Wyprawa w nieznane. Wywiad z Agnieszką Szeffel i João Ricardo Oliveirą – Kinooceany 2025

Przed nami kolejna odsłona Kinooceanów. Tygodnia Filmu Portugalskiego. Tym razem widzowie spragnieni luzofońskich wrażeń zagoszczą w Narodowym Centrum Kultury Filmowej w Łodzi, gdzie od 6 do 15 czerwca zadomowi się przegląd. Z tej okazji nasza redaktorka Julia Palmowska rozmawiała z organizatorami imprezy – Agnieszką Szeffel i João Ricardo Oliveirą.

Julia Palmowska: Na samym początku chciałabym Was zapytać o historię Kinooceanów, imprezy poświęconej kinu portugalskiemu, ale organizacyjnie jesteście rozpięci pomiędzy Polskę a Portugalię. Jak to się stało?

Agnieszka Szeffel: Kinooceany są wynikiem naszego spotkania. Bez niego, osobno, żadne z nas nie miałoby na tyle odwagi i chęci, by podjąć się podobnego wyzwania. Oboje pracujemy w branży, kochamy kino, nie tylko portugalskie, mamy swoje obszary zainteresowań, które pod pewnymi względami się zazębiają, ale wiele nas też różni. I na tych podobieństwach i różnicach – osobowości, historii, kultury miejsc, z których pochodzimy, Polski i Portugalii – budujemy program Kinooceanów. Obie strony medalu są ważne. Dlatego nieustanne starcia i rozejmy są naszą codziennością. Ten program ucierał się długo. Wstępem do niego była sekcja Focus na Portugalię (2023; NASZ TEKST), którą zaproponowałam Nowym Horyzontom we Wrocławiu.    

João Ricardo Oliveira: Doszliśmy do wniosku, że z wyjątkiem kilku nazwisk, kino portugalskie jest wciąż w Polsce nieznane, mimo że jest popularne i nagradzane na arenie międzynarodowej. Focus na Portugalię zaprezentował mozaikę. Skupiony na formalnej wielości, program pokazywał dzieła reżyserów, którzy byli bardzo różni, ale z pewnością łączył ich kontekst. Nie trzeba było długo czekać na reakcję w naszych głowach: „Co to za kraj, co to za kino?” Postawiliśmy przed sobą zadanie: odpowiedzmy na te pytania nowym programem. I myślę, że tak narodziły się Kinooceany.

Czy moglibyście opowiedzieć nieco więcej o tej polsko-portugalskiej formule festiwalu? Jak to wygląda?

AS: Przy założonej przez nas „misji” Kinooceanów – sukcesywnego odsłaniania przed polską publicznością portugalskiej kinematografii – nie wyobrażam sobie innej formuły. Nawet jeżdżąc na festiwale, poznając środowisko filmowe i zależności instytucjonalne, nie stworzyłabym podobnego programu, spojrzenia „ze środka”. Inna formuła byłaby zawsze naskórkowa. Mówię tu o samej selekcji filmów, o kwestiach produkcyjnych i partnerskich nie wspominając. Z kolei moje doświadczenie we współpracy z krajowymi festiwalami filmowymi pozwala tak kształtować program, żeby był zrozumiały i atrakcyjny dla polskiej publiczności. Uzupełniamy się

Agnieszka Szeffel i João Ricardo Oliveira podczas otwarcia Kinooceanów w Katowicach / fot. Sara Marques

Jaka misja przyświeca Wam przy organizacji tego festiwalu? Chcecie przybliżyć polskim widzom to, czym jest w ogólnym ujęciu kino portugalskie, czy pokazać jakąś jego konkretną odsłonę?

JR: Co znajduje się poza tym, co dobrze znane, od Manoela de Oliveiry po Pedra Costę, od Miguela Gomesa po João Salavizę? Myślę, że jeśli istnieje „misja” Kinooceanów, to właśnie w odpowiedzi na tak postawione pytanie. Mamy do czynienia z pokaźną filmografią, która czeka na odkrycie, z filmami, które nie wychodzą poza obieg festiwalowy, niektóre są tylko pozornie hermetyczne, inne nie tak bardzo. Jest też cała historia kina, rozległa i bardzo bogata, nierozpoznana, ale niezwykle ważna dla zrozumienia ducha portugalskiego kina i samej Portugalii.

AS: Tegoroczny program Kinooceanów jest zaledwie i aż wstępem, preludium. Ułożony chronologicznie pokazuje z jednej strony kamienie milowe tej kinematografii, jak choćby Zielone lata (1963) Paula Rochy, wyznaczające początek ery portugalskiego Cinema Novo; odkrytego po latach Xaviera (1992/2002) Manuela Mozosa z aktorską twarzą młodego pokolenia lat 90., czyli Pedrem Hestnesem w głównej roli; Krew (1989), zjawiskowy, dedykowany historii kina debiut mistrza Pedra Costy; czy Portugalskie pożegnanie (1985) João Botelho, wyrazisty głos potępiający Salazarowską wojnę kolonialną, nagrodzony na Berlinale.

Z drugiej strony znalazło się w nim miejsce dla tytułów zaskakujących i nieoczywistych, jak choćby dla Zéfiro (1993) José Álvara Moraisa, najbardziej malowniczego filmu o Portugalii, jaki kiedykolwiek powstał, w którym Luís Miguel Cintra wprowadza widzów w obręb portugalskiej kultury; czy dla rzadko pokazywanego w samej Portugalii, nowofalowego debiutu João Césara Monteiro Ci, którzy czekają na buty zmarłych, umierają boso (1971); albo Doc’s Kingdom (1988) Amerykanina Roberta Kramera, portretującego pełne rozczarowania porewolucyjne lata i Lizbonę sprzed turystycznego boomu.

Nowe kino reprezentują z kolei ostatnie produkcje reżyserów znanych z premier na polskich festiwalach filmowych, m.in.: Pod płomieniem świecy (2023) André Gila Maty, w którym twórca opowiada o życiu swojej babki i jej wiernej służącej; Klub Nicość – Jestem nikim (2023) prowokatora Edgara Pêry, zaglądającego do wnętrza umysłu wieszcza Fernanda Pessoi; czy Manga d’Terra (2023) Basila da Cunhy, który swoim musicalem z kabowerdeńskich dzielnic Lizbony oddaje hołd kobiecości. A to wciąż nie wszystko – w programie Kinooceanów znalazły się aż 23 tytuły krótko- i pełnometrażowe.

Dlaczego akurat „oceany”? Proponujecie wpłynięcie na „suchego przestwór oceanu”? [śmiech]

AS: No właśnie dlatego, że jest tam ocean kina! [śmiech] Nie wierzycie? To prawda, naszym widzom proponujemy skok na główkę w tę oceaniczną otchłań. Co oznacza, że nie wiadomo, co może Was tam spotkać. To wyprawa w nieznane. Jednocześnie oboje jesteśmy obecni w każdym mieście podczas trwania przeglądu. Przez 10 dni opowiadamy o kinie portugalskim, zapraszamy gości, którzy wprowadzają publiczność w jego oczywiste i nieoczywiste obszary. Ocean – choć wciąż zagadkowy – daje się dzięki temu lepiej zrozumieć. Uwielbiamy rozmawiać z publicznością! W latach 60. w Portugalii, choć wciąż trwał Salazarowski reżim, to właśnie dzięki rozmowom i intelektualnemu fermentowi w klubach filmowych Lizbony możliwa była rewolucja w sztuce. Pojawiło się całe pokolenie Cinema Novo i za jego sprawą nadciągnęła zmiana.

Autorem naszego logo jest João Ricardo, ja wymyśliłam nazwę przeglądu, plakat zaprojektował mój przyjaciel i dawny nauczyciel, wspaniały artysta Jacek Staniszewski, którego pracami w latach 90. oklejone było całe Trójmiasto. Kochamy jego łobuzerski styl! Jest w nim ironia, chropowatość, przekraczanie granic. Punk is not dead! [śmiech] To dzięki niemu po raz pierwszy obejrzałam wczesne krótkie metraże Davida Lyncha.

Czyli znów połączenie różnych duchów. Kino portugalskie, mimo że może się pochwalić bardzo bogatą historią o całej gamie kolorów, wydaje się lądem przez widzów wciąż nie do końca odkrytym. Od czego polecacie zacząć tę przygodę, komuś, kto nigdy nie spotkał się z tamtejszą sztuką filmową?

JR: Od początku! [śmiech] Kino w Portugalii zaczęło się w tym samym czasie, co we Francji, kiedy filmy zaczęli kręcić bracia Lumiére. Jednak historyczne i polityczne wstrząsy w kraju poprowadziły portugalskie kino specyficzną ścieżką w sam środek „regionalnego” wszechświata.

Jako wprowadzenie proponujemy Zielone lata Paulo Rochy z 1963 roku. Jest to film, który zrywa z kanonami obowiązującymi w Portugalii w tamtym czasie, film stawiający pewien opór polityce reżimu wobec kina (i nie tylko). Film pełen pasji, ale też precyzji, wywodzący się ze wspomnianego ruchu klubów filmowych, który pojawił się w szczytowym okresie dyktatury jako reakcja na izolację Portugalii od reszty Europy i świata. Zielone lata reprezentują moment, w którym portugalskie kino stało się nowoczesne. „Nowe kino” (Cinema Novo) pochodzące od „nowych fal”, kamień milowy, który zmienił wszystko, to obowiązkowa ponadczasowa baza, punkt odniesienia dla kina portugalskiego w ogóle, którego wpływ wciąż trwa.

"Wynalazek miłości" (1965), reż. António Campos

Jest w programie coś, z czego cieszycie się tak szczególnie? Taka perełka, o której zaprezentowaniu szerszej widowni marzyliście od dawna?

JR: Jest kilka filmów, które pokazujemy w programie Kinooceanów ze szczególną dumą. To filmy, które są rzadko oglądane nawet w Portugalii, ale niezwykle ważne. Z historycznego punktu widzenia chciałbym podkreślić znaczenie Wynalazku miłości (1965) Antónia Camposa, pioniera portugalskiego kina etnograficznego, który pozwala tu sobie na poetycki „skok w bok” i realizuje półamatorski film polityczny, który został pokazany publicznie tylko dwa razy przed rewolucją 1974 roku w obawie przed konfiskatą przez policję i cenzorów. Wynalazek miłości powstał na podstawie wiersza Daniela Filipe’a, więźnia obozu koncentracyjnego stworzonego przez Salazara dla swoich przeciwników politycznych na Wyspach Zielonego Przylądka.  

Na uwagę zasługuje też zrealizowana na weneckie biennale Rewolucja Any Hatherly, artystki multidyscyplinarnej. To doskonały krótki dokument z okresu zaraz po rewolucji goździków, spontaniczny kolaż oddający zeitgeist 1975 roku, który rzadko wychodzi poza archiwum i trafia do kin.

Ponieważ bolejemy nad krótkim życiem filmów w obiegu festiwalowym, z przyjemnością po raz kolejny pokazujemy takie tytuły jak nagrodzona Złotą Palmą w Cannes krótka Arena (2009) João Salavizy z Carloto Cottą u progu kariery; Aquapark (2018), debiutancki krótki metraż aktorki Any Moreiry znanej z Tabu Miguela Gomesa; czy Rio Corgo (2015) Sérgio da Costy i Mai Kosy, świetny portret portugalskiej prowincji z naturszczykami w głównych rolach. Te wszystkie filmy po sukcesach na międzynarodowych festiwalach trafiły na półkę i zbierały kurz. Jakie to niesprawiedliwe! Chcemy, żeby polska publiczność też mogła się nimi nacieszyć. Ach, i w tym zestawie nie może zabraknąć Odkupienia (2013) Miguela Gomesa. Takiego Gomesa nie znacie!

AS: Dodałabym tu też film, który darzę szczególnym sentymentem – Doc’s Kingdom (1988) Roberta Kramera, który – jak pisała Amarante Abramovici – „opiera się komfortowi rozwiązania”. Kramer w latach 60. i 70. był ważną postacią dla amerykańskiej radykalnej lewicy, współzałożycielem grupy filmowej Newsreel, która tworzyła kino w duchu aktywizmu politycznego. Potem jeździł po świecie, obserwując rewolucje i to, co z nich zostało, na tej fali trafił też w latach 70. do Portugalii, która wyzwalała się spod reżimu Salazara i przeprowadzała rewolucję goździków. Doc’s Kingdom w portugalskim kinofilskim środowisku posiada status filmu kultowego, jego tytułem zostało nazwane seminarium filmowe odbywające się w Portugalii od ponad 20 lat, wzorowane na amerykańskim The Flaherty. Film jest interesujący i formalnie, i fabularnie, a poza tym pokazuje Lizbonę, której już nie ma, to zapomniane małe arcydzieło. Chcielibyśmy, żeby jak największa liczba widzów w Polsce go zobaczyła, to niezwykła okazja!

Myślicie, że kino portugalskie stwarza przed Wami jako organizatorami jakieś szczególne wyzwania choćby na poziomie promocyjnym czy też edukacyjnym? 

AS: Polacy niewiele wiedzą o Portugalii, mimo że chętnie i często jeżdżą tam na wakacje. Wielu z nas kupuje w Portugalii domy i dzieli swoje życie pomiędzy te dwa skrajne bieguny Europy. Czy coś z tego wynika? Marta Stacewicz-Paixão, współautorka (obok Weroniki Wawrzkowicz) książki Lizbona. Miasto, które przytula, porównywała Portugalczyków do sernika. [śmiech] Z wierzchu lukier, w środku nie mniej słodka masa – to symbole otwarcia na obcych i sympatycznego usposobienia, ale na końcu mamy twardy spód, dostępny tylko dla rodziny i najbliższych przyjaciół. Kinooceany pukają do tych zamkniętych drzwi, próbują zajrzeć pod tę twardą powierzchnię. Poznawanie innych kultur nie jest prostą sprawą. Potrzeba determinacji, ciekawości, czasu – ale Kinooceany są najlepszą przestrzenią do tego, żeby zacząć tę przygodę i powoli odkrywać prawdziwą Portugalię.

Tu w Polsce bardzo cenimy sobie pomoc lokalnych partnerów – kina i instytucje, z którymi współpracujemy, przyjmują nas z otwartymi ramionami, starają się pobudzić zainteresowanie przeglądem, przyciągnąć widzów, uatrakcyjnić ich pobyt w tej małej Portugalii, jaką dla nich razem tworzymy. Pierwsza edycja Kinooceanów pod względem organizacyjnym jest kluczowa – szukamy swojego miejsca na kulturalnej mapie Polski, testujemy miasta i partnerów, zbieramy doświadczenia. I zyskując tę wiedzę, jesteśmy dobrej myśli.

"Doc's Kingdom" (1988), reż. Robert Kramer

Jak zaczęły się Wasze historie z kuratorską działalnością w obrębie kina portugalskiego? Może macie jakąś ciekawą anegdotę z samym początkiem pasji do portugalskiego filmu? Szczególny seans? A może spotkanie z twórcą?

AS: U mnie oczywiście od Pedra Costy, którego filmy pojawiały się w programie Nowych Horyzontów. W 2018 roku festiwal zorganizował retrospektywę jego twórczości i wysłał mnie z misją do Lizbony – przeprowadziłam z reżyserem wywiad-rzekę, który został opublikowany w książce Pedro Costa – Nienapisana historia. Przygotowywałam się do tego wydarzenia niejako na oczach publiczności, przez kilka miesięcy przed 18. edycją festiwalu regularnie publikując relacje z mojego filmowego „śledztwa” na Forum NH. Costa był wtedy w trakcie realizacji swojego ostatniego filmu nagrodzonego za reżyserię na festiwalu w Locarno – Vitaliny Vareli (2019). Spotkaliśmy się w jego biurze w siedzibie firmy Optec w samym sercu Lizbony, tuż przy dworcu Rossio. Dla mnie był to ważny moment. Potem Nowe Horyzonty pokazały zrealizowany w tym miejscu eksperymentalny biopic Júlio Alvesa – Sacavém (2019). W tym roku w programie sekcji Lost Lost Lost Nowych Horyzontów, którą programuję wspólnie z Mariuszem Miklińskim i Mariuszem Wojasem, znalazł się kolejny film Alvesa poświęcony twórczości Costy, Dialog cieni (2021) – już dziś zapraszam Was na projekcje latem we Wrocławiu i online. Zresztą od mojego spotkania z Costą coraz częściej portugalskie produkcje trafiały do „Lostów”. Pokazywaliśmy filmy André Gila Maty, Raula Dominguesa, Salomé Lamas, Jorge’a Crameza czy reżyserów tworzących w Portugalii – Maxima Martinota, Luciany Finy, Eugène’a Greena. Zawsze były to przykłady odważnego eksperymentowania z filmową formą, co mieści się w formule sekcji. Na podstawie mojej wiedzy i doświadczeń w poznawaniu portugalskiego kina mogę śmiało powiedzieć, że to, co je wyróżnia, to przede wszystkim artystyczna odwaga.   

JR: W 1990 roku miałem 14 lat, wtedy po raz pierwszy obejrzałem film Pedra Costy Krew. To był przełomowy moment, który zapoczątkował moją miłość do kina i sprawił, że nic już nie było takie samo jak przedtem. Być może program Kinooceanów jest bezpośrednio związany z tym momentem… Zapraszam Was serdecznie na pokazy odrestaurowanej cyfrowo Krwi w Łodzi, Warszawie i Gdańsku!

 

KINOOCEANY. TYDZIEŃ FILMU PORTUGALSKIEGO 2025
6-15.06 ŁÓDŹ (kino Narodowego Centrum Kultury Filmowej)
20-29.06 WARSZAWA (kino Muranów)
5-16.09 GDAŃSK (kino Instytutu Kultury Miejskiej)

Więcej informacji na stronie kinooceany.pl

Julia Palmowska
Julia Palmowska