Nadal trwająca „nowa rzeczywistość” odbijała się na dystrybucji (w sumie trzy miesiące kina stały zamknięte) i przyspieszało niektóre premiery na vod. Coraz większą rolę na rynku odgrywały platformy, z Netflixem na czele, a to dopiero początek rewolucji, bo do wejścia na kolejne rynki szykują się m.in. Disney+, HBO Max czy SkyShowtime. Reagując na zmiany jakie zachodzą drugi rok z rzędu w naszym podsumowaniu roku 2021 uwzględniliśmy premiery kinowe i ze streamingów na jednej liście.
10. Niefortunny numerek lub szalone porno (reż. Radu Jude)
dystrybucja:
Stowarzyszenie Nowe Horyzonty
dostępne na:
Nowe Horyzonty Vod, Mojeekino.pl, vod.pl, E-Kino Pod Baranami
Radu Jude już w swoim nagrodzonym Kryształowym Globusem w Karlowych Warach Nie obchodzi mnie, czy przejdziemy do historii jako barbarzyńcy zaprezentował się jako jeden z największych prowokatorów europejskiego kina, jednak w porównaniu do jego najnowszego dzieła była to dopiero dziecinna igraszka. Co takiego ma w sobie Niefortunny numerek lub szalone porno, które z hukiem wkroczył na salony Berlinale, z miejsca stając się najszerzej dyskutowanym filmem w stawce, a następnie wygrał Złotego Niedźwiedzia.
Niefortunny numerek lub szalone porno to obraz o wyjątkowo konsekwentnej strukturze. Złożonych z trzech (wyraźnie podzielonych planszami) aktów, a także prologu i epilogu. Co ciekawe, każdy z tych elementów składowych utrzymany jest w całkiem innej konwencji gatunkowej. Pierwszy rozdział to niemal symfonia pandemicznego miasta. Główna bohaterka spaceruje po ulicach Bukaresztu, robi zakupy, rozmawia przez telefon, odwiedza salon gier. Kamera towarzyszy jej zarówno w świątyniach konsumpcji, przed odrapanymi elewacjami opuszczonych kamienic, jak i reprezentacyjnych ulicach okolic Pasażu Macca-Villacrosse. Jude pokazuje tu swój wielki talent obserwacyjny, nie pudruje Bukaresztu, ani nie próbuje go obrzydzać. Prezentuje miasto takie, jakim jest, zamykając w filmie, niczym w bursztynie, obraz rzeczywistości Europy Środkowo-Wschodniej połowy 2020 roku.
Najkrócej Niefortunny numerek lub szalone porno można by podsumować jako połączenie dokumentu miejskiego, satyry odważniejszego Barei, Gaspara Noe z Love, wczesnego Whita Stillmana i humoru z niszowych lewicowych fanpage’ów. Prawdopodobnie dla wielu będzie to mieszanka nieznośna, jestem przekonany, że każdy pokaz tego filmu będzie się wiązał z niekończącym się korowodem oburzonych widzów opuszczających salę. Ale ci, którzy wczują się w tę narrację, pokochają czarny humor Radu Jude i kiedy wsłuchają/wczytają się w kolejne linijki tekstu, doświadczą czegoś wyjątkowego. Obrazu jednocześnie szalenie smutnego, piekielnie zabawnego, cholernie obrazoburczego, a przy tym jasno wynikającego z miłości do własnego kraju. Bo bardzo trzeba kochać ojczyznę, by móc ją publicznie najobelżywiej wyzywać „nie po to, by mieć nośny temat do pieśni, lecz by wstyd był ostrogą dla żywych”.
9. Obiecująca. Młoda. Kobieta (reż. Emerald Fennell)
Debiut reżyserski Emerald Fennell, aktorki (znanej m.in. z roli Camilli Parker Bowles w The Crown) oraz producentki i scenarzystki brawurowego serialu szpiegowskiego Obsesja Eve, to jeden z najbardziej zwodniczych i nietuzinkowych projektów, jakie Hollywood wypuściło od dawna. Pierwsze zerknięcie na tytuł i plakat budzi skojarzenia co najmniej z jakąś motywacyjną bajką o rzutkiej businesswoman przebijającej szklany sufit – jakimś odklejonym od rzeczywistych problemów większości kobiet produktem liberalnego feminizmu™. Z kolei zwiastun zapowiadał ciekawą, choć zachowawczą grę ze „śmieciowym” podgatunkiem rape and revenge, po której spodziewalibyśmy się raczej niezobowiązującej rozrywki i prostych satysfakcji, aniżeli czegoś prawdziwie subwersywnego. Tak naprawdę jednak, te pierwsze wrażenia nie mówią nam nic o charakterze filmu.
Ta, i wszelkie inne decyzje: obsadowe, plastyczne, reżyserskie, narracyjne – każdy element filmu Fennell tworzy spójną całość. Jest to zaskakujące, bo gdyby poza kontekst wyjąć i zestawić ze sobą najbardziej skrajnie odmienne sceny z obrazu, te najbardziej pstrokato-cukierkowe z tymi najbardziej nie-na-żarty mrocznymi, mało kto zapewne byłby w stanie od razu wydedukować, że pochodzą z tego samego filmu. A jednak to wszystko jakimś sposobem idealnie ze sobą współgra. Długo po seansie będziemy wspominać każdy pomysłowy i niecodzienny zabieg, jaki zaserwował nam film, a niejednoznaczne wątki pozostawiają duże pole do dyskusji. Czy to będzie roztrząsanie języka, jaki stosujemy, gdy rozmawiamy o przemocy seksualnej w naszej kulturze, czy po prostu chodzący za nami cover Toxic Britney Spears w wersji skrzypcowej – będzie o czym rozmyślać. Nie jest to kino zupełnie bez rys, niekiedy bezpiecznie zatrzymuje się w półkroku, gdy mogłoby mocniej uderzyć, innym razem przez swoją uporczywość w pokazywaniu nam najbardziej odrażającej strony każdego z bohaterów, popada wręcz w mizantropię i nihilizm. Jednak ostatecznie tak umiejętnie udało się tu zbalansować elementy grzesznej radości pomsty, z gorzkimi refleksjami o tym, jaką mordęgą będzie wykorzenianie patriarchatu, że każda osoba powinna wyjść z seansu usatysfakcjonowana. To mariaż kina gatunkowego z kinem z misją, na jakie zawsze z nadzieją czekamy.
8. Sound of Metal (reż. Darius Marder)
dystrybucja:
M2 Films
dostępne na:
Prime Video, Chili, iTunes, player, Rakuten, Canal+, Loomi
Nie da się pisać o Sound of Metal nie uwzględniając warstwy audialnej filmu. Odpowiadający za nią Nicolas Becker bardzo sugestywnie przedstawił poszczególne stadia niepełnosprawności głównego bohatera, np. ściszając dźwięk, niwelując bodźce z otoczenia, aby w możliwie najwierniejszy sposób przedstawić jego perspektywę. Bardzo zgrabnie to współgra z nowym punktem widzenia protagonisty i sprawia, że jesteśmy się w stanie z nim utożsamić w świecie obrazów bez dźwięku, gdy on błądzi ze zdezorientowaniem i obłędem w oczach. Ten zabieg nie jest w żadnej mierze przytłaczający, w końcu nie obcujemy z utworem eksperymentalnym, a dosyć standardową, aczkolwiek umiejętnie poprowadzoną narracją. Natomiast szkoda, że warstwa wizualna nie robi za dużo, by pomóc oglądającym wejść w buty Rubena, gdyż nie używa zbyt wielu zabiegów subiektywizujących doświadczenie protagonisty. Ponadto, w tym aspekcie brakuje konkretyzacji i spójności, film często balansuje między stylem obserwatorskim, a można powiedzieć „akademickim”, z czego jedynie ten pierwszy pozwala odpowiednio wybrzmieć poszczególnym scenom.
Znaczna część utworu rozgrywa się w ośrodku dla niesłyszących narkomanów, który zgodnie z przekazem Joe (granego przez Paula Raciego) ma sprawić, że główny bohater odzyska kontrolę nad własnym umysłem, a nie znajdzie rozwiązanie na brak słuchu. Ta postać funkcjonuje jako swoista figura ojca dla protagonisty – jest wyrozumiały, wyważony, tolerancyjny i co najważniejsze chce pomóc Rubenowi nauczyć się żyć na nowo. Chyba najważniejszą zaletą filmu jest traktowanie osób z niepełnosprawnością słuchową jako mniejszości językowej, która z własnej nieprzymuszonej woli decyduje się na komunikację językiem migowym. Tym samym Sound of Metal jest klasyczną lekcją empatii, która chce przekazać, że na osoby niesłyszące powinniśmy patrzeć całościowo, biorąc pod uwagę ich poglądy i doświadczenie, a nie tylko wadę słuchu. Dlatego też Ruben może być zagrożeniem dla tej społeczności, gdyż ta postać pragnie posiadać implanty słuchowe, by móc kontynuować swoją muzyczną karierę. Tym samym protagonista zniweczy nie tylko swoją wartość jako jednostki, ale i innych osób z ośrodka dla niesłyszących, ponieważ nie da się zaakceptować pewnych zjawisk, jednocześnie starając się je zneutralizować i znormalizować.
Nie jest to najbardziej odkrywczy film ostatnich lat, ani specjalnie porywający wizualnie, ale za sprawą gorzko-słodkiego przesłania i bliskości z bohaterem, dla niektórych widzów może okazać się inspirujący.
7. Zabij to i wyjedź z tego miasta (reż. Mariusz Wilczyński)
dystrybucja:
Gutek Film
dostępne na:
Nowe Horyzonty vod, Cineman,
Canal+, Mojeekino.pl, vod.pl,
E-Kino Pod Baranami
Nad swoim projektem życia Wilczyński pracował czternaście lat. Od lat związany z polską szkołą animacji, dostrzegany i nagradzany w kraju i za granicą, tworzył dotąd krótkie formy filmowe oraz teledyski czy oprawę graficzną dla TVP Kultura. Samodzielnie wypracował sobie charakterystyczny i rozpoznawalny styl animacji. Jest wykładowcą akademickim, performerem, autorem scenografii. Pomysł na najnowszy obraz miał narodzić się podczas retrospektywy twórcy w Museum of Modern Art w Nowym Jorku. Początkowo myślał o kolejnej w swoim dorobku krótkiej animacji bez udziału popularnych aktorów, jednak wraz z rozwojem pracy nad filmem, pojawianiem się nowych wątków i pomysłów zrodzonych z osobistych przeżyć, animowany świat rozrastał się i wzbogacał. Zaczęły pojawiać się w nim postaci, które odegrały w życiu Wilczyńskiego istotną rolę. I nie chodzi tu jedynie o jego życie prywatne, choć to właśnie wątek urwanych relacji z rodzicami i braku ostatniego pożegnania z matką wydaje się tym najbardziej przejmującym i osobistym elementem obrazu. Wilczyński włączył do swojego intymnego uniwersum głosy, które dla pokoleń tworzyły melodię codzienności – słyszane w radio, nagrane na płytach, wygłaszające komunikaty w pociągu, przemawiające z dużego i małego ekranu. Tak w Zabij to i wyjedź z tego miasta pojawili się najpierw darzeni przez autora szczególnym sentymentem Irena Kwiatkowska i Andrzej Wajda, a następnie Krystyna Janda, Daniel Olbrychski, Barbara Krafftówna, Anna Dymna, Krzysztof Kowalewski i inni. Dołączyli do nich popularni młodsi aktorzy, a także muzycy, sprawozdawcy sportowi, celebryci czy reżyserzy. Wśród nich wielkie nazwiska polskiej animacji: Zbigniew Rybczyński, Daniel Szczechura, Witold Giersz, Kazimierz Urbański, Marek Skrobecki. Obok tworzącego muzykę do poprzednich prac Wilczyńskiego Tomasza Stańki pojawił się w filmie długoletni bliski przyjaciel reżysera Tadeusz Nalepa, którego utwory stanowią sporą część ścieżki dźwiękowej obrazu.
Wydawać by się mogło, że to kino szalenie hermetyczne, dotykające osobistego doświadczenia Mariusza Wilczyńskiego, a przynajmniej bardzo konkretnego pokolenia, którego młodość przypadła na czasy końca PRL. Pozytywne recenzje zagranicznych widzów i krytyków pozwalają przypuszczać, iż jest inaczej – film u odbiorcy pozbawionego kontekstu polskiej popkultury, historii czy rzeczywistości wywołuje pożądane emocje, kojarząc się czy to z kinem Davida Lyncha, czy prozą Franza Kafki. Zwłaszcza teraz, podczas pokoleniowego doświadczenia globalnej pandemii, tematy przemijania, śmierci bliskich, definiowania własnej tożsamości stały się bardziej uniwersalne niż kiedykolwiek. Dramatyczne pragnienie zerwania, które znajdujemy w tytule obrazu jest dziś jeszcze trudniejsze, bądź niemożliwe. A może wcale niepotrzebne?
6. Słudzy (reż. Ivan Ostrochovský)
dystrybucja:
Stowarzyszenie Nowe Horyzonty
dostępne na:
Nowe Horyzonty vod, player,
Cineman, Mojeekino.pl, vod.pl,
E-Kino Pod Baranami, Canal+
Relacje reżimu i Kościoła w czasach zimnej wojny są niełatwym oraz fascynującym tematem. Z jednej strony świątynie często stawały się opozycyjnymi centrami i oazami oporu, a kler był inwigilowany i prześladowany. Z drugiej jednak pewna współpraca często stawała się koniecznością, wszak każdy chce żyć i działać. Wszędzie są też czarne owce, które chętnie wykorzystają sytuację, by się wzbogacić lub uniknąć odpowiedzialności prawnej za błędy przeszłości. Pokazywane w berlińskiej sekcji Encounters Słudzy właśnie na tym się skupia.
Inaczej niż chociażby w Różyczce Jana Kidawy-Błońskiego lub Zabić księdza Agnieszki Holland, tu wszystko pozostaje mocno niejednoznaczne. Ostrochovský buduje swój dramat z jednej strony jak rasowy thriller, z bardzo agresywną i wspaniale dobraną warstwą dźwiękową i ciągłym trzymającym za gardło napięciem. Przy tym jest to film niezwykle powolny, pewny siebie. W żadnym momencie nie przymila się do widza, jak to się zdarza choćby Smarzowskiemu czy Pawlikowskiemu. Brak tu jakiegokolwiek efekciarstwa narracyjnego, większość scen jest cicha, milcząca, mimo krótkiego metrażu ujęcia są długie, zazwyczaj ze stojącej kamery, tak samo jak to czynił na przykład czeski zwycięzca Karlowych Warów 2018 Mały krzyżowiec. Całemu seansowi towarzyszy atmosfera oczekiwania, niepewności. Wszystko jest bardzo powolne i wysmakowane, ale przy tym wydaje się naturalne i prawdziwe, a nie wystudiowane.
Przed seansem niezwykle obawiałem się tego, że reżyser zdecyduje się pójść w klisze i proste rozwiązania, wszak historia, w której dwójka przyjaciół przyjeżdża do podzielonego świata i ma możliwość albo ryzykownej walki, albo prostej współpracy i kariery, wydaje się wręcz stworzona do tego, by dodać jej hollywoodzkiego sznytu. Jednak na szczęście Ivan Ostrochovský (który napisał tu również scenariusz) zdecydował się na coś innego: artystyczny film gatunkowy, portretujący trudny moment historyczny bez ferowania wyroków i odhumanizowania bohaterów. Wątpię, by na tej edycji Berlinale pojawił się jakiś bardziej kompletny i poruszający obraz, który przy tym nie zapomina o widzu i nie próbuje go zmęczyć i złamać.
5. Spencer (reż. Pablo Larraín)
Opowiadając o trzech dniach świąt Bożego Narodzenia spędzonych przez Dianę w towarzystwie rodziny królewskiej, Larraín ukazuje bezradność ofiary zamkniętej w złotej klatce. Jak dotąd chyba nie pokazano tego stanu w sposób aż tak intensywny, niemal sensualny. Taki efekt zostaje osiągnięty przede wszystkim przez kreację Kristen Stewart (Sils Maria, Personal Shopper), grającej tu bardzo fizycznie. Widzimy, jak przy spotkaniu z innymi osobami tężeje jej ciało, jak ona drży, zaciska pięści, niemal kurczy się w sobie w momencie, gdy musi pojawić się w pokoju, w którym już czeka na nią rodzina królewska, a nawet, gdy musi tłumaczyć się służbie ze swojego niekonwencjonalnego zachowania. Jedyne chwile, w których Diana się „rozluźnia” to te, gdy jest zupełnie sama lub ze swoimi synami albo z zaprzyjaźnioną garderobianą Maggie (znakomita Sally Hawkins). Larraín prowadzi tu Stewart wyraźnie w podobny sposób jak Natalie Portman w Jackie. Mimetyzm na granicy śmieszności (zwłaszcza w sposobie mówienia) dopełnia lekką szarżę aktorską, zbalansowaną jednak olbrzymim talentem obu aktorek, co ostatecznie daje efekt niezapomniany – nawet jeśli nie dla wszystkich strawny.
To, że niemal czujemy chłód, jaki bohaterka odczuwa w zimnych pokojach wielkiego pałacu, jest nie tylko zasługą odtwórczyni głównej roli, ale również zdjęć autorstwa Claire Mathon (Nieznajomy nad jeziorem, Portret kobiety w ogniu), która stosuje rozmytą, wyblakłą kolorystykę oraz zatapia kadry w intensywnym, rozproszonym świetle. Nerwową, pełną napięcia atmosferę w równym stopniu kreuje arcydzielna ścieżka muzyczna Jonny’ego Greenwooda (Nić widmo, Aż poleje się krew), która obok klasycznych, spokojnych utworów na skrzypce i fortepian prezentuje także pełne dynamizmu kompozycje rodem z progresywnego jazzu. Nie można wreszcie nie wspomnieć obłędnych kostiumów projektu Jacqueline Durran (Małe kobietki), która nie tylko znakomicie chwyta słynny „styl Diany”, ale również za ich pomocą mówi nam sporo o postaci księżnej i jej relacjach z otoczeniem (zwróćcie chociażby uwagę na to, że gdy Diana spóźnia się na kolację wigilijną, jej suknia jest dokładnie tego samego koloru, co podana właśnie zupa, której konsumpcji na pewno nie zapomnicie).
Decyzja, by sięgnąć po zabiegi znane z thrillerów i horrorów (mamy nawet samotny spacer po opuszczonym domu przy pełni księżyca) było decyzją ryzykowną – nie jedyną zresztą. Wyraźna analogia budowana między postacią Diany Spencer a Anną Boleyn, podkreślana przez wiecznie uwierające perły na napiętej, wyciągniętej w przód szyi przyszłej ofiary, balansuje na granicy niesmacznego kiczu (litościwym milczeniem pominę metaforę bażanta hodowanego do odstrzału). I taki w zasadzie jest ten film. Odważny, bezkompromisowy, niezwykle elegancki, a jednocześnie co rusz zbliżający się do granicy dobrego smaku. Być może właśnie dlatego tak celnie, jak się zdaje, chwyta fenomen Lady Di.
4. Psie pazury (reż. Jane Campion)
Jane Campion po ponad dekadzie od ostatniego filmu (Jaśniejsza od gwiazd), wraca do nas z ekranizacją powieści Thomasa Savage’a z 1967 roku – The Power of the Dog, portretującej za pomocą kontrastów życie i relacje dwóch zamożnych braci – Phila i George’a Burbanków, żyjących na ranczu w Montanie w latach dwudziestych XX wieku.
Campion prowadzi historię w typowy dla siebie sposób – niespiesznie, wypełniając ją detalami, niedopowiedzeniami i symboliką. Budowany klimat, ocierający się miejscami o thriller, stanowi siłę samą w sobie. Idealny balans między często wydłużonymi zdjęciami i muzyką, tworzy wielką narrację, która podobnie jak Fortepian ma szansę wejść do kanonu kinematografii. Na magnetyzm tego obrazu składa się w dużej mierze siła pióra literackiego pierwowzoru, które czuć w konstrukcji opowieści i które Campion potrafi perfekcyjnie przełożyć na swój zniuansowany język filmowy. Mimo ciężkości postaci, w tkaniu opowieści reżyserka nie używa grubej kreski. Nawet homoseksualizm Phila i jego autodestrukcyjną homofobię częściej umieszcza między wierszami, unikając wysokich, pompatycznych tonów. I to właśnie ta cisza w demaskowaniu prawdy o człowieku i otoczeniu, które go buduje, stanowi o sile i dojrzałości jej rzemiosła.
Sięgnięcie po powieść napisaną ponad pół wieku temu, pokazuje, że niektóre dzieła i tematy nigdy nie stracą na uniwersalności. Czas mija, a ludzka natura, mimo zmiany okoliczności, pozostaje stałą fizyczną. To, co niewypowiedziane, wrasta w nas i dekonstruuje od środka. Jeśli będziemy mieć szczęście, znajdziemy bodziec, który rozsadzi od środka misternie budowany mur i pozwoli odnaleźć spokój. Jeśli nie, umrzemy strawieni goryczą własnych lęków.
3. Annette (reż. Leos Carax)
dystrybucja:
Gutek Film
dostępne na:
Nowe Horyzonty vod, player,
Cineman, Mojeekino.pl, vod.pl,
E-Kino Pod Baranami, Canal+, Play Now
Doczekaliśmy się w końcu nowego dzieła Leosa Caraxa i powrotu reżysera na festiwale po tych wszystkich latach, które minęły od sukcesu Holy Motors. Premiera odbyła się niemal jednocześnie podczas canneńskiego święta filmu i w lokalnych kinach w całej Polsce (co jest precedensem wartym odnotowania), a Annette okazało się utworem tak szalenie kreatywnym, co szalenie polaryzującym widownię. Pełna magii, formalnej wirtuozerii, niekonwencjonalnego humoru i pięknej muzyki opowieść o miłości brutalnego komika i delikatnej śpiewaczki operowej to powiew świeżości w kinie głównego nurtu (!), który niesie za sobą woń artystycznych inspiracji z najwyższej półki i pcha autora w kierunku panteonu najważniejszych filmowców.
Trudno wyobrazić sobie trafniejszy mariaż, niźli współpraca Caraxa z duetem muzycznym Sparks. Nie tylko dlatego, że panowie mieli okazję już się poznać, gdy autor Annette wystąpił gościnnie na albumie „Hippopotamus”, śpiewając o doli i niedoli francuskich reżyserów w znakomitym „When You’re a French Director”. Scenariusz braci Mael, którego osią stała się krytyka świata celebrytów, wraz z całym anturażem i aparatem odbiorczym, jest naturalnym krokiem naprzód w karierze – zarówno dla muzycznego duetu odpowiedzialnego za prześmiewczą audycję radiową „The Seduction of Ingmar Bergman”, jak i dla artysty, spod którego ręki wypłynęły emblematyczne dzieła filmowego postmodernizmu.
Annette, będące dzieckiem nieposkromionych ambicji wyjątkowo utalentowanych ludzi, którzy nie sprowadzają kina do figuratywnej, racjonalnej, naturalistycznej i temporalnie spójnej formy opowiadania historii i nie kłaniają się w pas aktualnym ograniczeniom dyskursywnym, jest obrazem o niebywale ogromnym ładunku bodźców audiowizualnych i intelektualnych, które są jednocześnie skrywane i aktywowane przez nagromadzone w treści nawiązania do wiecznie żywej mitologii oraz współczesnego zestawu symboli. Nowe dzieło Leosa Caraxa to jednak przede wszystkim bezkompromisowy musical, udowadniający potencjalną świeżość, czekającą na wydobycie spod warstwy kurzu innych gatunków.
Słowem zakończenia, zacytować trzeba postać, w którą wciela się Adam Driver: „Nic was nie przygotuje na to, co zobaczycie i usłyszycie”.
2. Metamorfoza ptaków (reż. Catarina Vasconcelos)
dystrybucja:
Stowarzyszenie Nowe Horyzonty
dostępne na:
Nowe Horyzonty vod,
Mojeekino.pl, vod.pl, Canal+
W międzynarodowym konkursie tegorocznego festiwalu Nowe Horyzonty znaleźć możemy dwanaście filmów. Są w nim owszem wyciszone obrazy, doskonale realizujące założenia nurtu slow cinema czy produkcje poruszające ważne i kontrowersyjne tematy, ba jest nawet cronenbergowski antythriller. Żaden nie może równać się z Metamorfozą ptaków, bowiem tylko dzieło portugalskiej debiutantki prezentuje tak złożoną i kompleksową wizję. Nie przeszło to uwadze, ani widzów, ani jurorów, którzy przyznali swoje nagrody właśnie temu filmowi.
Metamorfoza ptaków to film o szalenie bogatej treści, który dostarcza też obrazów pozostających pod powiekami. Debiutującej w pełnym metrażu Catarinie Vasconcelos udała się sztuka niezwykła, by połączyć bardzo osobistą wypowiedź opartą na rodzinnej korespondencji i zakurzonych pamiątkach z żywym komentarzem dotyczącym społeczno-politycznych przemian w swej ojczyźnie. Koniec imperium kolonialnego, brutalność tajnej policji PIDE czy śmierć dyktatora Antonia de Oliveiry Salazara są komentowane przez zachowania członków rodziny, którzy jawią się tu jednocześnie jako awatary autentycznych postaci, jak i jako przedstawiciele wojujących ze sobą pokoleń.
1. DAU. Natasza (reż. Ilja Chrżanowski, Jekaterina Oertel)
dystrybucja:
Stowarzyszenie Nowe Horyzonty
dostępne na:
Nowe Horyzonty vod,
Mojeekino.pl, vod.pl,
E-Kino Pod Baranami
Legendy o projekcie DAU krążyły po światku filmowym od lat. Monumentalna, imponująca, ale i kuriozalna inicjatywa zamknięcia aktorów na trzy lata na największym planie filmowym w Europie: 12 000 metrów kwadratowych odwzorowanego 1:1 radzieckiego instytutu naukowego, 700 godzin, w dużej mierze improwizowanego materiału filmowego, 14 filmów pełnometrażowych, dwa seriale i milion projektów pobocznych. Te wszystkie liczby robią wrażenie, ale każą zadać szekspirowskie pytanie, czy w tym szaleństwie jest metoda? Pokazywane w berlińskim konkursie głównym DAU. Natasza, chronologicznie pierwsza część sagi daje nam wgląd w to jak wygląda całość.
Jest to swoisty fabularny dokument, jedno z dzieł, które zaginają i przebijają cienką granicę między rzeczywistością a fikcją. Aktorzy wcielali się w postacie o takich samych imionach jak oni sami, w większości byli to też naturszczycy, których faktyczna życiowa profesja pokrywała się z tą ich postaci, nie znali wzajemnie swoich „scenariuszy” ani uwag reżysera. To wielki LARP (ang. live action role-playing), który jednak wynosi pijacką grę do rangi sztuki najwyższej i tworzy obraz niezapomniany. Wrzynający się w umysł każdego, kto go doświadcza. To film nie dla ludzi o słabych nerwach i żołądkach, rozciągnięty między libacją a pornografią, ale umiejący przy tym dotknąć czegoś ostatecznego i uniwersalnego.
Do pierwszej dziesiątki nie załapały się niestety tak ciekawe produkcje jak:
20. Co w duszy gra (reż. Pete Docter, Kemp Powers)
dystybucja: Disney
dostępne na: Chili, iTunes, player, Rakuten, vod.pl, Canal+
19. Ucieczka na Srebrny Glob (reż. Kuba Mikurda) – NASZA RECENZJA
dystrybucja: Against Gravity
dostępne na: vod MDAG, TVP vod
18. Pierwsza krowa (reż. Kelly Reichardt)
dystrybucja: M2Films
dostępne na: Chili, player, Rakuten, vod.pl, TVP vod, Play Now, Canal+, Mojeekino.pl
17. Berlin Alexanderplatz (reż. Burhan Qurbani) – NASZA RECENZJA
dystrybucja: Stowarzyszenie Nowe Horyzonty
dostępne na: Nowe Horyzonty vod, Mojeekino.pl, player, Canal+, vod.pl, E-Kino Pod Baranami
16. Nomadland (reż. Chloé Zhao) – NASZA RECENZJA
dystrybucja: Disney
dostępne na: Chili, iTunes, player, Rakuten, vod.pl, Canal+, Loomi
15. Czarny niedźwiedź (reż. Lawrence Michael Levine) – NASZA RECENZJA
dostępne na: HBO Go
14. Aida (reż. Jasmila Žbanić)
dystrybucja: Gutek Film
dostępne na: Nowe Horyzonty vod
13. Diuna (reż. Denis Villeneuve)
dystrybucja: Warner Bros.
dostępne na: Chili, iTunes, player, Rakuten, Canal+
12. Licorice Pizza (reż. Paul Thomas Anderson) – NASZA RECENZJA
dystrybucja: Forum Film Poland
dostępne: w kinach
11. Ojciec (reż. Florian Zeller) – NASZA RECENZJA
dystrybucja: UIP
dostępne na: Chili, Rakuten, player, iTunes, Canal+, Loomi