Noc nad Rodanem – recenzja filmu „Wielki wóz” – Berlinale 2023

Krytykowany w ostatnich latach za nieudolne wystawianie młodzieżowych romansów, które miały trącić myszką w obiektywie sędziwego już twórcy, Philippe Garrel z pewną dozą autorefleksyjnej ironii wziął na tapet podobny motyw – rozpad ojcowskiej wizji sztuki, jej zmartwychwstanie i pożegnanie na ołtarzu rodzinnego sanktuarium. Opowiadając historię familijnego teatru kukiełek, udowadnia, że nadal jest w stanie tchnąć w dzieło powiew świeżości, zachowując tym samym szacunek do tradycji.

Chociaż malowanie wielopokoleniowego portretu na kanwie teatralnych performansów oraz rysowanie paraleli między scenicznymi naczyniami a tymi, którzy przelewają w nie swoją wrażliwość, nie brzmią specjalnie odkrywczo – szczególnie nad Rodanem – to trupie pod przewodem entuzjastycznego nestora udaje się wystawić spektakl o wyjątkowych walorach. Pejzaż osobistości mających na koncie zaledwie kilka wyrwanych kartek z kalendarza, jak i tych pamiętających czasy poprzedniej wojny – utalentowanego aktora, niespełnionego plastyka, odważnej aktywistki, sukcesorki autorytetu i innych – świadczy o moralnym kręgosłupie domowego kolektywu, nawet jeśli każdy z kręgów co rusz wyskakuje w inną stronę. Mimo znaczeniowego potencjału marionetkowej ikonografii wątek polityczny jest ledwie zaznaczony w uwspółcześnionej diegezie, a zabawy pacynkami przede wszystkim odzwierciedlają wewnętrzną dynamikę klanu.

Kiedy członkowie jednoczą się w pracy, ich drewniane lalki unoszą się nad sceną, przybierając na czas spektaklu najróżniejsze maski z repertuaru commedia dell’arte i wprawiając w zachwyt dziecięcą publiczność. I tylko niezmiennie wszystkich zaskakuje, jak nagle witalność i pasja ustępują tykaniu zegara – jak stary król z odległej krainy z łatwością osuwa się pod powierzchnię, a na twarzach widowni uśmiech wypiera zdziwienie. Toteż naturalną przeciwwagą dla teatralnych harców z wyciągniętymi nad sceniczny parawan dłońmi stanowią kolejne separacje i zejścia w zaświaty zmęczonych patronów, by stamtąd pełnić czułe role fantomowych suflerów.

Ich rady mogą się przydać w szczególności niewinnym – tym, którym życiowy scenariusz przydzielił zbieranie burzy bez siania wiatru, co w początkowej scenie zapowiada koszmar jednej z córek. A jako że wszystkie fikcyjne postaci są jednocześnie bohaterami zmodernizowanej przez metafilmowego narratora bajki – swoisty komentarz do stawianych Garrelowi zarzutów – sny muszą się ziścić, by wystawiany dramat znalazł zwieńczenie. Rodzinny teatr nawiedza w końcu prognozowany grad piorunów, a w mroku gwiaździstej nocy i zgliszczach po wysłużonym spadku sierotom objawia się oferta podążenia własnymi ścieżkami. W takich chwilach maestrii dowodzi Renato Berta, bowiem kultowy operator z precyzją dostarcza naładowane patosem obrazy.

O niewielu utworach z tegorocznej edycji Berlinale można powiedzieć, że zapadają w pamięć dzięki czystej optycznej poezji. Ten wielki wózek filmowych łakoci i wzruszeń – ni tragedia, ni komedia, a dzieło bez większego morału, jak Renoirowska Suka zapowiadana właśnie przez kukiełki – wymyka się owej przykrej tendencji. Efekt intymnej współpracy Philippe’a, Louisa, Esther i Lény Garrelów powinien zatem przypaść do gustu zarówno garstce fanów jego późnej twórczości, jak i całej reszcie sceptyków, którzy Francuza usunęli z kinofilskich radarów jeszcze w poprzedniej dekadzie.

Tomasz Poborca
Tomasz Poborca

Le grand chariot

Rok: 2023
Kraj produkcji
: Francja, Szwajcaria

Reżyseria: Philippe Garrel

Występują: Louis Garrel, Esther Garrel, Aurélien Recoing i inni

Ocena: 4/5

4/5