Wilk z Osage Hills – recenzja filmu „Czas krwawego księżyca” – Cannes 2023

MFF w Cannes jak co roku postarał się o wielkie nazwiska, prezentujące swoje najnowsze filmy w konkursie głównym. Jednak obserwując nastroje na Lazurowym Wybrzeżu, nie można mieć wątpliwości, że twórcą budzącym największe emocje festiwalowych widzów jest Martin Scorsese, którego najnowsze dzieło Czas krwawego księżyca właśnie miało swoją galową premierę, jednocześnie nie stając w szranki o Złotą Palmę.

Niemal cztery lata temu reżyser, dzięki współpracy z Netflixem dał nam Irlandczyka – ponad trzygodzinną adaptację powieści Charlesa Brandta Słyszałem, że malujesz domy, opowiadającą prawdziwą historię gangstera działającego w powojennej Ameryce. Scorsese miał wszelkie podstawy, by być z tego projektu zadowolonym i korzystając z finansowania innego streamingowego giganta – Apple TV+ postanowił podążać podobnym tropem. Tym razem na tapet wziął wybitny reportaż Davida Granna, w Polsce wydany przez W.A.B. pod tytułem Czas krwawego księżyca, stanowiący zapis zbrodni popełnionych na plemieniu Osedżów oraz śledztwa FBI dochodzącego do prawdy. 

Powieść Granna składa się z trzech kronik. W pierwszej z nich opisuje on zagadkowe śmierci Osedżów, przedstawiając ówczesną perspektywę szczątkowych dowodów i braku konkretnego motywu zbrodni, w drugiej prowadzone przez FBI śledztwo, a w znacznie krótszej od pozostałych finalnej części współczesne życie potomków bohaterów owych zdarzeń w jednym z hrabstw w Oklahomie. Scorsese wraz ze współscenarzystą Ericem Rothem (laureatem Oscara za Forresta Gumpa) postanowili wywrócić znany z pierwowzoru literackiego porządek i opowiedzieć tę historię po swojemu, zupełnie pomijając trzecią księgę, a drugą z nich zostawiając jedynie na ostatnią godzinę filmu. Być może uznali, że temat ten jest już dobrze znany widzom, ze względu na liczne reportaże, programy historyczne, czy traktujący o tym temacie film Mervyna LeRoya Historia FBI (1959). Zamiast opowieści podanej w klasycznej dla kryminału formie, w której po zobaczeniu zbrodni widzowie wraz z organami ścigania zastanawiają się, kto mógł się jej dopuścić, otrzymujemy dzieło z gatunku tych, w jakich twórca Chłopców z ferajny czy Gangów Nowego Jorku czuje się najlepiej.

Głównym bohaterem jest tu Ernest Burkhart (Leonardo DiCaprio), powracający w rodzinne strony po I wojnie światowej, podczas której służył jako kucharz w garnizonie wojsk amerykańskich. Tak się składa, że w okolicy mieści się rezerwat Osedżów, posiadający olbrzymie złoża ropy naftowej. Rdzenni mieszkańcy zarządzają tymi ziemiami, dzieląc zysk między siebie, co czyniło ich najbogatszymi ludźmi na świecie (per capita). Ernest musi odnaleźć dla siebie miejsce w nowej rzeczywistości. Jednak lekką przeszkodą jest fakt, że jak sam mówi: „nie lubi pracy, kocha whiskey oraz kobiety wszystkich kształtów i kolorów”. Charakterystyka ta czyni go wprost idealnym do pomocy swojemu wujowi, piastującemu stanowisko miejscowego szeryfa, Williamowi Hale’owi (Robert de Niro) do realizacji planu. Cel jest jasny:  przeniesienie prawa własności ropodajnej ziemi z ludności rdzennej, na wybranych przez niego, zaufanych współpracowników.

Plan grupy samozwańczego Króla Osage Hills przedstawia się równie prosto co brutalnie Jego podstawą jest uwodzenie i poślubianie członkiń plamienia, a następnie eliminowanie ich wraz z rodzinami, w kolejności zgodnej z regułami dziedziczenia. Wszystko oczywiście winno odbywać się po cichu i przy braku dowodów. Jednak zważywszy na przychylność policji, wystarczająca miała okazać się minimalna dyskrecja. Pomysł ten długo wydawał się perfekcyjny, nikt nie mógł wszak przewidzieć, że niemal 30 zgonów właścicieli tej samej ziemi zainteresuje samego J. Edgara Hoovera, który postanowi powołać pierwsze w historii USA międzystanowe biuro śledcze, wkrótce potem znane będzie na całym świecie pod akronimem FBI.

Tak jak w Irlandczyku czy Wilku z Wall Street Scorsese w Czasie krwawego księżyca skupia się na przedstawieniu historii jednego człowieka, pchanego w świat zbrodni. Droga Ernesta nie odbiega od dobrze znanych nam opowieści tego autora. Motywacją, tak jak zawsze jest szybki zysk oraz osoba pewnego siebie „doświadczonego gracza” zapewniającego, że nic złego nie może się stać. Po drodze oczywiście pojawiają się wątpliwości, ale niezastąpionym sposobem ich usypiania jak zwykle okazują się używki (w tym przypadku pędzona przez członków „rodziny” Hale’a księżycówka). Razem z doskonale wcielającym się w swoją rolę DiCaprio podążamy, więc dobrze znaną drogą, coraz bardziej przekonani, że na odwrót może być za późno, a na końcu czeka nieuchronna kara.

Można więc śmiało powiedzieć, że Scorsese po raz kolejny dał nam ten sam film, osadzony w nieco innym kontekście, ale czy można być rozczarowanym, jeśli reżyser znowu podał nam dzieło niezwykle dopracowane, funkcjonujące w świecie doskonale rozpisanych bohaterów i z pieczołowicie zobrazowanym tłem opowieści? Tak jak niegdyś nowojorczyk pokazywał nam świat kasyn czy zawodowego boksu, tutaj dał nam obraz Ameryki czasu przemian. Lat, w których Dziki Zachód, inspirujący niegdyś twórców westernów, powoli odchodził do lamusa, a życie rdzennych mieszkańców w myśl litery prawa zaczyna być szanowane tak samo jak życie pozostałych obywateli. Czasów kiedy szeryf nie mógł wydać już wyroku na miejscu w momencie błyskawicznego wyciągnięcia rewolweru.

My dzisiaj też bez wątpienia żyjemy w czasach pewnego przełomu, przynajmniej w dziedzinie kinematografii. Dominacja serwisów streamingowych i spadek znaczenia klasycznego modelu dystrybucji dla wielu kinomanów stanowi powód do niepokojów, pozostaje mieć jednak nadzieję, że w amerykańskim kinie, niezależnie od okoliczności, pozostaną ludzie tacy jak Scorsese, zdolni do tego, by stworzyć monumentalne, dopracowane ponadtrzygodzinne dzieło, nie myśląc o tym, czy widownia wychowana na Tik-Toku będzie w stanie wysiedzieć na nim do końca.

Marcin Grudziąż
Marcin Grudziąż

Czas krwawego księżyca

Tytuł oryginalny:
Killers of the Flower Moon
Rok: 2023

Kraj produkcji: USA

Reżyseria: Martin Scorsese

Występują: Leonardo DiCaprio, Robert De Niro, Lily Gladstone i inni

Ocena: 4/5

4/5