Nieważne jak głęboko, my mężczyźni, schowamy głowę w piasek, nie unikniemy wstydliwego stwierdzenia, że kobiety musiały długo walczyć o równe traktowanie. A pomimo odpowiednich zapisów w konstytucjach większości państw świata czasem niestety nadal muszą. Mężczyźni długo blokowali dziedziny, które uznawali za swoją domenę: pierwszy tytuł licencjata przyznany został kobiecie w 1840 r. a prawo wyborcze kobiet w Polsce ma ledwie 101 lat.
„Kobieta i mężczyzna w Rzeczypospolitej Polskiej mają równe prawa w życiu rodzinnym, politycznym, społecznym i gospodarczym.” Art. 33 Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 2 kwietnia 1997 r.
Sport nie od dziś utożsamia się z męską rozrywką. Na starożytne igrzyska olimpijskie wstęp zarówno do rywalizacji, jak i na stadiony, mieli wyłącznie przedstawiciele płci wiadomej. Na pierwszych nowożytnych zawodach w Atenach w 1896 roku panie również nie wystartowały. W 1920 roku Międzynarodowy Komitet Olimpijski zablokował wprowadzenie lekkiej atletyki kobiet stwierdzeniem, że “kobieta biegająca na dystansie dłuższym niż 800 m, szybko się starzeje”. Najdłużej na swoją kolej czekały jednak dyscypliny typowo kojarzone z chromosomem Y. Piłka nożna, hokej czy podnoszenie ciężarów kobiet to już bowiem końcówka XX wieku, a dopiero w 2012 r. za sprawą nowej konkurencji bokserskiej na igrzyskach nie było dyscyplin niereprezentowanych przez obie płcie.
W filmie „Maiden” Alex Holmes przybliża nam sytuację kobiet w męskim świecie żeglarstwa końca lat 80. Główną bohaterką czyni Tracy Edwards, która straciwszy ojca w młodym wieku, żyje z dala od miejskiej stabilności i codziennej rutyny. Uciekłszy w poszukiwaniu nowego sensu i przygody, 16-latka przypadkiem trafia na pokład jachtu w Pireusie. Jako stewardessa poznaje tajniki żeglowania i odnajduje w tym zamiłowanie na resztę życia. Niebawem, w jej ręce trafia książka o regatach dookoła świata odbywających się co trzy lata. Nie tracąc czasu postanawia wziąć udział w najbliższej edycji Whitbread Round the World Race.
I tutaj trafia na mur. Okazuje się bowiem, że żeglarski świat nie uznaje kobiet uprawiających wyczynowo ich sport. Nie liczą się nabyte umiejętności, pasja czy zaangażowanie, bo jak to określił jeden z uczestników rejsu, „kobiety są po to by je pie**** w porcie”. Rozwiązaniem okazuje się zaciągnięcie jako kucharz pokładowy na jachcie „Atlantic Privateer”. Załoga jednak nie akceptuje Tracy jako pełnoprawnego członka ekipy i traktuje bardziej jak sługę. Ostatecznie, statek nie kończy regat Whitbread’85-86.
Edwards postanawia wziąć sprawy w swoje ręce. Skoro żaden mężczyzna nie wpuści jej na pokład swojego jachtu, to nie ma innego wyjścia jak samej zostać kapitanem-skipperką. Daje ogłoszenie do prasy, że poszukuje kobiet do załogi na Whitbread’89-90. Czyni ją to obiektem drwin w środowisku żeglarskim. A to wszystko w czasie, który wydaje się tak przełomowy dla kobiet w morskim sporcie. W 1988 r. po raz pierwszy na igrzyskach olimpijskich w Seulu zorganizowana zostaje konkurencja kobiet w klasie 470. W tym samym roku Australijka Kay Cotte, jako pierwsza osoba płci żeńskiej, w pojedynkę opływa świat bez zawijania do portów. Tracy ma jednak olbrzymie problemy ze sfinansowaniem startu. Mimo tego, że do załogi zgłosiło się wiele utalentowanych młodych żeglarek, rejs może nie dojść do skutku z powodu braku funduszów na łódź i wpisowe. Po roku bezowocnego szukania sponsora, który odważyłby się postawić na „babską” załogę, postanawia wziąć kredyt pod hipotekę własnego domu, kupić używaną łódź i własnoręcznie ją odremontować. Gdyby jednak nie pieniądze króla Jordani, z którym się wcześniej przyjaźniła, i to by się nie udało.
I tutaj zaczyna się najbardziej emocjonująca część dokumentu, czyli rzeczony rejs. Przez 167 dni i 3 godziny nasza dzielna załoga małymi kroczkami przełamywała wrogą sobie prasę. Ci, którzy zakładali się, że z Wielkiej Brytanii uda im się dopłynąć maksymalnie do Wysp Kanaryjskich przecierali oczy ze zdumienia po każdym etapie. Z ciekawostki stały się wręcz boginiami publiczności, która tłumnie stawiała się w portach by je oklaskiwać. Mimo iż dane im było walczyć jedynie o dopłynięcie do mety, ewentualnie o zwycięstwo w swojej dywizji, załoga statku „Maiden” ze skipperką Tracy Edwards okazała się najgłośniej komentowaną ekipą regat, a sama bohaterka została wybrana w swojej ojczyźnie, jako pierwsza kobieta, Yachtsman of the Year.
Dokument Holmesa łączy klasyczną formułę „gadających głów” z licznymi materiałami archiwalnymi nakręconymi przez same żeglarki. Brak ekstrawagancji formalnej rekompensuje jednak wciągająca a mało znana historia głównej bohaterki i jej załogi. Reżyser pokazuje walkę Tracy o naturalne prawo spełnienia swojego marzenia mimo oporu patriarchalnego świata. Co ciekawe, Edwards zaprzecza z początku, że jest feministką, uważając, że to czego pragnie nie powinno wzbudzać takich emocji w męskim świecie. Holmes ostatecznie jednak łagodzi lewicowy przekaz filmu, skupiając się na uniwersalnym dążeniu do spełnienia marzeń wbrew przeciwnościom losu. Niestety, o długofalowym wpływie przedstawionej historii na kobiece żeglarstwo z tego dokumentu dowiemy się niewiele.
Maiden
Tytuł oryginalny: „Maiden”
Rok: 2018
Gatunek: dokumentalny
Kraj produkcji: Wielka Brytania
Reżyser: Alex Holmes
Dystrybucja: Gutek Film
Ocena: 3,5/5