Loża Krytyków 24.10.2025 (1/2) – Festiwal Kamera Akcja

W tym roku Loża Krytyków towarzysząca Festiwalowi Kamera Akcja ponownie gości w progach Pełnej Sali. Poniżej znajdziecie pierwszą część ocen filmów z drugiego dnia festiwalu wystawione przez krytyczki, krytyków i osób związanych z kinem, które uczestniczą w łódzkim wydarzeniu. 16. odsłona FKA trwa od 23 do 26 października.

ŚMIERĆ PANA LAZARESCU
8/10
8/10
9/10
9/10
9/10
9/10
9/10
9/10
9/10
9/10
9/10
9/10
9/10
9/10

Bezlitosna, niemal dokumentalna odyseja przez piekło rumuńskiej służby zdrowia. Cristi Puiu zamienia ostatnie godziny życia pana Lazarescu w hipnotyzującą wiwisekcję systemowej znieczulicy. Każdy kolejny szpital to krąg biurokratycznej agonii, gdzie absurdalny, czarny humor tylko podkreśla głęboką tragedię.

10/10
10/10

Jeden z przełomów światowego kina – w erze prywatyzacji służby zdrowia powinien powstać sequel.

7/10
7/10
8/10
8/10
8/10
8/10
8/10
8/10

Jesień powinna wyglądać tak, że siadasz, przykrywasz się i lecisz ze wszystkimi filmami rumuńskiej nowej fali.

OSTATNI WIKING
5/10
5/10
8/10
8/10

Groteska, która pięknie ucieka tak popularnemu w kinie cynizmowi i mimo dużej zabawy gatunkowej nie gubi serducha.

7/10
7/10
8/10
8/10

Fajny, dziwny, ciagle zmieniajacy rejestry – z komedii, do dramatu, z rzewnej sceny do absurdu, przez plot-twist i harde retrospekcje.

5/10
5/10

„Rain Man” po duńsku. Ale brak duetu tej klasy co Hoffman – Cruise. Mads jak zwykle przewodzi, ale jego brat już nie. A ten skandynawski humor trochę do mnie nie trafia. Jensen poradził sobie tu tylko trochę lepiej niż w słabszych „Jeźdźcach sprawiedliwości”.

8/10
8/10
7/10
7/10

Podoba mi się u Jensena, że traktuje tych swoich odklejeńców z taką szczerą czułością, a przy tym swobodnie operuje ciętym żartem, jednocześnie całkiem serio grzebiąc w ciężkich traumach. Trochę za długi, przez co puenta się rozmywa.

7/10
7/10

Ciekawy miks gatunkowy, z absurdalnym humorem i jak zwykle świetnym duńskim królem, który wychodzi tu naprzeciw swojemu emploi.

5/10
5/10
6/10
6/10

Jedna z najsmutniejszych komediii tego roku, z rewelacyjnym Madsem Mikkelsenem, który błyszczy w każdej scenie. Niestety reszta obsady mimo starań nie dotrzymuje mu kroku.

7/10
7/10

Braterska opowieść drogi, która zachęca do refleksji nad własnymi więzami rodzinnymi. Wyjątkowa rola Madsa i wyraziste drugoplanowe postaci nadają filmowi dynamiki, choć nierówne tempo momentami osłabia emocjonalny impet wątków.

5/10
5/10
6/10
6/10
SPRAWA OSOBISTA
7/10
9/10
7/10
7/10
6/10
6/10
6/10
6/10
7/10
7/10
7/10
7/10
7/10
7/10

Precyzyjnie rozpisana archeologia chaosu z publicystycznym zacięciem, ale bez publicystycznej łopaty – zamiast sypać tezami, sypie nierozwiązanymi problemami. Jak przepisywać prawdę na fikcję to właśnie tak.

7/10
7/10
WYPADEK FORTEPIANOWY
6/10
6/10
7/10
7/10
7/10
7/10

Kocham pana, panie Quentinie! 😉 Kolejna wspaniała historia w dorobku francuskiego reżysera – tym razem dostaje się YouTuberom, dziennikarzom, fanom i agentom gwiazd. Adele jak zwykle klasa! A różnorodny humor jak zwykle w punkt. Bawiłem się pysznie!

6/10
6/10
5/10
5/10
5/10
5/10
7/10
7/10

Adele Exarchopoulos bawi się tu najlepiej i choćby dlatego warto.

SMASHING MACHINE
7/10
7/10

Sport kontaktowy jako metafora zmagań z własnymi demonami. Było wiele razy, ale „Smashing Machine” dużo zyskuje dzięki świetnym rolom Johnsona i Blunt.

7/10
7/10

Akcja toczy się w subtelnej kontrze do utartych schematów biografii sportowej; porażka jest tu ciekawsza od triumfu. Charakteryzacja na Oscara.

7/10
7/10
8/10
8/10
6/10
6/10

Dwayne nie do poznania i rola pod niego jakby idealna. Grając kolosa, który nauczył się przegrywać, chciał być jak Mickey Rourke. Ale w ringu aktorskim łatwo pokonuje go Emi Blunt. Film niezły, ale ma trochę chaosu w narracji i rwany montaż, by dosiegnąć poziomu „Zapaśnika” (2008).

6/10
6/10
7/10
7/10

W ciasnych wnętrzach domu, a nie w japońskim ringu, toczą się tu najbrutalniejsze walki. Benny Safdie zamienia sportowe katharsis na wiwisekcję komunikacyjnego impasu. W surowej, rwącej narracji Dwayne Johnson znika, portretując złamanego człowieka. Mimo że nie jest to nokautujące arcydzieło bez skazy, to wciąż potężny cios na wątrobę, który czuje się jeszcze długo po napisach końcowych.

4/10
4/10

Chociaż podejmuje kilka fajnych i niestandardowych decyzji narracyjnych i montażowych, to ostatecznie pozostaje szokująco wręcz płaską i cukierkową laurką. Film pozbawiony perspektywy, odwagi oraz powagi w traktowaniu bohaterów i tematyki, potrafi wyróżnić się jedynie pracą kamery od pewnego momentu i momentami nieoczywistą kreacją fizyczności głównego bohatera – więcej tu zasługi reżyserii i zdjęć niż aktora.

8/10
8/10

To nie laurka o sportowcu, to brutalny, szczery obraz człowieka który tonie pod ciężarem własnej siły. Dwayne Johnson w zyciowej roli ukazuje zmagania Kerra z samym sobą. Film o pokonywaniu barier, lęków, słabosci i uzależnien. Rewelacyjna Emily Blunt

4/10
7/10

Film grzęźnie w braku decyzji, czym tak naprawdę ma być.

5/10
5/10

Film grzęźnie w braku decyzji, czym tak naprawdę ma być.

8/10
8/10

„Don’t be cruel to a heart that’s true”. Biopic sportowo-związkowy, który idzie po swoje własne złoto: to wewnętrzne.

9/10
9/10

Dwayne „The Rock” Johnson pokazuje swoją wrażliwą stronę lepiej niż dotychczas i całkowicie oddaje sprawiedliwość postaci. Mimo poruszania się po dramacie sportowym, mentalnie wychodzimy obronną ręką. „Być wrażliwym jak skała” wchodzi do słownika.

6/10
6/10

Bezbarwnie wyreżyserowane kino środka, które z niewiadomych przyczyn wygrało nagrodę za reżyserię. Ale The Rock jest naprawdę znakomitym aktorem. Serio.

7/10
7/10

Twardziele też płaczą. Choć nie jest to film idealny to potrafi porwać widza i przytrzymać, jak w zapaśniczym uścisku. Najlepszy w intymnych momentach, gdy jesteśmy blisko bohatera, zanurzeni w jazzowych nutach. Okiem kamery podglądamy Dwayne’a Johnsona, który tworzy znakomitą, ale powściągliwą kreację.
Trzeba umieć przegrać. Lecz The Rock niewątpliwie jest zwycięzcą!

7/10
7/10

Trzy lata z życia Marka Kerra (Dwayne Johnson) – dwukrotnego mistrza UFC, pioniera dyscypliny MMA i tytułowej maszyny do miażdżenia – sprowadzają się do łez porażki, kryzysu w związku i stłuczonej ceramiki. Trochę kina indie, trochę reality TV – „Smashing Machine” pokazuje nam życie takim, jakim jest – nic, poza tym.

6/10
6/10
6/10
6/10
7/10
7/10
6/10
6/10

Czuć a24 na każdym kroku. Film bardzo jednostajny. Zabrakło mi materiału na historię i nie do końca wiem na co kładzie nacisk.

7/10
7/10

Feel good movie o przegrywaniu.

KONTINENTAL '25
7/10
7/10

Bądź spokojny, Radu nie wychodzi z formy.

7/10
7/10

Gdyby nie to, że chwyciło mnie to emocjonalnie to nie byłoby o czym gadać, bo formalnie i reżysersko nie zgadza mi się tu naprawdę dużo.

7/10
7/10
7/10
5/10

10 dni zdjęciowych, iphone z autofokusem, kilkanaście statycznych ujęć i cóż, dobry scenariusz, wystarczą, żeby zrobić niezwykle aktualne kino o Rumunii, ale też o Polsce. Radu Jude jest tylko jeden.

7/10
7/10
8/10
8/10
7/10
7/10
8/10
8/10
8/10
8/10

Radu Jude po raz kolejny bezbłędnie opowiada o kryzysie egzystencjalnym, do tego stopnia, że samemu zaczyna się go odczuwać podczas seansu. I choć Rumunia znów staje się jednym z bohaterów, jest w tym coś niepokojąco bliskiego nam.

8/10
8/10

Błyskotliwe, mądre, zabawne. Rumun po raz kolejny świetnie opowiada o Polakach.

7/10
7/10

Udana prowokacja moralna Jude’ego. Jest spokojniej niż w poprzednym filmie, ale nie mniej przenikliwie.

7/10
7/10
7/10
7/10

Gdy rozmawiam z ludźmi o nowym filmie Radu Jude, czuję się, jakbym sam w nim grał, choć nie obiecywałbym sobie po nim zbyt wiele. Może oprócz oszlifowanego już zmysłu obserwacji.

5/10
5/10

Pierwsza wpadka w karierze Radu Jude. Mam nadzieję, że ostatnia.

7/10
7/10
8/10
8/10

W poszukiwaniu mrówczych wyrzutów sumienia i mrówczej godności w rycerzach i wyrzutkach deweloperskiego krajobrazu. Jude tym razem bez awangardowego szaleństwa, ale wciąż z okiem łowiącym za oknem złote rybki komicznego absurdu.

8/10
8/10

Wcale nie przeszkadza mi, że Jude mówi wciąż o tym samym. Bo kto jak nie on? Nadal ironiczny, błyskotliwy i niezwykle celny.

7/10
7/10
7/10
7/10
7/10
7/10
7/10
7/10
7/10
7/10
7/10
7/10
BŁĘKITNY SZLAK
6/10
6/10
8/10
8/10

Hit tegorocznego Berlinale, który pewnie nie zostanie hitem polskich kin – ale niech chociaż zostanie hitem DKF-ów! Dysutopie są teraz na fali, wiadomo: tak opowiadamy sobie nasz świat. Gabriel Mascaro też sięga po dysutopijną ramę, w dodatku z pandemicznym powidokiem – w jego filmie faszyści pozbywają się ze społeczeństwa starości. A jednak jest to film o życiu i pełen życia, pełen zmysłowej radości, soczystych kolorów, PRZYJEMNOŚCI. Wspaniałe zdjęcia Guillerma Garzy. Bardzo czekam na ponowny seans.

7/10
7/10
5/10
5/10
6/10
6/10
5/10
5/10
5/10
5/10
TO BYŁ ZWYKŁY PRZYPADEK
6/10
6/10

Panahi poniżej pewnego poziomu nie schodzi, ale ta Złota Palma to chyba jednak trochę na wyrost. Świetne zakończenie.

8/10
8/10

Bardzo dobry Panahi i sprawna komedia przypadku, która dość bezpretesjonalnie rysuje nam krajobraz polityczny.

8/10
8/10
7/10
7/10
6/10
6/10
9/10
9/10
6/10
6/10
8/10
8/10
8/10
8/10

Najlepszy film Panahiego, w którym zręcznie balansuje pomiędzy dramatem, a komedią absurdu. Tylko pozornie przypadkowa opowieść o zbrodni i karze, o traumie i zemście. A ten pomysłowy, „dźwiękowy” finał z papużkami w tle to już prawdziwa wisienka na tym wielowarstwowym torcie! Po seansie wychodzimy troszkę lepszymi ludźmi. Jaki jest sekret kina irańskiego, że potrafi być tak bardzo przejmujące nawet dla widza z tak dalekiego kraju jak Polska?

8/10
8/10

Zapewne niektórzy zwrócą uwagę, że pewne spostrzeżenia dotyczące irańskiego systemu są nieco wyświechtane czy powierzchowne, a w swej misji stworzenia historii uniwersalnej, Panahi nie wykorzystuje w pełni tego co zapewnia mu polityczno-kulturowy kontekst. Ja jednak doceniam, że To był zwykły przypadek jest przede wszystkim ludzką, bardzo osobistą historią, stworzoną z bardzo wrażliwego, intymnego miejsca. Historią, której przekaz daleki jest od oczywistości, która pozostaje przede wszystkim urokliwym, pełnym nadziei w ludzkie serca i sumienia, listem.

8/10
8/10

Mamy do czynienia z pozornie prostą fabułą. Przypadek decyduje o kolejnych wyborach bohaterów. Choć na pierwszy rzut oka film może wydawać się błyskotliwą komedią, finał wbija w fotel swoją puentą i bezwzględnie szczerą wizją brutalnej rzeczywistości.

7/10
7/10

Mocna przeplatanka osobistych tragedii z komedią sytuacyjną. Co zrobic jak doriwesz swojego oprawce?

7/10
7/10

Panahiemu dobrze w fabule. Mimo że to zupełnie inny obraz, mocno czuć w nim tożsamość reżysera, który nadal zadaje te same fundamentalne pytania. Bawi i mrozi.

8/10
8/10

Ten film musiał powstać i musiał być równie surowy i wykrzyczany.

8/10
8/10

Powolutku i po nitce, czyli film zagadka, w którym czasem my widzimy więcej a czasem bohaterowie. Wszyscy natomiast spotykamy się z odpowiedziami przy kłębku. Hitchcock by polubił za zabawę suspensem – Druckmann za cykl przemocy. Przypadek? Nie sądzę.

8/10
8/10
7/10
7/10
7/10
7/10

Groteskowa rekonstrukcja „Czekając na Godota”, w której nikt nie może podjąć ostatecznej decyzji. Przywołując kolejne osoby dramatu Jafar Panahi prowadzi dialog między niematerialnymi wspomnieniami a materialnym ciałem. Odwołując się do osobistych doświadczeń przerabia doświadczenie zbiorowej traumy. Pomysłowo rozkłada akcenty od dramatu po komedię, odwracając role. Ofiara staje się katem, prześladujący doznaje krzywd. Moralny film drogi, który konfrontuje widza z różnymi postawani wobec rezimu. Czy są to nasze oblicza czy reżysera? Co zrobimy, gdy zaskrzypi drewniana noga?

8/10
8/10

„…przypadek” Panahiego jest najlepszy gdy na chwilę zbliża się do „Przypadku” Kieślowskiego. Wolałbym, żeby reżyser przesunął akcent z zagadki na dramat, ale udane łączenie gatunków wystarczy, bym był zadowolony.

7/10
7/10
6/10
6/10
6/10
6/10

Ostatnia scena to majstersztyk. Całość dobrze się ogląda. Dystans dobrze tutaj działa. Zabrakło mi choć odrobiny muzyki, która pomogłaby złagodzić to dość wolne tempo.

7/10
7/10

Chciałbym, żeby każdy opowiadał o swojej traumie w tak rozrywkowy sposób jak Panahi.

8/10
8/10

Nawet we flircie z komedią pomyłek Panahi nie traci eseistycznego wigoru, prześwietlając absurdy politycznego reżimu z coraz mniejszą wiarą w pojęcie sprawiedliwości. Zarazem uniwersalny i rozbrajająco osobisty traktat nad skutkami wyparcia systemowej przemocy, niewygodna przebieżka przez odcienie moralnej szarości i unikalna fuzja tonalnych wolt.

NOWY ROK, KTÓRY NIGDY NIE NADSZEDŁ
8/10
8/10

Ostatnie dni dyktatury Ceaușescu widziane z perspektywy kilkorga bohaterów wplątanych w dramatyczne wydarzenia często bez własnej woli. Dramat, który nie boi się skręcać w stronę bardzo czarnej komedii, by na sam finał wpuścić trochę nadziei.

6/10
6/10
7/10
7/10
7/10
7/10
DO ZOBACZENIA, CHŁOPCY
8/10
8/10

Tak wyglądałoby „400 batów”, gdyby Truffaut urodził się burżujem. Przejmujący obraz dorastania w cieniu wojny, o Holocauście opowiadający na zimno, półsłówkami.

7/10
7/10
8/10
8/10
8/10
8/10
7/10
7/10
7/10
7/10
TAJNY AGENT
8/10
8/10
7/10
7/10
9/10
9/10

Choć „Tajnego agneta” można nazwać thrillerem lub kryminałem politycznym, swobodnie oddycha on rozmaitymi gatunkowymi konwencjami, które często pojawiają się znienacka i tylko na chwilę. Jest tu miejsce i na pastisz, i na melancholijną czułość; na subtelny melodramat, sensacyjną pulpę, dreszczowiec. To film gęsty, meandrujący, pełen zakamarków – nasycony kinofilią i pamięcią. To także opowieść o brazylijskiej historii i próbie dotarcia do prawdy o osobach w nią uwikłanych.

7/10
7/10

Dobry film na 50-lecie „Szczęk”. 😉 Kapitalne otwarcie filmu wkręcające nas w realia Brazylii z lat 70. Ale potem film bierze długi rozbieg i dopiero po godzinie coś się zaczyna. Lepsze to niż nudnawe „Im still here” z 2024. Reżyser „Tajnego agenta” te dłużyzny umiejętnie jednak markuje gatunkowymi wstawkami. Trochę brak emocjonalnej głębi, a atak wściekłej nogi w stylu słynnej „morderczej opony”, to jednak dowód, że Kleberowi zdarza się przesadzić w tej gatunkowej zabawie, przez co film trochę odpływa niczym rekin od brzegów jednak poważnego tematu. Idealnie pożenić takie rzeczy to potrafi tylko Mr Quentin. 🙂 Ale klimat Brazylii wymiata i Moura też. Poza tym fascynujące, że jednego dnia na festiwalu w aż w 2 filmach, wyświetlanych back to back, główną rolę gra… noga (vide „To zwykły przypadek”). 😉

8/10
8/10
8/10
8/10

Thriller szpiegowski o złożonej strukturze i wyśmienicie zmontowanymi długimi scenami. Doskonale wyreżyserowane i zagrane. Zachwyca zbudowanym światem, a na Wagnera Mourę mógłbym patrzeć się przez cały dzień.

9/10
8/10
10/10
10/10

Arcydzieło współczesnego kina i najbardziej naładowana rodzynkami filmowa zabawa ostatnich lat.

8/10
8/10
9/10
9/10

Mendonça pewną ręką układa przed naszymi oczami wciągającą i poruszającą opowieść o tkwieniu w miejscu, kiedy świat jedzie dalej. To mógłby być ulubiony film roku w rankingu Tarantino i/lub Del Toro.

9/10
9/10

W Instytucie Identyfikacji ukrywa się zbiorowa tożsamość Brazylii mierzącej się z dyktaturą. Kleber buduje zachwycającą mozaikę losów jednostki i zbiorowej świadomości. Sensacyjne doniesienia o nodze znalezionej w brzuchu rekina mają odwrocić uwagę od realnych problemów. Lecz widz nie daje się omamić i szuka rozwiązania tej zagadki. Bo każdy zdaje się mieć podwójną osobowość, nawet kot z dwoma pyszczkami (mocny vibe „Transmetropolitan”). Pyszna mieszanka inspirowanej karnawałem radości życia i jawnego strachu przed przemocą ze strony rządu.

7/10
7/10
8/10
8/10

O oswajaniu przeszłości i teraźniejszości opowiadaniem historii, czyli prawie 3-godzinna świadomie niedramaturgiczna filmowa fatamorgana. Do długiego rozkminiania

9/10
9/10

Ależ Kleber potrafi fascynująco i przekornie opowiadać! Z jednej strony polityczny thriller z ożywczą szczyptą kina gatunkowego, z drugiej dogłębnie smutna i aktualna refleksja nad utraconymi więzami krwi i wymazywaniem jednostkowych historii. Krwiożerczy rekin, odcięte kończyny i zbierający śmiertelne żniwa eskapizm są z kolei dowodem na dystans reżysera, jego miłość do kina, jak i niezmienną społeczną potrzebę eskapizmu i rozrywki. Moura jest fenomenalny i zasługuje na Oscara.

6/10
6/10
7/10
7/10
9/10
9/10
7/10
7/10

Prawie trzy godziny to zdecydowanie zbyt długo jak na te historie. Gdybyśmy zeszły do dwóch, to film by tylko zyskał. Szkoda uciętych jak nożem wątków na koniec. Pierwsza scena (i pierwsze 20-30min) to mistrzowskie budowanie atmosfery.

7/10
7/10

Kleber cierpliwie i w intrygujący sposób rozkłada kolejne rodziały swojej epickiej historii. Miesza gatunki cały czas trzymając film i widzów w garści. Tylko że katharsis nigdy nie przychodzi. Celowy zabieg ale też film uginający się pod własnym ciężarem. Wychodzimy z seansu z poczuciem pustki i braku rozwiązania.