Obecnie polskie kino twórczą i zabawną komedią stoi. Era, gdy w kinach i na ekranach telewizyjnych straszyły potworki w stylu Wyjazdu integracyjnego, Kac Wawy czy Last Minute, przemija. Drzwi do lepszych czasów otworzyły produkcje takie jak: The Office PL, Wujek Foliarz, seria Teściów, ekranizacje twórczości Malcolma XD czy 1670, gdzie można znaleźć przede wszystkim śmieszne żarty oraz charyzmatycznych bohaterów. Ostatnia z wymienionych produkcji zaprezentowała szerszej publiczności Kordiana Kądzielę, który w swoim pełnometrażowym debiucie po raz kolejny udowadnia, że jest jednym z najbardziej uzdolnionych twórców polskiego kina.
Całość zaczyna się od wielkiej bitwy w lesie. Wkoło biegają obrzydliwe, straszne orki, niszczące wszystko, co spotkają na swojej drodze. Na szczęście odbijają się od ściany pod postacią elfa, który niczym dzielny Legolas z Władcy Pierścieni Tolkiena zabija jedną kreaturę za drugą. Epicka bitwa chyli się ku końcowej kulminacji, generał nadciągających wrogów wzrokiem znajduje naszego dzielnego protagonistę. Emocje sięgają zenitu, ale to jest Polska, więc decorum łamie głośny sygnał nie nadciągających wojsk, ale gwizd lokomotywy Kolei Dolnośląskich ostrzegający uczestników larpu, kto w tym momencie realnie zagraża ich życiu.
Tego łamania spójności stylistycznej w LARPie. Miłości, trollach i innych questach znajdziemy sporo. Od domu rodzinnego Sergiusza, głównego bohatera, gdzie jego miękkie serce musi codziennie walczyć z policyjnym dozorem brata i ojca, przez abstrakcyjną przyczynę śmierci jego mamy, aż do chociażby szkoły, gdzie pseudomotywacyjne zasady umieszczone na tablicach ignorowane są przez belfrów i uczniów na każdym kroku. Sama gra na przeciwieństwach, nawet tych najprostszych, to motor napędowy dla nieustannie pojawiających się gagów. I choć wybrzmiewają raz lepiej, raz gorzej, to stanowią o sile słodko-gorzkiego coming-of-age o poszukiwaniu swojej tożsamości.
poro podobieństw narracyjnych w produkcji Kądzieli znajdziemy z wymienionym we wstępie tegorocznym Wujkiem Foliarzem. W centrum tych dwóch historii mamy chłopaków nie do końca zrozumianych przez świat oraz bez pomysłu na siebie. Do ich niepewnego kosmosu pełnego trzęsień wkracza obiekt nieznany – dziewczyna, zmieniająca rzeczywistość o 180 stopni. Kontrastem dla bohaterów jest rodzina, prowokująca do międzypokoleniowego konfliktu pomyłek na skutek wzajemnego niezrozumienia się przez genzetciaków i millenialsów. Co udało się współreżyserowi 1670, a nie wybrzmiało do końca kilka miesięcy temu w projekcie Michała Tylki, to zachęcenie do wyrwania się z masek na rzecz poczucia zgodności z samym sobą. Dla jednych pozą będzie praca w policji, dla innych siłownia czy przyłączenie się do elitarnej grupki, ale co z tego, jak wstając o poranku, czujesz w lustrze obrzydzenie, ponieważ życie to codzienny larp.
Pierwsza zasada mówi o tym, że jeśli chcemy wyruszyć na przygodę, trzeba zebrać drużynę, a ją akurat znamy dobrze z serialu o Janie Pawle. Kądziela niczym Lanthimos czy Jude od kilku filmów stawia na twarze sprawdzone w netfliksowym hicie. Ekran przede wszystkim podbija Louis Lacroix w osobie Bartłomieja Topy, autor powieści fantasy, a równocześnie mitoman, erotoman i zwykły naciągacz, jakby lustrzane odbicie postaci D.C. Parlova z Brooklyn 9-9. Wartymi pochwalenia są pomysły inscenizacyjne, jak przykładowo jedne z najbardziej kreatywnych napisów początkowych w historii polskiego kina czy jedzeniowa batalia w Mordorze na prowincji, którym staje się ogród lokalnego bogacza-krętacza. Również wyżej przytoczona potyczka w lesie w kilka minut jest bardziej epicka niż wiele bitew z filmów historycznych w przeszłości.
Projekt Kordiana Kądzieli to nie jak mogłoby się wydawać poboczne zadanie i wyłącznie przedsmak przed wyczekiwanym przez widownię drugim sezonem 1670. To wjazd z buta nie tylko do Konkursu Głównego w Gdyni, gdzie będzie rywalizować o nagrody, chociażby z drugą częścią przygód Cumy i Juliana. Przede wszystkim pełnometrażowy debiut to potwierdzenie przynależności twórcy Szczękościsku do grona czołowych polskich twórców, kontynuujących dziedzictwo m.in Juliusza Machulskiego, odkrywając jednak nowe żarty, przekraczając granice czy opowiadając historie zbliżone do współczesnych realiów. Mimo czasem wadzącego kabaretowego sznytu, LARP. Miłość, trolle i inne questy to nieskomplikowana produkcja, czerpiąca siłę ze swojej narracyjnej oszczędności, dzięki czemu trafia w samo sedno przedstawianych problemów w świecie młodych-zetek oraz starszych-millenialsów. A jak wiemy prostota jest często szczytem wysublimowania, co w komedii sprawdza się doskonale.
Larp. Miłość trolle i inne questy
Rok: 2025
Kraj produkcji: Polska
Reżyseria: Kordian Kądziela
Występują: Filip Zaręba, Martyna Byczkowska, Andrzej Konopka, Bartłomiej Topa i inni
Dystrybucja: Mówi Serwis
Ocena: 3/5