Ostatnia nadzieja – o „Krzyku” Barbary Sass – Krótka Historia Polskiego Kina

O tym, że Barbara Sass nie pozostawi nas obojętnymi na losy głównej bohaterki filmu świadczy już pierwsza scena. Oto, bez żadnej zapowiedzi i przygotowania, oglądamy przeraźliwy krzyk Marianny; nic o niej nie wiemy, nie potrafimy zlokalizować przyczyny ani skutków jej zachowania – liczy się sam akt. Reżyserka z miejsca zatrzymuje naszą uwagę, walczy z rozproszeniem chwili rozsiadania się na fotelu kinowym; każe patrzeć – już, teraz, natychmiast. Nie sposób domyślać się wówczas, że ten sam dźwięk rozpaczy usłyszymy dopiero w ostatnich chwilach podróży przez nowe życie „Perełki”.

Trzeci pełnometrażowy film Barbary Sass, składający się na nieformalną trylogię z Dorotą Stalińską w roli głównej (jej codą będzie nakręcona w 1990 roku Historia niemoralna, autotematycznie podchodząca do lat ich współpracy), kontynuował wytyczoną przez nią ścieżkę przez najważniejsze zagadnienia uczciwego życia wczesnych lat 80. Bez miłości zastanawiało się nad istotą dziennikarstwa i makiawelizmem środowiska, Debiutantka kruszyła nabożne podejście do autorytetów w soczewce społeczności architektów (i jest to bodaj najlepszy film w karierze reżyserki), Krzyk zaś w centrum stawia pytania o to, czy w tym kraju można zacząć życie od nowa – i jak rozliczyć się z własną oraz cudza przeszłością. Bo choć Sass w badaniach rodzimej kinematografii nie jest zazwyczaj wymieniana w panteonie najważniejszych osób tworzących kino moralnego niepokoju, aspekt „moralności” – o czym świadczy przecież tytuł wieńczącego jej cykl filmu – będzie podstawą narracyjnych dylematów jej bohaterek. A co do panteonu; cieszy fakt, że to właśnie ona znalazła swoje miejsce w drugim sezonie Krótkiej Historii Polskiego Kina – wydobywana w ostatnich latach z zapomnienia, czy to na skutek świetnej książki Moniki Talarczyk, „Wszystko o Ewie. Filmy Barbary Sass, a kino kobiet w drugiej połowie XX wieku”, czy też prób wypełnienia luk w filmoznawstwie. Bo mało kto potrafił rozpisywać równie znakomite, wielowątkowe konflikty jednostek wobec systemu.

Początek lat 80. w karierze autorki to okres wielkiej intensyfikacji pracy. Należy bowiem pamiętać, że na swój debiut Sass pracowała latami – kończąc studiowanie w łódzkiej filmówce w 1958 roku (za filmem polskim – sam dyplom obroniła dopiero w roku 1975), a później dekadami funkcjonując na planach jako druga reżyserka (Bariera Jerzego Skolimowskiego, Dzięcioł Jerzego Gruzy, Szansa Edwarda Żebrowskiego czy kultowy serial Do przerwy 0:1 Stanisława Jędryki) czy w ramach współpracy reżyserskiej (m.in. Rękopis znaleziony w Saragossie Wojciecha Jerzego Hasa). Multum filmowych doświadczeń przekładało się na samą jakość pracy; Bez miłości i Debiutantka wnosiły świeżość i jakość w kinematografię polską, stając się – z perspektywy współczesnego widza – najlepszymi (i niesłusznie niedocenionymi) filmami swoich sezonów.

Na tle innych filmów okresu, dzieła autorki wyróżniają się fuzją ich „polityczności”, warstwy społeczno-obserwacyjnej, pełnej rozważań na temat zmian solidarnościowych, opozycyjnych, atrofii systemu władzy, oraz warstwy „psychologicznej”, skupionej na bohaterce, rozwijającej jej osobowość. Dla Sass konflikty między postaciami rzadko kiedy sprowadzają się do prostej, zero-jedynkowej konfrontacji wartości – za każdym stoi coś więcej niż pojedyncza cecha charakteru, przynależności; nie ma prostego rozgraniczenia na dobro i zło. Jest więc w filmach trochę wątpliwości wobec huraoptymizmu, trochę nadziei i dawka idealizmu.

Dlatego oglądając Krzyk, najciekawiej patrzy się na Sass obserwujacą otaczającą ją rzeczywistość. Zarówno gdy pyta o to, w jaki sposób można przejść proces resocjalizacji, kiedy po wyjściu z więzienia na główną bohaterkę nie czeka nic nowego, a w domu musi zmagać się z przemocą (przerażający obraz choroby alkoholowej matki granej przez Igę Cembrzyńską), jak i gdy dokumentuje sytuację na rynku mieszkaniowym i brak perspektyw dla młodych – ukazując Marka, który czekając na swój przydział zdecydował się skonstruować bardzo prowizoryczne miejsce do przeczekania życia. Kryzys mieszkaniowy, który wybrzmiewał w kinie polskim już wcześniej – zarówno u Janusza Morgensterna w Trzeba zabić tę miłość, jak i u Jerzego Domaradzkiego (Długa noc poślubna), w Krzyku przyczynia się do powolnego obumierania nadziei w ich bohaterach na lepszą przyszłość. Jest kolejnym wymiarem opresji dotykającym zdaną na łaskę innych Mariannę – zmuszoną funkcjonować w opresyjnych układach po to, by przetrwać.

Łaska, szczęście, a do tego życie pełne transakcyjności – taki świat maluje się w Krzyku, który finalnie może stać się głosem pozbawionej szans młodzieży. I nie jest tak, że autorka tłumaczy ze wszystkiego swoją bohaterkę, to nie byłoby w stylu filmografii Sass. Reżyserka pokazuje natomiast świat bez szans, bez perspektyw, chłodny. Jest w nim jednak niekiedy czas na miłość, uczucie, otwarcie się na drugiego człowieka. Nie dziwne więc, że film niesiony elektryzującą muzyką Wojciecha Trzcińskiego (tego samego, który skomponuje hity pokroju „Nie będę Julią”, „Hi-fi” czy „Psalm stojących w kolejce”) i przepełniony troską o wchodzących w dorosłość odnalazł swoją widownię w Koszalinie na festiwalu Młodzi i Film, gdy otrzymał Wielkiego Jantara, a także rezonował za granicą, kiedy zarówno sam Krzyk, jak i Dorota Stalińska otrzymali nagrody na festiwalu w San Sebastian.

Mam nadzieję, że seans Krzyku stanie się dla kogoś początkiem podróży przez kino Barbary Sass (zwłaszcza wspomnianą, nieoficjalną trylogię) – jest w nim coś niesamowicie mocnego i aktualnego, niepozwalajacego o sobie zapomnieć; tak jak o krzyku Doroty Stalińskiej, wdzierającym się w naszą świadomość i apelującym o uwagę. Oglądajmy więc jej dzieła ostrożnie, szczegółowo – dostrzegajmy w nich coś więcej.

Maciej Kędziora
Maciej Kędziora