Po drugiej stronie tęczy ​​– recenzja filmu „Lynch/Oz” – Millennium Docs Against Gravity

W sekcji Cinema, mon amour tegorocznego Millennium Docs Against Gravity szczególną perełką jest najnowszy projekt Alexandre’a O. Philippe’a. Szwajcarski reżyser przyzwyczaił już nas, że jego eseje filmowe okazują się bombonierkami wypełnionymi przepysznymi kinofilskimi łakociami.

Po tym, jak przyglądał się zombie movies, fenomenowi George’a Lucasa czy mitologii westernu, a także rozkładał na czynniki pierwsze tak doniosłe dzieła jak Psychoza Alfreda Hitchcocka, Obcy – ósmy pasażer „Nostromo” Ridleya Scotta (nasza recenzja) czy Egzorcysta Williama Friedkina, wziął się za bary z twórczością Davida Lyncha. Jak sugeruje już tytuł, dorobek Amerykanina zostaje poddany analizie w bardzo konkretnym kontekście. Trzeba bowiem wiedzieć, że będąc pacholęciem, przyszły autor Mulholland Drive zobaczył w telewizji technicolorowe arcydzieło Czarnoksiężnika z krainy Oz (1939). Ów seans był tak doniosłym wydarzeniem w świadomości chłopca z Missouli w stanie Montana, że ten, jak dowodzi Philippe, w każdym swoim filmie pozostawił mini-hołd względem musicalu Metro-Goldwyn-Mayer.

Choć adaptacja powieści Lymana Franka Bauma należy do żelaznego kanonu kina i jest powszechnie znana, przypomnę dosłownie kilka faktów. Fabuła opierała się na dziś powszechnie stosowanym w popkulturze motywie podróży dziecka (tu niewinność podbita jeszcze przez bycie sierotą pan Disney wie coś o tym) z szarej codzienności w świat fantazji. Główna bohaterka, dwunastoletnia Dorotka Gale (grana przez Judy Garland), wychowywana przez ciotkę i wuja na farmie w Kansas, zostaje wraz ze swym psem Toto i domem porwana przez trąbę powietrzną do kryjącej się po drugiej strony tęczy tytułowej krainy. Podobnie jak Alicja z powieści Lewisa Carrolla na miejscu zostaje wplątana w konflikt wewnętrzny. Przywdziewając czerwone pantofelki (w książce były to srebrne trzewiki), naraża się na gniew Złej Czarownicy z Zachodu. W niebezpiecznej acz fascynującej podróży do Szmaragdowego Grodu towarzyszą jej Blaszany Drwal, Strach na Wróble i Tchórzliwy Lew.

Treść dzieła Victora Fleminga (choć gwoli ścisłości maczali przy nim palce jeszcze Norman Taurog, Mervyn LeRoy, Richard Thorpe, George Cukor i King Vidor), jak i pierwowzoru literackiego odczytywano wielorako. Historyk Henry M. Littlefield w 1964 opisał  Czarnoksiężnika z krainy Oz jako alegorię polityczną, wskazując na ukryte tam odniesienia do debat podczas kampanii prezydenckich między Williamem McKinleyem i Williamem Bryanem, zdominowanych przez temat oparcia amerykańskiej waluty na złocie i srebrze lub tylko na złocie. Interpretowano też m.in. w kluczu teozoficznym (autor powieści Baum był uczniem Heleny Bławatskiej  i należał Towarzystwa Teozoficznego), geopolitycznym, antykapitalistycznym, chrześcijańskim, pschoanalitycznym, feministycznym czy genderowym. Na smarkatego Lyncha najpewniej zadziałało jej najprostsze odczytanie, czyli odwieczna walka Dobra i Zła. W zawoalowanej lub otwartej formie w jego filmach powraca ona wielokrotnie, apogeum osiągając w trzecim sezonie Twin Peaks. Zresztą zawarte w tej historii chwyty przeniknęły do wielu innych dzieł światowego kina, a co gorsza były pierwowzorem dla wszystkich multiwersów, które oblepiły obecne Hollywood niczym krówka-ciągutka zęby łakomych dzieciaków. 

Lynch Oz


Philippe rozpoczyna i kończy swój dokument klamrą stylizowaną po Lynchowsku. Powolny najazd kamery (nienaturalny, jakby w slowmotion czy raczej jak mucha w smole) na kotarę eleganckiego kinoteatru. Przenikanie i dwoistość, tak charakterystyczna dla amerykańskiego reżysera, objawia się tu nie tylko mieniącą się raz szmaragdem, a raz purpurą materią zasłaniającą ekran, ale przede wszystkim przeczuciem graniczącym z pewnością, że niechybnie spektakl rozpocznie się od razu po ich rozchyleniu. I rzeczywiście konferansjer przez buczący mikrofon w akompaniamencie niepokojącej muzyki, jak gdyby wedle partytury wygrzebanej z szuflady Angelo Badalamentiego, zapowiada seans Lynch/Oz, a kamera wjeżdza w środek ekranu. W ten sposób, tak jak Dorotka („Over the Rainbow”) albo liczni bohaterowie Lyncha, dostajemy się do innego wymiaru. Właśnie w nim dowiemy się o związkach między dwoma uniwersami, tym wykreowanym przez speców MGM i tym, które zrodziło się w snach tego malarza, muzyka i pogodynka.

Autor ​​78/52 do pomocy w argumentacji zaprosił szereg gości. Intuicyjnie jednak nie robi z nich „gadających głów”, lecz serwuje nam ich wypowiedzi z offu, na tle przewijających się fragmentów dzieł Lyncha i innych obrazów, do których się odnoszą. Na liście ekspertów znaleźli się: krytyczka filmowa i podcasterka Amy Nicholson, dokumentalista Rodney Ascher (Pokój 237, Matrix – teorie spiskowe), kultowy reżyser John Waters, a także autorka Zaproszenia i Niszczycielki, Karyn Kusama, duet Justin Benson i Aaron Moorhead (Endless, Spring) oraz David Lowery (Ghost Story, Zielony rycerz. The Green Knight). Szwajcar oddaje każdemu z nich segment, w którym mogą rozwijać ścieżki interpretacyjne na temat związków Lyncha z Czarnoksiężnikiem. W gąszczu odniesień dowiemy się nie tylko o tym, jak autor Zagubionej autostrady z lubością powracał do motywu kotar i czerwonych trzewików, imion postaci, zabiegów narracyjnych czy charakterystycznego nastroju podpatrzonych w obrazie z końca lat 30., ale również o innych twórcach (jak choćby The Archers, Stanley Kubrick, bracia Coen, Martin Scorsese), którzy kodowali w swoich filmach fragmenty przygód Dorotki z Kansas.

Lynch Oz

Krytyczka Amy Nicholson wskazuje choćby na zbieżność losów protagonistki filmu Fleminga z samym Davidem Lynchem. Pochodził wszak z prowincji i ruszył do wielobarwnego Hollywood, gdzie natomiast stworzył wiele historii toczącej się wokół motywu podróży (sam reżyser w Twin Peaks: Ogniu krocz mówi: „Hit the Road”), ale też współistnienia, na zasadzie równowagi, dwóch jakże odmiennych światów. Te dwa systemy objawiają się tak jak w Oz występowaniem sobowtórów (Doppelgängery); postaci o szlachetnych cechach mających zazwyczaj krzywe lustrzane odbicie. Inny fan Czarnoksiężnika…, John Waters, dokłada do tego jeszcze, wyznawaną również przez siebie, silną nostalgię względem lat 50. (a Philippe podrzuca nam ich słynne zdjęcie przy BIB BOY Burger, knajpie, w której autor Inland Empire jada bardzo często). Umieszczał w swoich fabułach pin-up girls, kojarzone z gwiazdami pokroju Marylin Monroe czy Jane Mansfield, czy detektywów żywcem wyrwanych z filmów noir; swoiste śledztwa prowadzi tak Dorotka w Oz, jak i kolejni Lynchowscy protagoniści grani przez Kyle’a MacLachlana (Blue Velvet, Diuna, Twin Peaks). Amerykański reżyser zostawia ponadto inne tropy z tamtej dekady w swoim słynnym serialu: Audrey stylizowana jest na  młodą Avę Gardner z Mogambo (1953), a występujący w epizodzie Michael Cera zostaje odziany jak Marlon Brando w Dzikim (1953).

Wystarczy popatrzeć jak często Lynch powraca do motywów z ery Eisenhowera (1953-1961). Justin Benson i Aaron Moorhead zauważają, że jego narracje prawie zawsze owiane są wokół wypaczonych mitów American Dream. „Idealna” powojenna rzeczywistość, z białymi rodzinami nuklearnymi mieszkających w  domach na przedmieściach z wypielęgnowanymi trawnikami kryje przecież mroczne oblicze. Nie przez przypadek Blue Velvet (1986) rozpoczyna taki sielankowy obrazek przełamany przez ujawnienie kryjącyego się pod klombami i darnią robactwa, symbolizującego wyparte zbrodnie kapitalizmu i wszystkie inne przywary jankeskiego systemu. Nie zapominajmy, że Dorotka z Czarnoksiężnika…, Judy Garland, była symbolem tej dostatniej Ameryki, śpiewała i tańczyła na ekranie i na estradzie, a w wszystkie jej problemy (wykorzystywanie przez wytwórnię, alkoholizm, lekomania) zamiatano pod dywan, żeby nie przeszkadzać w propagandzie sukcesu. Mulholland Drive jest dokładnie o tym, o tej naiwności pewnej trzpiotki granej przez Naomi Watts, aktorki przybywającej do Hollywood i liczącej na gładkie wdrapanie się na szczyt, po sławę i pieniądze.

Szwajcarski dokumentalista okrasza te dywagacje i interpretacje szeregiem szalenie atrakcyjnych kolaży, za pomocą których dowodzi jak doniosłym dziełem kultury filmowej był Czarnoksiężnik z krainy Oz. Sprawnie podróżujemy zatem przez eksperckie wypowiedzi, a przed naszymi oczami niczym na kolejnych stacjach metra zostają wyświetlone banery, od Kto wrobił Królika Rogera? i anime Hayao Miyazakiego przez giallo Dario Argento (Suspiria) aż po dzieła  Scorsese (Po godzinach i Alicja już tu nie mieszka) i Coppoli (Czas Apokalipsy). Philippe rzecz jasna najwięcej czasu poświęca związkom z filmografią Lyncha, ale zdaje się przypominać innymi przykładami, że autor Głowy do wycierania nie zasymilował musicalu MGM, lecz stał się on mu tak bliski właśnie przez to, że rozlał się po całym kinie amerykańskim (i nie tylko), stając się fundamentem i punktem odniesienia dla kolejnych pokoleń.

Maciej Kowalczyk
Maciej Kowalczyk
Lynch/Oz

Lynch/Oz

Rok:
2022

Kraj produkcji: USA

Reżyseria: Alexandre O. Philippe

Ocena: 4/5

4/5