Punk is really dead – o „Jubileuszu” Jarmana – Ars Independent Festival 2024

Siouxsie Sioux krzyczała, że to hippisowski śmietnik, Vivienne Westwood stworzyła koszulkę z listem otwartym do reżysera, zarzucając mu nudę i brzydotę, a Sex Pistols zapewniali, że wizja Dereka Jarmana nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, ponieważ punk łączy ludzi, a nie dzieli. Rok później twórcy „God save the Queen” rozpadli się, a przemysł rozrywkowy powoli zjadał samozwańczych anarchistów, przekonywanych szybkim wzbogaceniem się i blaskiem fleszy. Może jednak Derek Jarman miał rację przez cały ten czas?

Rok 1573. Królowa Elżbieta I, zlękniona przyszłością, przekonuje anioła, żeby ten pokazał jej, jak brytyjskie imperium urośnie w glorii i chwale. Wyobrażenie, którego doświadcza, dalekie jest od snów i marzeń, gdyż ulice angielskiej stolicy toną w oparach stęchlizny i smrodu. Z brudu londyńskich, opuszczonych kamienic wyłaniają się młodociane, amatorskie gangi, żyjące z drobnych kradzieży czy większych przestępstw. W rocznicę intronizacji Elżbiety II jeden z nich ją zabija, przywłaszczając sobie łup w postaci najważniejszego brytyjskiego skarbu, korony otoczonej królewskimi klejnotami.

Brytyjscy droogsi, czyli Bod, Mad, Amyl Nitrate, Crabs, Kid, Sphinx i Angel są nie tylko współczesną personifikacją wyśnionych koszmarów Tudorów: czarownic czy czcicieli diabła, choć wydaje się, że to na ich modłę Londyn upadł niczym w filmie z Gerardem Butlerem. Dziedzictwo kulturowe Brytyjczyków, pielęgnowane przez wieki, w soczewce Dereka Jarmana zaczyna być w stanie pewnego metafizycznego rozkładu, gdzie Pałac Buckingham to studio nagraniowe, a w Katedrze św. Pawła odbywają się homoseksualne orgie, pełne teatralnych wyobrażeń przegranej Jezusa, kuszonego przez kilkunastu nagich mężczyzn. I choć sama wizja świata, w której budynki, będące obecnie dla coraz szerszego grona symbolem ucisku obywateli przez rodzinę królewską, mają jakąkolwiek rolę użytkową, przyciąga przed kinowy ekran, to Jarman nie zamierza wyłącznie nią bezceremonialnie szokować.

Albowiem na pustych ulicach Deptford w oczach reżysera Blue płynie szambo płytkiej ambicji zachłyśniętych sukcesem punkowych one-hit wonderów, którzy prędzej czy później po wejściu w showbiznes zostają zamordowani: kreatywnie, psychicznie lub finansowo. Osobą łączącą wszystkie najgorsze cechy kapitalizmu przemysłu muzycznego jest sportretowany przez Orlando Borgia Ginz, właściciel koncernu medialnego. To o nim mówią, że „ukradnie głos i go sprzeda” lub że „pakuje swoje ofiary na okładki magazynu”, żeby potem martwe zwłoki wykorzystanego talentu wyrzucić na śmietnik historii. Potentat medialny często powtarza swój catchphrase, że „postęp zajmuje miejsce nieba, a bez niego nie byłoby życia”. Współcześnie słowa Ginza jeszcze mocniej uderzają, jeśli chodzi na przykład o aspekt gentryfikacji światowych metropolii. Przemierzając ich ulice na Google Street View, zauważymy, że brudne kamienie z przedmieść Londynu, gdzie toczy się akcja filmu, zostały zastąpione nowoczesnymi biurowcami lub zamkniętymi osiedlami. Postęp leży na ulicy, ale trzeba go dostrzec, by go podnieść.

I choć wydaje się to całkiem ironiczne, że uznany twórca Nowego Kina Queerowego tak bardzo kręci nosem na środowisko, z którego się wywodzi,  raczej po 40 latach widzimy w niej więcej niż krytykę. W tym przypadku Jarman raczej ostrzega antysystemowców przed wszelkimi aniołami zagłady, czekającymi na ten jeden podpis zmieniający życia artystów w istne piekło. Równie pieczołowicie, niejako prowokująco, brytyjski reżyser portretuje występki naszych młodych gangsterów, ponieważ każde morderstwo czy kradzież przedstawione są w zbliżeniu, pełnym fetyszyzacji, znanej z innych jego produkcji. Luźna narracja działa również na korzyść Jarmana, gdyż ignorowanie ciągu przyczynowo-skutkowego zdecydowanie ułatwia pochylić się nad losami poszczególnych bohaterów.

„Malarstwo nie żyje” – krzyczy jedna z bohaterek. W oczach Jarmana raczej punk, czego dosłownym dowodem jest ostatnia scena, której nie chcę przed Wami odkrywać. Poprzez pulsującą muzykę Briana Eno brytyjski reżyser tworzy pejzaż gnijących od wszechobecnego brudu ulic, domów czy samochodów, gdzie tlą się nadzieje rewolucji, nazywanej ostatnią awangardą XX w. Może i punk w oczach Dereka Jarmana umarł bądź sprzedał swoje ideały, ale nie podchodźmy do tego wyłącznie jako do wyśnionej przepowiedni przyszłości niczym filmowa Elżbieta I. Potraktujmy to jako ostrzeżenie do pielęgnowania swoich wartości za wszelką cenę, pomimo kuszących nas Borgii Ginzów.

Szymon Pazera
Szymon Pazera

Jubileusz

Tytuł oryginalny:
Jubilee

Rok: 1978

Kraj produkcji: Wielka Brytania

Reżyseria: Derek Jarman

Występują: Jenny Runacre, Nell Campbell, Toyah Wilcox, Orlando i inni

Ocena: 4/5

4/5