Like tears in rain – recenzja filmu „Jestem REN”

W świecie showbiznesu od zawsze bardzo trudno było przebić się nowym twarzom. Nie inaczej sytuacja ma się w polskim kinie „od wieków” zdominowanym przez dawnych mistrzów jak Andrzej Wajda czy Agnieszka Holland. Od kilku lat jednak, między innymi za sprawą pomocnego finansowania Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, mamy do czynienia z wysypem ciekawych debiutów, by wspomnieć choćby Ostatnią rodzinę Jana P. Matuszyńskiego, Cichą noc Piotra Domalewskiego czy Wieżę. Jasny dzień Jagody Szelc. W ostatnich miesiącach taką nową twarzą ma szansę zostać Piotr Ryczko z jego pełnometrażowym obrazem Jestem REN, pokazywanym do tej pory na Warszawskim Festiwalu Filmowym i na Wiośnie Filmów.

Uwaga! Tekst zdradza istotne elementy fabuły.

Renata (znana z seriali Lekarze na start i Na Wspólnej – Marta Król) zdaje się mieć sielankowe życie u boku kochającej rodziny: męża Jana (Marcin Sztabiński – wcześniej m.in. serial Pułapka) i syna Kamila (Olaf Marchwicki, niegdyś w roli syna słynnego Janusza Tracza z Plebanii). Jak nietrudno się domyślić, szybko zauważamy drobne rysy na idyllicznym wizerunku egzystencji bohaterów. Dochodzi do sprzeczek a młody chłopak zaczyna unikać kontaktu z matką. Jan proponuje rodzinną terapię w ustronnie położonym ośrodku. Na miejscu Renata zwierza się psychoterapeucie (w tej roli Janusz Chabior), że tak naprawdę nie jest człowiekiem, ale androidem REN (Regeneratywna Emotywna Neuroistota), wersja 4.3.2, kupiona przez Jana trzy lata temu, by prawdopodobnie zastąpić mu zmarłą żonę. Teraz jednak REN coraz bardziej staje się świadoma swojego braku człowieczeństwa, co pokazują sceny, gdy nie przestaje wpatrywać się w kod kreskowy na stopie. Zaczyna nabierać podejrzeń, wspierana przez terapeutkę Elę (Marieta Żukowska), że Jan zauważywszy pewne anomalie w jej zachowaniu, chce się jej pozbyć z obawy o zdrowie syna.

Piotr Ryczko, z typową dla debiutanta zadziornością, ogrywa znane i zgrane do bólu w kinie science fiction motywy. Wodzi za nos widza pokazując mu wątek złowrogiego i groźnego androida, znanego z serii o Obcym, blendując go z wszechobecnym w gatunku motywem poszukiwania człowieczeństwa przez człekokształtne roboty (Łowca androidów, Ex machina itp.) Całość zaś przyrządzając w sosie kina z twistem spod znaku filmów Shyamalana. Wszystko to jednak pozory służące opowiedzeniu o dużo poważniejszych problemach.

Androida szukającego w sobie człowieka Ryczko zamienia na osobę z silnymi zaburzeniami psychicznymi utrudniającymi normalne codzienne funkcjonowanie. Renata odrzucając od siebie myśl o chorobie obudowuje się wszechogarniającą paranoją uzasadniającą jej lęki. Łatwiej jest uwierzyć jej w jakiś wewnętrzny błąd oprogramowania niż w chorobę, która sprawiła, że krzywdzi rodzinę. Reżyser pokazuje nam, że kluczowym i być może najważniejszym krokiem we wczesnym etapie leczenia jest uświadomienie sobie własnych zaburzeń oraz zaufanie najbliższym i terapeutom. Renata, żyjąca w strachu, że zostanie oddana do ośrodka chorób psychicznych, czuje się odtrącona i niekochana przez rodzinę. Boi się, że zostanie wymieniona na „lepszy model”, na nową żonę dla Jana i nową matkę na Kamila.

Ryczko pokazuje jak trudną batalią o człowieczeństwo i zachowanie ludzkiej godności jest walka z chorobą psychiczną. Wie również, że niemniejszym cierpieniem obdarzona zostaje najbliższa rodzina Renaty. Społeczeństwo wykluczające chore jednostki nie wskazuje bowiem jak powinni się zachować. Czy ważniejsze dla Jana ma być zdrowie pobitego Kamila czy samotność na jaką skaże małżonkę? Czy będzie złym mężem, jeśli zostawi żonę w ośrodku, a może powinien zaryzykować niebezpieczeństwo, że Renata zrobi sobie lub innym krzywdę pozostając w domu? Czy konieczne będzie odebranie bohaterce praw rodzicielskich i ubezwłasnowolnienie jej, jeśli dobrowolnie nie zgodzi się na pomoc lekarską?

Film nie ustrzegł się kilku niedoskonałości związanych z małym doświadczeniem reżysera i niewielkim budżetem. Prawdopodobnie najsłabszym elementem tej układanki pozostaje wskazujące na braki warsztatowe aktorstwo ledwie 15-letniego wówczas Marchwickiego. Wszystko to jednak drobne uchybienia w porównaniu z olbrzymim zaangażowaniem twórców w projekt i płynącej z ekranu pasji reżysera i misji, której się podjął. To jeden z tych debiutów, które kipią szczerością, ufnością i sercem. Na pewno nie bezzasadne będzie stwierdzenie, że również aktorzy postanowili pokazać tu wreszcie swoje umiejętności. Znani wcześniej z epizodów w filmach i ról drugoplanowych w nie zawsze wartościowych serialach wykrzesali z siebie niewidziane nigdzie wcześniej umiejętności. Prym wiedzie tutaj oczywiście obłędna główna rola Marty Król, świetnie pokazującej zmieniające się nastroje bohaterki i powoli przytłaczającą ją paranoję. W budowaniu atmosfery idealnie przysłużyły się klaustrofobiczne i bawiące się ostrością zdjęcia Yoriego Fabiana i współgrająca z nimi muzyka Pawła Stolarczyka.

Reżyser nie daje łatwych odpowiedzi na pytanie o pochodzeniu choroby. Czy była to jakaś trauma z przeszłości? A może po prostu niewytrzymanie presji bycia idealną żoną i matką, jaka wpajana jest kobietom nawet w głupich reklamach lalek Barbie? Bohaterkę i jej rodzinę czeka jeszcze długa droga ku zdrowiu i szczęściu. Widać to w ostatniej scenie, wskazującej na pogorszenie stanu Renaty, po okupionej wieloma cierpieniami zgodzie na leczenie.

To nie jest w żadnej mierze, wbrew często stosowanej tutaj etykiecie gatunkowej, film science fiction, ani tym bardziej popłuczyny po którymś z odcinków Czarnego lustra. To samo życie i kolejny bardzo udany debiut polskiego kina.

Krystian Prusak
Krystian Prusak

Jestem REN

Rok: 2019

Gatunek: Thriller psychologiczny

Kraj produkcji: Polska

Reżyseria: Piotr Ryczko

Występują: Marta Król, Marcin Sztabiński, Marieta Żukowska, Janusz Chabior i inni

Dystrybucja: Holly Pictures

Ocena: 4/5