Stayin’ Alive – recenzja filmu „John Wick 3”

Pierwszy “John Wick” udowodnił widzom, że nawet maksymalnie sztampowy i uproszczony scenariusz może nie przeszkodzić (a nawet wręcz przeciwnie) w rozkoszowaniu się koncertowo wygraną akcją i zagwarantować satysfakcjonujący seans. “Dwójka” rozszerzyła świat przedstawiony w duchu manii na “kinowe uniwersa”. Razem stworzyły rzeczywistość, gdzie bodaj każdy albo jest płatnym zabójcą, albo został zatrudniony, by zapewniać im komfort pracy, a instytucje takie jak policja zdają się nie istnieć. Czy podobnie autoironiczne kino z cyklu “zabili go i uciekł” może na długo utrzymać zainteresowanie odbiorców? W końcu, czy u schyłku dekady kina akcji, rozpoczętej redefiniującymi franczyzy szaleństwami, jak “Mission: Impossible - Ghost Protocol” czy “Szybcy i wściekli 5”, osiągającej swą kulminację wybitnym “Mad Max: Na drodze gniewu” i w momencie, gdy niektórzy jeszcze nie przestali płakać po “końcu gry” Avengersów, znajdzie się jeszcze miejsce dla “Johna Wicka 3”?

Odpowiedź na te wszystkie pytania brzmi: absolutnie tak! Film Chada Stahelskiego jest wszystkim, czego mogliby oczekiwać fani serii, a także ma potencjał przekonania do siebie dotychczasowych sceptyków (do których, w umiarkowanym stopniu, należałem). Kinetyczna energia, umiejętne przetworzenie utartych klisz i wywołująca spazmatycznie wielokrotne opady szczęki choreografia akcji, robią tu jeszcze większe wrażenie niż wcześniej. Do tego dochodzi umiarkowanie angażująca fabuła z atrakcyjnymi bohaterami, nierzadko bardziej charyzmatycznymi niż wieczna mina zbitego psa Keanu, oraz nienaganny rytm, ciągłe nagradzanie i przebijanie oczekiwań widza, a także zachowanie równowagi między sprawnością i “nieśmiertelnością” herosa a podtrzymaniem napięcia…

Ale po kolei. Akcja zaczyna się dokładnie w momencie, w którym zostawiliśmy bohatera na końcu drugiej części. John został ekskomunikowany przez przełożonych za “nadużycie gościnności” azylowego hotelu Continental i upływa właśnie ostatnia godzina, zanim kontrakt na jego życie trafi na giełdę. Jeśli tak jak ja, łapaliście się za głowę, dlaczego tak łatwo nabieracie się na tykający zegar z zeszłorocznego “Mission: Impossible – Fallout”, to trzeci “Wick” będzie pełen takich momentów. Wyjęty spod prawa protagonista zdaje się w tym momencie zgubiony, jednak w każdym przepisie muszą być jakieś kruczki. John zrobi na tym etapie wszystko, nawet jeśli będzie musiał dostać się na drugi koniec świata i zadzierać z tak niepokojącymi personami, jak matrona podziemia białoruskich imigrantów (Anjelica Huston) czy, mówiąc bardzo eufemistycznie, nieprzychylna mu, dawna wspólniczka Sofia (świetna jak rzadko kiedy w ostatnich latach Halle Berry).

Bohater nie jest tu więc w pozycji anioła zemsty z “jedynki” czy niestrudzonego super-zabójcy z sequela. Przez większość czasu po prostu walczy o życie. Nie zabraknie oczywiście klasycznych strzelanin, ze świadomie wybieraną i modyfikowaną bronią palną, czy eksploatacji mokrych snów nożowników, ale bardzo często John musi uciekać się także do improwizowanych narzędzi mordu. W ruch idzie choćby tom “Boskiej komedii” Dantego w (bardzo!) twardej oprawie, skórzany pasek czy w końcu zwierzęta. Nie zdradzając wszystkiego: doniesienia z planu o Halle Berry samodzielnie tresującej psy według standardów policyjnych (męska część widowni zapewne będzie musiała wielokrotnie przypominać sobie, że zaprogramowanie piesków do skupienia się na kroczach delikwentów jest już zdecydowanie fantazją), odpłacają się tu z nawiązką. Każda scena akcji jest tu niezwykle kreatywna, świeża i sprawia niesamowitą radochę, a widz po seansie będzie chciał, niczym siedmioletni chłopiec, opowiedzieć o wszystkim kolegom, z wypiekami na twarzy.

Wspomniana już postać Halle Berry jest godną (choć z fabularnych przyczyn niechętną) partnerką dla Wicka. Silna, charakterna i właściwie nieseksualizowana, staje się najlepiej napisaną bohaterką kobiecą w serii, pomimo ograniczonego czasu ekranowego. Starzy znajomi, tacy jak Laurence Fishburne, Ian McShane czy Lance Reddick, również dostają tu swoje “pięć minut”, mają bardziej aktywne role niż wcześniej, a nawet i namiastki własnych wątków pobocznych, które stają się przyjemną odskocznią od niestrudzonej walki o przetrwanie Wicka, przeplatanej czasem toporną, choć minimalną, ekspozycją gadaną.

Trochę słabiej jest z tutejszymi złoczyńcami. Asia Kate Dillon gra chłodną i makiaweliczną egzekutorkę “redukcji etatów” w organizacji zabójców. Reprezentantka bezdusznego korpo, której rola sprowadza się do wydawania kolejnych rozkazów. Kontynuuje tym samym tradycję rozczarowujących kobiet-wampów w serii, po odzianej w skórę pani Perkins z pierwszego “Wicka” i głuchoniemej Ares z “dwójki”. Nigdy nieobce tej franczyzie były też stereotypy etniczne, a tu obok powracającego motywu wschodnioeuropejskiej mafii (pojawia się też zresztą rosyjski balet, choć w tym przypadku wypada nawet świeżo, bo nowoczesny, z gitarowym podkładem), występują także Azjaci, oczywiście znający sztuki walki (w komediowych rolach m.in. aktorzy z dylogii “Raid”). Problem pojawia się jednak, gdy stereotypizacja staje się częścią strategii odczłowieczania “mięsa armatniego” akcji filmu, używaną tu dla zmniejszenia ciężaru ekranowej przemocy. Kominiarki na głowach są bardzo typowym zabiegiem, ale niepokój budzi umiejscowienie części wydarzeń w kraju arabskim (Maroko, czyli bądź co bądź neutralnym dla zachodniego widza) i postawienie w roli adwersarzy przypominających talibów “ręcznikogłowych”. Może to okazać się niepotrzebnym paliwem dla nastrojów islamofobicznych.

Cały środkowy akt filmu, związany z “wycieczką” bohatera do Maroka, jest zdecydowanie tym najmniej udanym, pełnym przestojów i mało przekonujących prób dalszej mitologizacji i szkicowania szerszego “backgroundu” dla świata przedstawionego. Jednak wszelkie drobne bolączki napotkane po drodze wynagradzane są absolutnie spektakularnymi sekwencjami wyczynowymi, z mistrzowską pracą kamery (tak odległą od programowej “trzęsawki”, popularnej jeszcze kilka lat temu), montażem, grą świateł i poczuciem taktylności każdego ciosu czy kontaktu z inną kruchą materią. “John Wick 3” nigdy nie staje się męczący, nigdy nie przestaje zaskakiwać pomysłami na siebie, a na koniec będziecie się dziwić, że to już koniec i błagać o więcej. To niezwykle rzadkie w erze blockbusterowego przesytu.

Dawid Smyk
Dawid Smyk
john wick poster

John Wick 3

Tytuł oryginalny: „John Wick: Chapter 3 – Parabellum”

Rok: 2019

Gatunek: akcja, thriller

Kraj produkcji: USA

Reżyser: Chad Stahelski

Występują: Keanu Reeves, Halle Berry, Laurence Fishburne, Ian McShane, Mark Dacascos i inni

Dystrybucja: Monolith Films

Ocena: 3,5/5