Delukse – recenzja serialu „Królowa”

Serial Łukasza Kośmickiego, wyprodukowany przez Netflixa, jest sprawą bez precedensu. Oto w Polsce skręcającej z każdym dniem coraz bardziej na prawo powstaje produkcja dedykowana mainstreamowej platformie, stawiająca w centrum opowieści drag queen, graną przez jednego z najbardziej poważanych aktorów w kraju, Andrzeja Seweryna. Jednak wbrew wszystkim znakom na niebie i ziemi, to nie temat budzi tu największe kontrowersje, a paździerzowa stylistyka, bliższa tytułom będącym przyczyną regularnych żartów, niż wysmakowanym dziełom, o których nie sposób przestać rozmawiać.

Fabuła toczy się wokół postaci Sylwestra Borkowskiego, mieszkającego w Paryżu, dystyngowanego, ekskluzywnego krawca, wieczorami występującego jako Loretta, gwiazda lokalnej dragowej sceny. Ekstrawaganckie, acz uporządkowane życie sędziwego pana przerywa list z Polski napisany przez wnuczkę Izę (Julia Chętnicka), o istnieniu której nie miał pojęcia. Prosi go ona o nerkę dla poważnie chorej matki, Wioli (Maria Peszek). On, jako spokrewniony w pierwszej linii, może okazać się jedyną szansą na ratunek. Choć początkowo jest przeciwny, w końcu pakuje swoje eleganckie walizki i przybywa do kraju opuszczonego wiele dekad temu z powodów, których nie trudno się domyślić.

Widzów szczególnie ceniących sobie narracyjne łamigłówki, serial raczej nie porwie. Wszystko jest tu podane na tacy, bez żadnych niuansów czy niedopowiedzeń. Dodatkowo tendencyjność w przedstawianiu świata wręcz boli. Pierwsza spoliczkowana zostaje oczywiście prowincja: głupia, nieradząca sobie z wypowiadaniem tak trudnych słów jak „deluxe”. I brudna, dlatego pierwsze co robi Francuz z wyboru po przybyciu do hotelu, to umycie szafy chusteczkami nawilżającymi w celu ochrony drogich garniturów przed ewentualnym zabrudzeniem. Brakuje tylko szczurów biegających po kuchni. Klasizm w czystej postaci. Sama konstrukcja fabuły i bohaterów ma mocno życzeniowy charakter. Problemy rozwiązują się dość szybko, a wiatr zawsze wieje w dobrą stronę. Możliwe, że winę za to ponosi zaledwie czteroodcinkowy metraż, wymuszający redukcję ekspozycji, ale powodem może być też zwyczajne umiłowanie do szczęśliwych zakończeń wbrew wszystkiemu (bolączka wielu współczesnych produkcji głównego nurtu). Bez względu na przyczynę, traci na tym wiarygodność, przede wszystkim postaci.

W tym szaleństwie jest jednak metoda. Nie wiem, na ile to zabieg zamierzony, a na ile szczęśliwy skutek uboczny braku wyrafinowanych umiejętności narracyjnych (mam nadzieję, że jednak to pierwsze), ale sprawa z Królową wygląda tak, że ten serial jest jak Polska. Nienawidzisz, ale nie wyjeżdżasz, a z każdą minutą przyzwyczajasz się coraz mocniej, aż jest ci tak bardzo wszystko jedno, że zaczynasz pić wódkę z innymi i śpiewać piosenki disco polo, wywijając na parkiecie piruety. Czy to źle świadczy o tobie? Zapewne tak, ale pijani są już wszyscy, a jutro i tak nikt nie będzie o niczym pamiętać, więc polejcie jeszcze jednego. Tak całkiem na poważnie: ta produkcja ma spory ładunek leczenia z kompleksów – i to każdej ze stron: zarówno gardzących przyziemną codziennością majętnych bywalców salonów, jak i przygniecionych grawitacją mieszkańców prowincji. Gruba kreska świetnie ilustruje w jakimś stopniu naszą mentalność, mocno pragnącą być ą i ę oraz odbić się od trawiących duszę niedostatków.

Jednak przede wszystkim to serial o spolaryzowanej Polsce, szukający wspólnej przestrzeni dla tych, którzy na co dzień mówią innymi językami. Konserwatyzm symbolizuje tutaj oczywiście górnictwo – relikt przeszłości, stagnacji, wręcz zacofania. A wystarczy tak niewiele, żeby wprawić machinę w ruch i ją zmienić: „tylko i aż” poznanie „innego”, który przecież jest „tym samym”. Twórcy być może asekuracyjnie nie postawili w kontrze do Loretty właściwej grupy ludzi, a być może wiedzą, że na to jeszcze za wcześnie, szczególnie że serialowy format nie jest docelowym do wskazywania palcem źródła problemów i stawiania pogłębionych diagnoz naszego kraju. Dlatego przyjmuję i doceniam tę górniczą symbolikę, stojącą jedną nogą w proekologicznym, drugą w robotniczym dyskursie.

Kicz narracyjny każe z jednej strony odwrócić głowę, z drugiej na to nie pozwala, ponieważ to, jak bardzo pozbawiona filmowego smaku jest ta opowieść, nie ma większego znaczenia. Jej siła tkwi w bohaterach, w których chcąc nie chcąc nie można się nie zakochać. Sylwester/Loretta uwodzi poszukiwaniem straconego czasu. Mimo że dziś ma ugruntowaną pozycję na francuskiej scenie dragu, w Polsce czuje się jak przed emigracją, jakby wszystko stanęło tu w miejscu na kilkadziesiąt lat. Wioletta subtelnie przechodzi od zranienia spowodowanego opuszczeniem, do szukania w sobie miejsca na przebaczenie i rozpoczęcie nowego rozdziału w życiu, w którym w końcu wejdzie w upragnioną rolę córki. Pogodą ducha zachwyca Iza – wyznawczyni optymizmu w warunkach najbardziej skrajnych (jakie to niepolskie!). W tle zaś mamy echa dawnej miłości, niemożliwej ani wtedy, ani teraz, zatopionej zatem na zawsze w bursztynie. Wisienką na torcie jest zaś cudowny Corentin (Kova Réa), przybyła z Francji drag queen, która aksamitnymi kimonami, welurowymi marynarkami i szminką na ustach zwiastuje inny, lepszy czas, czekający za zachodnimi drzwiami.

Czy Królowa jest zatem serialem udanym? I tak, i nie. Ciary żenady będą Wam towarzyszyć przynajmniej przez połowę produkcji – jeśli dotrwacie do tego momentu. Nie jest to dzieło wysmakowane, nie jest nawet dobre. Ale chyba nawet nie próbuje takim być. Zamiast tego oferuje szczere, prawdziwe emocje i część mnie to kupuje. Euforia, która udzieliła mi się od połowy trzeciego odcinka, przykryła papierowość zarówno postaci, jak i punktów zwrotnych, sztucznie udramatyzowanych, odmierzonych od linijki i męcząco przewidywalnych. To jest taki nasz „delukse” – przaśny, nawet wtedy, kiedy wyjeżdża na kilkadziesiąt lat do Francji. Pomyślność większości wątków, na pierwszy rzut oka niemożliwych do spełnienia, jest absurdalna, ale tkwi w niej piękno, którego nie mamy na co dzień. Górnicy, symbolizujący polski konserwatyzm, tańczący na jednej scenie z drag queen, są niczym sen o Polsce, której zapewne jeszcze przez dekady nie doświadczymy. Wszystko zatem co możemy zrobić, to śnić. A jeśli, cytując Corentina, choć jednej osobie doda to siły i otuchy do bycia sobą, to było warto. 

Agnieszka Pilacińska
Agnieszka Pilacińska

Królowa

Tytuł oryginalny:
Królowa

Rok: 2022

Kraj produkcji: Polska

Reżyseria: Łukasz Kośmicki

Występują: Andrzej Seweryn, Maria Peszek, Kova Réa, Julia Chętnicka

Dystrybucja: Netflix

Ocena: 3/5

3/5