A to Polska właśnie – recenzja filmu „kRAJ”

Twórcom Ataku paniki (2017) zarzucano kopiowanie pomysłu wyprodukowanych przez Pedro Almodóvara Dzikich historii (2014). Tę krytykę należałoby jednak przekierować na kRAJ, bo to właśnie tutaj doszło do przeniesienia na polskie warunki "przekraczania granic wytrzymałości" bohaterów.

Najnowszy film warszawskiej filmówki wiele jednak różni od argentyńskiego kandydata do Oscara. Między innymi fakt, że składa się z nieco dłuższych nowel, reżyserowanych przez pojedyncze osoby. Damián Szifrón stworzył ich w Dzikich historiach łącznie osiem, aczkolwiek umiejętnie skondensował napięcie i rozłożenie fabuły w każdej z nich. W kRAJu widać różnicę nie tylko sposobu filmowania (bo zmieniali się również operatorzy), ale także w jakości poszczególnych epizodów.

Nie jestem zwolennikiem tworzenia rankingu najlepszych sekwencji, bo wszystkie są na swój sposób dobre i na swój sposób (łagodnie mówiąc) nienajlepsze. Łagodnie mówiąc, bo docenić należy fakt, iż reżyserki i reżyserzy dostali wolną rękę w ukazaniu tematu. Część z nich zainspirowała się współczesnym kinem europejskim – powielając poniekąd schematy utarte z filmów Julii Ducournau albo Gaspara Noé – ale mimo wszystko udało im się zawrzeć „polskość” w przekazie podprogowym.

kRAJ porusza wiele aktualnych wątków politycznych i bynajmniej nie jest to sposób na zdobycie popularności drogą marketingu szeptanego. W dialogach przewijają się nie tylko tematy oklepane, jak prawa reprodukcyjne, prawa mniejszości seksualnych i problemy społeczne pokroju alkoholizmu i narkomanii. Przykładowo – napisana przez Macieja Ślesickiego – nowela Rodzinna firma porusza tematykę mafii vatowskiej, o której dotychczas kino mówiło głosem Patryka Vegi (Pitbull) albo nie mówiło w ogóle.

kRAJ

Niektóre sceny są naturalnie przesadzone, jak chociażby finał Supermarketu, ale niekoniecznie jest to coś złego – wymaga tego konwencja czarnej komedii. Tym właśnie kRAJ się wyróżnia od przywołanych wcześniej Dzikich historii – nie ma w nim strachu przez odrobiną szaleństwa i polemiki z kanonem współczesnej polskiej kinematografii. Policjanci choć na czas trwania jednej z nowel stali się ludźmi z honorem, landlordzi przestali być chciwi, a wysłanniczka skarbówki skora do kompromisu. Działa to oczywiście w obie strony, bo twórcy nikogo nie pozostawili bez skazy.

Na szczególny aplauz za role aktorskie zasługuje tu kilka osób, zwłaszcza, że casting jest nieco nieoczywiste. Przez znanego i uwielbianego Mariana Dziędziela, przez pojawiającego się ostatnio wszędzie Tomasza Włosoka po młodsze, mniej znane nazwiska (np. Zofia Wojciechowska, występująca już wcześniej m.in. w krótkich formach Mateusza Motyki) widać w tym filmie równy poziom gry i wyrażania emocji, których kRAJ stara się ukazywać jak najwięcej.

Mimo wszelkich wad tej produkcji, stanowi ona ciekawy punkt na linii czasowej polskiego kina. Choć sygnowana jest logiem Warszawskiej Szkoły Filmowej, to opiera się głównie na mieszaniu pokoleń – od starych wyjadaczy po nowe, budujące się dopiero nazwiska. Ślesicki podczas spotkania po premierze filmu podkreślał, że większość pracy wykonali studenci WSF. Prawdopodobnie dzięki tej, świeżej jeszcze ręce na planie, udało się zerwać z pietyzmem w ukazywaniu problemów społecznych Smarzowskiego i propagandówkami pokroju Polityki Patryka Vegi.

Michał Konarski
Michał Konarski
kRAJ plakat

kRAJ

Tytuł oryginalny: „kRAJ”

Rok: 2021

Gatunek: Nowele filmowe, dramat społeczny, czarna komedia

Kraj produkcji: Polska

Reżyseria: Maciej Ślesicki,  Veronica Andersson, Filip Hillesland, Mateusz Motyka

Występują: Tomasz Włosok, Marian Dziędziel, Grażyna Barszczewska i inni

Dystrybucja: Velvet Spoon

Ocena: 3/5