Pozwól mi wejść – recenzja filmu „Mantykora” – Tydzień Kina Hiszpańskiego

W Mantykorze, najnowszym dziele Carlosa Vermuta (Magical Girl, Kto ci zaśpiewa), obserwujemy rodzące się uczucie między dwojgiem młodych ludzi, nad którym wisi jednak miecz Damoklesa. Tajemnice skrywane przez oboje kochanków wystawią na próby tę świeżą relację. Hiszpański twórca inspirował się przy tym nietypowym romansie… opowieściami o wilkołakach. Film pokazywano na festiwalach w Toronto, Londynie czy Sitges, a także nominowano do czterech Nagród Goya. Teraz znalazł się w programie Tygodnia Kina Hiszpańskiego.

Julián (Nacho Sánchez) jest projektantem gier komputerowych; jego głównym zadaniem pozostaje tworzenie modeli potworów, kosmitów i innych dziwadeł nie z tego świata. Obecnie pracuje nad mającą być finałowym bossem w nowej grze mantykorą, mitycznym stworzeniem, mieszanką lwa o ludzkiej głowie, smoczych skrzydłach i kolczastym ogonie. Jak sam mówi, woli działać na tym polu, ponieważ modelowanie ludzi, w tym przypadku NPC („non-playable character”), wymaga dużo więcej talentu i trudu. Nie ma za to problemu z wymyślaniem stworów; kieruje się wyobraźnią, a nie kopiowaniem znanych każdemu wzorców.

Protagonistę poznajemy w jego przepastnym madryckim apartamencie. Poświęcony zadaniom zawodowym nie ma właściwie czasu prywatnego. Żyje samotnie, w dzieciństwie stracił matkę, z ojcem zaś od lat nie ma kontaktu. Relacje międzyludzkie utrzymuje właściwie tylko ze współpracownikami, lecz obecnie pracuje zdalnie, z rzadka odwiedzając siedzibę firmy, aby pokazać przełożonym ukończone projekty. Nawet seksualne napięcie rozładowuje bez większego zaangażowania. By odbębnić stosunek płciowy (fizjologii nie oszuka), na dyskotece podrywa pierwszą lepszą dziewczynę z parkietu. Jednak już w łóżku nie wykazuje żadnej inicjatywy, zbliżenie kończy pauzą i ucieczką. 

Ze stuporu wytrącają Juliána dwa wydarzenia. Po pierwsze uratowanie z pożaru małoletniego sąsiada z kamienicy, Cristiána. Po tej bohaterskiej akcji mężczyzna odczuwa napady lęku i łyka antydepresanty oraz rozpoczyna pewien zakazany passion project, który z czasem odbije się na jego całym życiu. Drugą cezurą jest poznanie na urodzinach szefowej jej koleżanki, Diany (Zoe Stein). Ta rezolutna, krótko ostrzyżona, filigranowa dziewczyna niepostrzeżenie wkracza w jego monotonną egzystencję. Dotąd nieopuszczający praktycznie swego lokum mężczyzna nagle zapala się do chadzania do kina (dzięki czemu możemy zajrzeć do przepięknego Cine Doré, należącego do Filmoteca Española) czy muzeum Prado. W towarzystwie dziewczyny bywa w barach, dyskotekach i parkach, słowem wydaje się, że wraca do społeczeństwa i ma szansę na udany związek ze studentką historii sztuki. Ale czy na pewno? Może to po prostu kolejny projekt tego pracoholika?

Reżyser komunikuje dość jasno, dokąd może zmierzać romantyczna przygoda między bohaterami. W mieszkaniu Juliána jedynymi akcesoriami, oprócz firmowych komputerów, ekranów i okularów VR, których używa przy zdalnej pracy, są modele 3D kreatur tworzonych przez grafika. Aż nadto podpowiada nam to pustkę jego dotychczasowego żywota i kłębiące się ciemne chmury nad dopiero co konstruowaną rzeczywistością u boku Diany. Carlos Vermut utrzymuje opowieść w kluczu realistycznym, ale w jej toku puszcza oko do lubiących bardziej szalony porządek rzeczy. Julián w kinie widzi animację z potworem pożerającym kolejne postaci. Wszak tytułowa Mantykora (Martyaxwar) to z perskiego „jedzący ludzi”. Co więcej, w Prado bohater, spacerując po sali z czarną serią Goyi, przystaje rzecz jasna przy Saturnie pożerającym własne dzieci. Nie trzeba mieć dyplomu z psychoanalizy ani znajomości mitologii w małym palcu, żeby podejrzewać, że ta historia raczej nie skończy się happy endem. A może jednak Vermut wmanipulował nas w symulację greckiej tragedii i zaraz jak za dotknięciem magicznej różdżki wszystkie demony zostaną pokonane przez miłość?

Maciej Kowalczyk
Maciej Kowalczyk

Mantykora

Tytuł oryginalny:
Mantícora

Rok: 2022

Kraj produkcji: Hiszpania, Estonia

Reżyseria: Carlos Vermut

Występują: Nacho Sánchez, Zoe Stein, Álvaro Sanz Rodríguez i inni

Ocena: 4/5

4/5