Dumni i mokrzy – recenzja filmu „Krewetki w cekinach”

Jeden z bohaterów „Krewetek w cekinach” zapytany o genezę nazwy tytułowej drużyny odpowiada, że „w krewetce najlepszy jest ogon, a cekiny dodają uroku”. To mimochodem rzucone zdanie zarówno nieźle oddaje ducha filmu Cédrica Le Gallo i Maxime’a Govare’a, jak i naprowadza na jego mankamenty. Ale zacznijmy od początku.

Wicemistrza świata w pływaniu Matthiasa Le Goffa (w tej roli Nicolas Gob) poznajemy w smutnym momencie jego kariery. Nie dość, że osiąga gorsze wyniki niż młodzież, to jeszcze opinia publiczna domaga się wyciągnięcia wobec niego konsekwencji za homofobiczne potraktowanie pewnego dziennikarza. W tej sprawie Francuski Związek Pływacki zwołuje komisję dyscyplinarną i „skazuje” Matthiasa na trenowanie amatorskiego zespołu piłki wodnej. Zespołu złożonego tylko z gejów i słynącego jako najgorszy w historii tego sportu. Powodzenia, Monsieur Le Goff!

Po tym skrótowym zarysowaniu fabuły pewnie domyślacie się, jaki przybierze ona dalszy obrót. Scenariusz „Krewetek w cekinach” nie stara się być ani nieprzewidywalny, ani wyrafinowany. Kwestia napięcia między Le Goffem a trenowaną przez niego drużyną prowadzona jest po linii najmniejszego oporu, a pojawiające się wokół niej wątki poboczne również nie oferują żadnych zaskoczeń. Owszem, podejmowane są próby dookreślenia bohaterów: Jean (Alban Lenoir), założyciel i kapitan zespołu, wygłasza mniej więcej w połowie monolog wyliczający osobiste problemy swoich przyjaciół. Scena pomyślana jako „otwierająca oczy” uprzedzonego trenera działa dobrze sama w sobie, ale w kontekście całego filmu prezentuje się mało satysfakcjonująco – trochę jak gdyby ktoś uznał, że skoro już coś powiedziano, to nie ma potrzeby tego rozwijać. A szkoda, bo był tam potencjał na sensowne uderzenie w poważniejsze tony.

Na szczęście ta standardowa opowieść zostaje ubrana w mieniące się kolorami tęczy szaty szalonej, queerowej komedii. Ladies and gentlemen, showtime! Parokrotnie ekran niemalże rozsadza energia, zwłaszcza gdy dwójka bohaterów śpiewa „Sous le vent” Garou i Céline Dion. Ta scena to niejako tutejszy odpowiednik tańca Dominica Westa z „Dumnych i wściekłych”; fabuła ulega zawieszeniu na rzecz czystej celebracji ludzkiej ekspresji poprzez muzykę. Najważniejszym utworem na ścieżce dźwiękowej pozostaje jednak nieśmiertelny przebój Bonnie Tyler „Holding Out for a Hero”. Wykorzystany parokrotnie, w tym w fantastycznym finale filmu, będzie Wam grał w głowie jeszcze długo po napisach końcowych.

Ważny aspekt „Krewetek w cekinach” stanowi inność. Le Goff zostaje przez Związek i scenarzystów rzucony na głęboką wodę, bowiem członkowie drużyny w większości wpisują się w schemat „przegiętego” geja, osoby delikatnej, trochę nieporadnej, na pierwszy rzut oka niepoważnej, ale za to zarażającej optymizmem; wisienką na torcie jest zaś ekstrawertyczna transkobieta imieniem Fred (Romain Brau). Oczywiście, stereotypy nie biorą się znikąd i sięgnięcia po nie należy z gruntu potępiać – służy w końcu stanowiącemu oś fabuły „nawracaniu” homofoba – jednak twórcy „Krewetek” wydają się nie znać umiaru. Połowę żartów o seksie można spokojnie wyciąć, co przysłużyłoby się tak nerwom Matthiasa, jak filmowemu wizerunkowi społeczności LGBT. Wspominani już „Dumni i wściekli” nieporównanie lepiej radzą sobie z prezentowaniem przejaskrawionej ekspresji bohaterów w taki sposób, aby jednocześnie jej nie ograniczać i nie zatracać swoich postaci. Na obronę Le Gallo i Govare’a można wysunąć Joëla (Roland Menou), który wyróżnia się na tle innych Krewetek po pierwsze wiekiem, po drugie pesymizmem. Mam wrażenie, że i jego potencjał nie został do końca wykorzystany, ale i tak bez wątpienia jest on tu najciekawszą postacią. Na uwagę zasługuje zwłaszcza drobny wątek jego stosunku do Freda, celnie punktujący tak rzadko widoczną w kinie transfobię wewnątrz społeczności. To co prawda tylko dwie krótkie sceny, ale i tak jestem twórcom wdzięczny za samo podjęcie tematu.

Jak widać, łyżek dziegciu jest w tej beczce, niestety, kilka, ale na szczęście nie odbiera to całości słodkiego smaku. Zwłaszcza chwalona już scena finałowa zaskakuje eksplozją gromadzonego przez wcześniejsze półtorej godziny ładunku emocjonalnego. Chciałoby się powiedzieć, że w „Krewetkach” faktycznie najlepszy jest ogon. Uroku zaś mają one, nie przebierając w słowach, ile kropli wody w basenie.

Jędrzej Sławnikowski
Jędrzej Sławnikowski
Krewetki w cekinach

Krewetki w cekinach

Tytuł oryginalny: „Les crevettes pailletées”

Rok: 2019

Gatunek: komedia

Kraj produkcji: Francja

Reżyser: Cédric Le Gallo, Maxime Govare

Występują: Nicolas Gob, Alban Lenoir, Roland Menou i inni

Dystrybucja: Tongariro Releasing

Ocena: 3/5