Nadzieja umiera ostatnia – recenzja filmu „Łagodna”

Siergiej Łoźnica w prezentowanej na tegorocznym festiwalu w Cannes “Łagodnej”, wbrew tytułowi, wcale nie mierzy się z powieścią Fiodora Dostojewskiego, ale uderza w istotę relacji społecznych rządzących putinowską Rosją. Czy i tym razem ukraiński reżyser udanie opowiada o postsowieckiej rzeczywistości?

Mąż głównej bohaterki (wyborna, zniuansowana rola Wasiliny Makowcewej) odsiaduje w więzieniu wieloletni wyrok, ale ona nie zapomina o jego istnieniu. Co rusz posyła listy i paczki z jedzeniem. Pewnego dnia dostaje na poczcie informację o zwrocie. Nikt nie potrafi udzielić odpowiedzi dlaczego. Zapamiętajcie to pierwsze okienko, bo na jej drodze trafią się kolejne, w których zostanie odprawiona z kwitkiem. Podobnie jak, w co prawda rubasznej, ale wcale nie mniej przerażającej, sekwencji w „12 pracach Asterixa” – i tam i tu dawała o sobie znać biurokratyczna machina państwowa, która mieli petentów niczym kombajn zboże. Ostatkiem sił kobieta rusza w podróż do ośrodka penitencjarnego, by dowiedzieć się co dzieje się z małżonkiem. Na miejscu okazuje się, że nie może dostarczyć paczki ani się z nim zobaczyć. Pobyt w mieście zostaje przymusowo wydłużony, bo wierna żona nie zamierza tak łatwo zrezygnować.

Łoźnica nadaje swojemu filmowi charakter przypowieści — jest to jednak jej kafkowska odmiana. Zresztą powinowactwo z autorem “Kolonii karnej” można odnaleźć na wielu innych płaszczyznach. Ciężko oprzeć się wrażeniu, że sytuacja przedstawiona w “Łagodnej” jak ulał pasuje do tego, co o pisarskich metodach Kafki twierdził Roman Karst: “(…) ich fabuła, zresztą bardzo nikła, nie posuwa się naprzód, lecz krąży w miejscu i stale powraca do punktu wyjścia – jej treścią są bowiem niekończące się rozważania ludzi, którzy medytują nad tym, jak osiągnąć cel dla człowieka nieosiągalny”. Nasza bezimienna niewiasta, choć zadaje szereg pytań i dąży do upragnionego celu, zderza się wciąż z murem niezrozumienia i apatii. Od milicjantów słyszy nawet, że nie powinno jej obchodzić gdzie siedzi mąż, to przecież “tajemnica państwowa”.

Podobnie jak K. w “Zamku” Kafki protagonistka trafia do nieznanego miasteczka, nad którym góruje cytadela, miejscowi są raczej niechętni wobec gościa, a władza zdaje się obserwować każdy jej ruch (monitoring więzienny!). Książkowi urzędnicy w nieskończoność opóźniali wydanie zezwolenia na pobyt, zaś filmowi zmuszają kobietę do kolejnych prób nadania wspomnianej już paczki. Łoźnica, choć porusza się w kluczu realistycznym, zasiedla miasteczko indywiduami przypominającymi bardziej pomioty szatana niż prawdziwych ludzi. W okolicy żyją same wyrzutki społeczeństwa: łachmaniarze, ochlejmordy, dziwki, gangusy. Ulice wyglądają jak skansen głębokiej komuny, na skwerze stoi nadal pomnik Lenina, a Dzierżyński zasłużył sobie na ulicę, podobnie jak inni zbrodniarze. Rozśpiewany rosyjski gmin wspomina w pieśniach też Stalina.

Autor „We mgle” od lat analizujący fenomen homo sovieticus i mechanizmy społeczne, jakie obowiązywały w Związku Radzieckim wydawał się bardziej niż kompetentny, by zrealizować podobną wizję. Postać grana przez Makowcewą na każdym kroku trafia na zgniliznę, która tak długo przenikała do ludzkich serc, że stała się społeczną normą. Bieda, korupcja, represje, pijaństwo, sutenerstwo — pochodne niewydolnego systemu to chleb powszedni tego łez padołu. Indywidualne potrzeby muszą być poświęcone w imię zbiorowego (znanego jedynie władzy) celu. Nasza bohaterka przeciera oczy ze zdumienia, jakby obudziła się ze snu albo dotąd nie miała styczności z opresją, bezprawiem, ludzką znieczulicą. Z przerażeniem patrzy co dzieje się z jej krajem. Przytłoczenie i zagubienie jednostki udanie podkreśla ruch kamery Olega Mutu (wybitnego operatora pracującego również z nowofalowcami z rodzinnej Rumunii). W zatłoczonym autobusie, podczas libacji w melinie czy w kolejce do następnego okienka pełne życia oczy i uparta mina kobiety odróżniają ją od masy pogodzonej z losem.

Choć najpewniej opowieść toczy się w czasach współczesnych, to dzięki doborowi lokacji wydaje się, jakby czas się tu zatrzymał w dobie rządów Chruszczowa. Całość nakręcono w postsowieckich niszczejących dziś budynkach na Łotwie. Znamienne, że podobne plenery dla swojej pesymistycznej wizji wybrał Fred Kelemen (“Upadek”). Zamiast malowniczej starówki Rygi, Niemiec preferował odrapane kamienice i zaniedbane ulice dzielnic po drugiej stronie rzeki. Znany z pocztówek widok miga dosłownie raz z oddali, jakby zdradzając, że gdzieś za rogiem, tuż za mostem, także ten pokiereszowany pijak może odnaleźć ratunek. Takiej furtki w filmie Ukraińca brakuje, apokalipsa musi się dokonać, nie ma żadnej nadziei i możliwości ucieczki.

“Łagodna” ukazuje nieprzejednaną i chyba zbyt surową ocenę Rosji jako łagru. Zniewolone są tak ciała jak i umysły indoktrynowanych obywateli. Niestety Łoźnicy brakuje dystansu i ambiwalencji, którymi odznaczały się jego dokumentalne eksperymenty. Być może rzeczywistość geopolityczna i wojna domowa na Ukrainie skłoniły twórcę do drastyczniejszego tonu wobec agresora. W swoim fabularnym debiucie “Szczęście, ty moje” nie oszczędzał wszak widzom ani przemocy, ani wylewającej się beznadziei na peryferiach Federacji Rosyjskiej. Wówczas nieszczęścia rozdzielał na kilka pokoleń i żywotów. Teraz konstruuje nachalną metaforę, którą podaje z delikatnością górnika operującego kilofem. A sam w wywiadach wielokrotnie podkreślał, że komentarz odautorski to rzecz niepotrzebna, bo montaż i dobór środków artystycznego wyrazu jawnie unaoczniają intencje.

Jakby nie wystarczyło, że fabuła z czasem nabiera znamion sennego koszmaru śnionego na jawie, to twórca pozwala sobie na oniryczną wycieczkę w kulminacyjnej scenie filmu. Oto jesteśmy w chacie jakby wyrwanej z “Wesela” Wyspiańskiego. Bankiet, suto zastawione stoły, odświętne, śnieżnobiałe ubiory uczestników. Coś jednak nie gra, od razu zdradzając fałsz. W rozświetlonym do przesady pomieszczeniu oczyma protagonistki widzimy niemal każdego napotkanego wcześniej osobnika, a wypowiadane przez nich deklaracje stoją w opozycji do ich czynów. Groteskę podkreśla fakt, że zgromadzenie otaczają wartownicy, którzy mają na sobie nieprzypadkowo mundury NKWD, organizacji odpowiedzialnej za represje w czasach stalinowskich. Szkoda, że Łoźnicy nie wystarczyło odwagi, by zrezygnować z grubej kreski i poprzestać na scenie poprzedzającej. Kobieta czeka na dworcu, zmęczona i niemal pogodzona z porażką. Wokół “śpiący lud” niczym w “Przystanku”, krótkim metrażu reżysera z roku 2000. Oni już przegrali, pogodzili się z rozdzielonymi przez władzę rolami, chcą tylko egzystować. Kiedy inni drzemią, ona wydaje się nadal walczyć ze snem. Piękna i bolesna metafora społeczeństwa, które straciło wiarę i pogrąża się w wieczystej stagnacji.

Maciej Kowalczyk
Maciej Kowalczyk
Łagodna - plakat

Łagodna


Rok: 2017

Gatunek: dramat

Reżyseria: Siergiej Łoźnica

Występują: Wasilina Makowcewa, Marina Kleszczewa, Lija Achedżakowa i inni

Ocena: 2,5/5