstruującej mentalność ludzi z konkretnej epoki, będących dziećmi ściśle określonych uwarunkowań politycznych, społecznych i historycznych, odtwarzającej mikrokosmos człowieka wraz z jego światopoglądem, wiedzą, zespołem zachowań. To swoista popularyzatorska publikacja źródeł, uwspółcześniająca ich zapis, a jednocześnie okrajająca współczesny komentarz do niezbędnego minimum, idealny punkt wyjścia do przemyśleń, a także intrygujące medium rozmowy między ludźmi oddalonymi od siebie dystansem czasu.

Możliwe, że się mylę, ale seans „I młodzi pozostaną” to tak sugestywne doznanie, że żaden dokument o Wielkiej Wojnie nie zrobi już na mnie podobnego wrażenia. Film Jacksona przytłacza bowiem intensywnością przeżyć, dotyka intymnością zwierzeń. Pozwala poczuć niepokojąco osobistą więź z bohaterem, wywołanym z zaświatów przez słowo i obraz. Pokoleniowe doświadczenie zyskuje konkretną sylwetkę, a kalejdoskop zwykłych, ludzkich twarzy odciska się piętnem w pamięci widza. To nie tylko emocjonalny ukłon wobec przodków, lecz także pełen nadziei hołd dla humanizmu i wartości, które nie umierają nawet, gdy płonie świat.

Wojciech Koczułap
Wojciech Koczułap

7. Co zrobisz, gdy świat stanie w ogniu?

„Co zrobisz, gdy świat stanie w ogniu?” jest dokumentem społecznie zaangażowanym, ale nie efekciarskim, grającym na emocjach, czy nawet retorycznym w swojej formie. Przeznaczony dla osób już uwrażliwionych na problem, zdolnych do łatwego empatyzowania z bohaterami, nawet w obliczu szkicowości niektórych wątków czy braku tradycyjnej dramaturgii. Można mu zarzucić jednostajne tempo, błędy montażowe czy niecodziennie długi metraż, gryzący się z obserwacyjną, „etiudową” formą, pozbawioną mocnych narracyjnych punktów zaczepienia.

To jednak niezwykle wartościowy materiał, eksponujący cały przekrój wielkomiejskich społeczności Afroamerykanów, od niepokojów przeciętnego życia rodzinnego, po niezauważane przez media twarze aktywizmu. Do tego jest to obraz oszałamiający pod kątem wizualnym, a przez swoje operowanie mocno kontrastowym światłem i kolorem i konsekwentnie rozmyte tło, znajoma mi osoba ochrzciła go czarno-białym „Moonlight”. Jeśli szukać dokumentalnego odpowiednika filmu Jenkinsa wśród filmowego  pokolenia Black Lives Matter, włoski imigrant okazuje się zaskakująco wartościowym głosem.

Dawid Smyk
Dawid Smyk

6. Daleko w górach

Nietrudno zrozumieć, dlaczego zielone pola i żywe, dzikie kwiaty zainspirowały nauczyciela i jego uczniów. Mniejszość Bai wiedzie proste życie, ale zasobne w pierwiastki duchowe, uporządkowane i kolorowe. To ostatnie wrażenie jest nie tylko efektem barwnych obrazów, ale też aury podekscytowania towarzyszącej licznym aktywizującym społeczność festiwalom. Radosne podejście do celebrowanie łączności ze zmarłymi przodkami w „Daleko w górach” przypomina równie przepojone kolorami meksykańskie Święto Zmarłych z „Coco”.

Nieodłącznym elementem codzienności jest widoczne w rozmowach na tematy śmierci pozytywne podejście do starości, ale i czerpania z doświadczeń, które przychodzą wraz z wiekiem. Mistrz Shen mówi do jednego z bliskich protegowanych: „Musisz wiele przeżyć, aby poprawić swój styl i wiedzieć, co malować”. Cioteczki malują i snują luźne rozważania nad przemijaniem. „Byłam stara jak zmętniała woda, teraz płynę jak rzeka, mam spokojny umysł”. Minimalistyczny styl życia jawi się jako panaceum, sposób na znalezienie szczęścia, płynącego ze wzbogacania duchowego świata o związki człowieka z naturą i sztuką.

Anna Strupiechowska
Anna Strupiechowska

5. Zniknięcie mojej matki

Po przykładach przytoczonych w filmie Mestre i Andreu można wywnioskować, że kobiety zostały niejako zaprojektowane do roli matki i kogoś kto ma głównie pięknie wyglądać, być ozdobą dla swego męża. Barzini z przekąsem dodaje, że ideał piękna został sztucznie wykreowany, a model doskonałości ma rugować wszelkie przejawy brzydoty. Tak samo działa kontrast starość – młodość. Była modelka może mieć rację, że społeczeństwo boi się tego co nieznane, uosabiane przez odbiegających od tradycyjnego modelu urody, schorowanych czy wiekowych.

“Zniknięcie mojej matki” to intymny portret najbliższej osoby i rodzaj terapii przygotowawczej do jej odejścia w niedalekiej przyszłości. To próba zatrzymania pamięci o karierze i dokonaniach, o chwilach beztroski i rodzinnego szczęścia. Projekt czuły, opatulony wręcz synowską troską i oddaniem, choć mający też znamiona bestialstwa. Mimo protestów, złorzeczeń, soczystych wiązanek posyłanych w kierunku syna, czerwona lampka wciąż wskazywała rejestrację. To jednak wyczuwalna potrzeba bliskości i chęć uhonorowania jedynego w swoim rodzaju człowieka stanowią o wyjątkowości tego projektu.

 

Maciej Kowalczyk
Maciej Kowalczyk

4. Kraina miodu

Niedorzeczność egzystencji wyzbytej jakiejkolwiek technologii sprzyja poczuciu odrealnienia. Ciężko uwierzyć, że ludzie współcześnie wciąż potrafią żyć w tak prymitywnych warunkach. Niczym Nina w „Bez dachu i praw” Agnès Vardy, Hatidze jest również zdana sama na siebie i liczy się cały czas z tym, że będzie musiała poszukać swojego miejsca na ziemi gdzie indziej. Tutaj jednak surowość świata przełamuje rozmarzony nastrój, jaki kreuje promienne oblicze młodej duchem i łagodnej bohaterki.

Wraz z postępem technologicznym tracimy z oczu urzekające piękno tradycyjnych wiosek odchodzących powoli w zapomnienie, czy to spoglądając w stronę mniejszości etnicznej Yao w “Znikających górach” Yuxi Cui, czy to oddalając się od jurty na kazachskim stepie w “Tulpanie” Siergieja Dworcewoja.  Hodowla pszczół jest dla protagonistki całym życiem, tak jak dla Asy fach pasterza. Wydaje się, że czeka ją analogiczny los jak marzącego o własnej jurcie potomka koczowników, który musi rozważyć wyjazd z odludnego stepu, aby mieć szansę znalezienia żony, czy też zdobycia wykształcenia i zawodu. Bohaterka przejawia podobne uznanie dla bogactw naturalnego świata jak Tokue z “Kwiatu wiśni i czerwonej fasoli” Naomi Kawase. Narrator nie zakłóca samotności Hatidze pełnej znoju, która wyzbyta jest dramatyzmu. Może idąc samotnie krętą ścieżką w górach ku innej rzeczywistości, nie postrzega ona tak tragicznie swojej sytuacji, jak strapiony widz.

Anna Strupiechowska
Anna Strupiechowska

3. Serbka

Fascynujący staje się proces dochodzenia do sedna tego, czym ma być tak naprawdę inscenizacja “Aleksandry Zec”. Stawiając się w roli terapuety narodu, Frljić przepracowuje ze swoimi aktorami mamiące ich stereotypy i uprzedzenia. Ogranicza się do rejestracji, zbiera jak najwięcej zakulisowego materiału, nie upiększa ani nie spłaszcza wydźwięku.  Napięcie wynika raczej z konfliktów narastających między członkami zespołu. Trupa aktorska nie tylko szlifuje swoje kwestie i próbuje, jak one brzmią podczas prób, ale wykonuje szereg konsultacji z reżyserem spektaklu mających tak naprawdę doprowadzić do tego, że sami obiorą stanowisko w sprawie.

Reżyser wszak zadaje słuszne i niewygodne pytania, nie daje zapomnieć o potwornościach wojny. Zupełnie jak Radu Jude w wybitnym “Nie obchodzi mnie, czy przejdziemy do historii jako barbarzyńcy” wystawia najgorszą z możliwych ocen własnemu narodowi, ale nie żeby go skompromitować. Oczyszczenie jest na wyciągnięcie ręki, to akt przyznania się i zrozumienia, że tam antysemityzm, tu zaś trybalny wstręt wobec serbskich sąsiadów są problemami systemowymi. Bez ciągłej pracy nie będzie możliwa eliminacja podobnych postaw.

Maciej Kowalczyk
Maciej Kowalczyk

2. Kto zabił sekretarza generalnego ONZ?

Idealizm reżysera “Syndykatu St. Bernard” nigdy nie zostaje wystawiony na publiczne pośmiewisko. Z jednej prostej przyczyny – on sam traktuje się nie całkiem serio. Rozbija swe całkiem poważne dochodzenia psikusami i docinkami względem własnej osoby. Nigdy jednak nie przekracza granicy dobrego smaku – temat jest święty, ofiary nietykalne.

W pewnym momencie “Kto zabił sekretarza generalnego ONZ?” zamienia się w rasowy thriller napisany przez Grahama Greene’a. Z tym że żadne wydarzenie nie jest tym razem produktem literackiej fantazji, lecz solidnie udokumentowane i zbadane. W dodatku podobnie jak w nagrodzonym Oscarem “Ikarze” Bryana Fogela wyjściowa historia ma tak naprawdę drugie dno, dużo mroczniejsze i złowieszcze niż się uprzednio wydawało. Łamigłówka zamiast zbliżać się do końca okazuje się być hydrą o wielu głowach, równaniem z wieloma niewiadomymi, a wątki poboczne pomijane dotąd nawet w najśmielszych teoriach spiskowych ukazują, jak manipulowano i niszczono młode państwa afrykańskie. Prawo do samostanowienia narodów afrykańskich pozostaje więc zafałszowane, za fasadą ukrywa się siedlisko pazernych węży i żmij. Krok po kroku filmowcy orientują się, że rzeczywistość prezentowana w dziesiątkach powieści i filmów szpiegowskich wcale nie była czystą iluzją.

Maciej Kowalczyk
Maciej Kowalczyk

1. Varda według Agnès

W filmie “Varda według Agnès” swoim zwyczajem reżyserka nie poprzestaje na sztywnej formule, lecz na naszych oczach tworzy nieskrępowany kolaż składający się z osobistych, nierzadko bolesnych wspomnień, anegdot z planu filmowego i technicznych opisów scen. Skrupulatnie opowiada o poszczególnych dziełach i podejmowanych inicjatywach na polu fotografii i instalacji. Struktura podyktowana jest bardziej emocjonalnym stosunkiem do danego okresu, reminiscencji, przedmiotu. Za inspiracją (gdy kiełkuje pomysł, a w jej przypadku raczej skomplikowany koncept) idzie akt kreacji (wymagający ogromnych nakładów pracy, pieniędzy, ale i inwencji), by finalnie dzieło mogło trafić do widzów. Oprócz Godarda nikt nie tworzy dzieła tylko dla siebie, tekst kultury potrzebuje widza.

Honorowy Oscar, wenecki Złoty Lew czy berliński Srebrny Niedźwiedź, kilka Cezarów i szereg innych pomniejszych nagród to miłe dodatki do działalności Francuzki, która nigdy przecież nie szukała poklasku. Jej żywa osobowość, ciekawość świata i życiowa zaradność zaważyły na tym, że autorka “Szczęścia” nigdy nie spoczęła na laurach, do samego końca pozostała czynna zawodowo, poszukująca, bawiąca się każdą chwilą, ucząca nowych rzeczy od każdego napotkanego człowieka. Dystans do własnej przysadzistej postury i sympatycznego oblicza uczyniła w końcu znakiem rozpoznawczym, czymś co przełamuje lody i pozwala otwierać zamknięte dla innych wrota.

Maciej Kowalczyk
Maciej Kowalczyk