Kino często stanowiło rodzaj politycznego barometru, raz bezpośrednio angażując odbiorcę w aktualny konflikt, kiedy indziej przemycając nastroje, które dopiero po latach zostaną odczytane jako głos pokolenia. Dzisiejsze oczekiwania wobec dzieła z takimi aspiracjami cechowałaby z pewnością większa doza subtelności niż w przypadku klasyków kina gatunkowego (science-fiction, horror), jeśli nie w formie, to w sposobie metaforyzowania zagrożeń i traum. Klimatyzacja, fabularny debiut Fradique'a, wpisuje się w te ramy - obrazuje problemy powojennej Angoli z pomocą mistycznej i surrealistycznej intrygi spadających z nieba klimatyzatorów.
Chociaż zagadkowy opis fabuły brzmi niczym kolejny projekt Quentina Dupieux, bliżej mu do krótkometrażowego filmu Klebera Mendonçy Filho Recife frio, w którym niespodziewana anomalia pogrąża tropikalny region turystyczny w aurze mrozu i uwypukla nierówności głęboko zakorzenione w strukturach brazylijskiego społeczeństwa. W chwili, gdy status quo zostaje zachwiany przez czynniki wymykające się spod władzy człowieka, na wierzch wychodzą segregacja i dyskryminacja, które do tej pory grzęzły ukryte w skostniałej obojętności dnia powszedniego. Elementem zakłócającym rzeczywistość w filmie Fradique’a są maszyny instalowane na elewacjach budynków w Luandzie, będące „naturalnym” komponentem miejskiej panoramy. Z niewyjaśnionych przyczyn odrywają się od ścian, stanowiąc natychmiastowe zagrożenie dla przechodniów i utrudniając mieszkańcom stolicy wykonywanie codziennych obowiązków.
Na tym fantastycznym tle reżyser przedstawia dwójkę bohaterów podczas misji naprawy jednego z urządzeń. Mimo kolejnych ponagleń ze strony szefa hotelu czas upływa im leniwie wśród ciasnych korytarzy blokowisk lub przy ulicznych grach i zabawach, co lirycznie portretuje kamera. Atmosferę wzbogaca zmysłowa jazzowa muzyka Aline Frazão, stanowiąca kontrast dla huku roztrzaskiwanych co rusz o ziemię klimatyzatorów. Kiedy jednak osiedlowy stróż Matacedo (José Kiteculo) i pokojówka Zezinha (Filomena Manuel) trafiają do pobliskiego warsztatu, obraz nabiera zupełnie innych barw i głębszego wymiaru, nie tyle porzucając melancholijny klimat, co kierując go na inne tory.
W swojej małej technologicznej jaskini, pośród tajemniczej neonowej dżungli, Mino (David Caracol) pracuje nad eksperymentem, który rozmachem i formą przypomina niecodzienną konstrukcję z Je t’aime, je t’aime Alaina Resnais. Nazwisko francuskiego reżysera nie pojawia się bez powodu, bowiem ciężko znaleźć większy filmowy autorytet w dziedzinie obrazowania zagadnień natury temporalnej i podawania w wątpliwość ontycznego statusu retrospekcji. Samozwańcza złota rączka z Angoli z uporem szaleńca kolekcjonuje zniszczone części klimatyzatorów, z których eksportuje wspomnienia poprzednich właścicieli urządzeń. Cała instalacja w magiczny sposób zasila zaparkowany pośród czterech ścian samochód z jedynym funkcjonującym systemem chłodzenia w okolicy. Relaks wśród zimnych podmuchów daje bohaterom szansę na chwilę odpoczynku i zanurzenie się we własnej przeszłości, która nierozerwalnie łączy się z niedawno zakończoną wojną domową.
Trwająca niewiele ponad godzinę Klimatyzacja pozwala na impresyjny odbiór, adekwatny zresztą dla ulotnego przedmiotu zainteresowania autora, jakim jest pamięć. Warty pochwały jest sam pomysł na opowiedzenie historii, który otwiera pole dla wielu interpretacji. Dlaczegóż by spadających z wysokości maszyn nie traktować jako metafory zrównania klas w obliczu katastrofy ekologicznej, która w podobnym stopniu dotknie wszystkie żyjące istoty?
Fradique w sposób inteligentny, oryginalny i pozbawiony zbędnego dramatyzmu poruszył wątki kolektywnej traumy, społecznych nierówności oraz postkolonialnej rzeczywistości i zachęca widza, by śledził jego kolejne dokonania.
Klimatyzacja
Tytuł oryginalny: „Ar Condicionado”
Rok: 2020
Gatunek: komedia, sci-fi
Kraj produkcji: Angola
Reżyseria: Fradique
Występują: José Kiteculo, Filomena Manuel, David Caracol i inni
Ocena: 3/5