Czas rozpadu – recenzja filmu „Loveling” – Transatlantyk 2018

Założywszy rodzinę, musimy zaakceptować również to, iż nasza praca pójdzie na marne. Dzieci nie będą nami, nie będą nas wiecznie słuchać, a co najgorsze, nie będą zawsze przy nas. Oczywiście, to wspaniałe powołać nowe życie i obserwować, jak potomstwo odnosi sukcesy. Jednak oglądając "Loveling" zobaczymy również korozję. Rozpadający się dom, dosłownie i w przenośni. Przeprowadzka ukochanego syna dla matki będzie początkiem końca świata, o który dbała przez lata.

Fernando, otrzymawszy propozycję zawodowej gry w piłkę ręczną, na początku jest blady i rozdygotany. Obserwując go, w pierwszej chwili myślimy, że telefonicznie dowiedział się o jakiejś tragedii. Dopiero po czasie zdajemy sobie sprawę, iż reakcją na spełnienie marzeń jest świadomość zmian, jakie zajdą w jego życiu. Nic już nie będzie takie samo. To budzi strach. Ten szybko przemija, a informacja wprawia go w euforię. Gdy chłopiec dzieli się wesołą wiadomością z rodzicami, film przyjmuje perspektywę jego matki, Irene. Kobieta, usłyszawszy o wyjeździe dziecka, również doznaje szoku. W głośnikach słyszymy gitarowy rezonans, a w domu bohaterów eksploduje kran. Dla Irene dobra nowina, jakkolwiek by nie próbowała jej zaakceptować, jest katastrofą. Wszakże zakładając rodzinę, miała na nią inny plan. Nie spodziewała się, że gdy drzwi są zatrzaśnięte, ktoś może wyjść oknem.

„Loveling” jest filmem o małej apokalipsie, na którą musi być gotowy każdy rodzic. Prócz głównego wątku godzenia się z wyjazdem syna, reżyser-debiutant, Gustavo Pizzi, na warsztat bierze szereg innych zagwozdek rodzinnych. Każda z nich w ostatecznym rozrachunku skupia się na sprzeczności pragnień indywidualnych ze wspólnymi. Twórca przechadza się po archiwum rodzinnych problemów, ostatecznie jednak nie demonizując w żaden sposób podstawowej komórki społecznej. Znajdziemy w tej przypowieści dużo wyrozumiałości, sentymentalizmu, ckliwości… Czasami nawet niebezpiecznie zbliżającej film do telenowelowych klimatów. O klasie dzieła decyduje jednak wiele aspektów. Począwszy od doskonałej roli Karine Teles (tak różnej od tej z filmu „Prawie jak matka„), a na dźwiękowej stronie skończywszy. To, jak ten film operuje niepokojącą muzyką, mającą na celu uzewnętrznić dramaty bohaterów, jest godne uznania. Małe tragedie czasami prowokują chwilowe uniesienia, a melodia potrafi na chwilę przybrać kształt mrocznej symfonii, by po kilkunastu sekundach uspokoić się, stapiając się z rytmem leniwego popołudnia. „Loveling” naszpikowane jest takimi szczegółami uszlachetniającymi seans. I chociaż autor niniejszej recenzji wyraża na ogół wrogą postawę wobec kina środka, ten seans o ból głowy go nie przyprawił.

Adrian Burz
Adrian Burz

Loveling

Tytuł oryginalny: „Benzinho”

Rok: 2018

Gatunek: komediodramat, obyczajowy

Reżyser: Gustavo Pizzi

Występują: Karine Teles, Otávio Müller, Adriana Esteves i inni

Dystrybucja: Best Film

Ocena: 3/5