Rozmawiam dzisiaj z reżyserem filmu Obłoki śmierci - Bolimów 1915 Ireneuszem Skruczajem. Spotykamy się przy okazji pokazów filmu podczas Festiwalu Mediów Człowiek w Zagrożeniu, który jest kolejną imprezą, na której widzowie mogą oglądać ten fabularyzowany dokument.
Pierwsze pytanie, dość oczywiste: skąd się wziął pomysł na ten nieoczywisty temat filmu o bitwie, która jak sam Pan w filmie mówi, była elementem wojny nas niedotyczącej?
Dlaczego ta bitwa? Ponieważ jestem lokalnym patriotą, pochodzę z Bolimowa, więc historia nie mogła być zapomniana przeze mnie. Interesuję się bardzo historią i dodatkowo filmem. Zainteresowałem się filmem w czasach nastoletnich, zacząłem się kształcić w tym kierunku i tak te zainteresowania się połączyły, że wyszedł film dokumentalny. Gdzieś tam pierwsze sytuacje związane z pomysłem na film zaczęły się od tego, że między 2010 a 2015 rokiem były u nas przeprowadzane rekonstrukcje wojenne. Zbierały się grupy rekonstruktorów z całej Polski, przeważnie było to 150-200 osób. Odgrywali sceny batalistyczne, mieli wykopane okopy i były odtwarzane bitwy historyczne z frontu wschodniego pierwszej wojny światowej. Jak wiemy w 1915 był pierwszy raz użyty na skalę masową gaz bojowy – chlor. Także pociski chemiczne z gazem, nie tyle śmiercionośnym, co porównywalnym z dzisiejszym gazem pieprzowym. Ortochloronitrobenzez i bromek ksylilu, czyli gaz, który powodował kichanie i podrażnienie śluzówek. Natomiast tym głównym był śmiercionośny chlor, który zabił i trwale okaleczył dziesiątki tysięcy ludzi pod Bolimowem. I przy okazji tych rekonstrukcji przyszedł mi do głowy pomysł, że są fajni rekonstruktorzy, których można użyć do scen batalistycznych, którzy znają się na sztuce wojennej i udało mi się namówić te grupy do udziału w moim debiutanckim filmie dokumentalnym. Wyszło to nawet nieźle, bo ci ludzie wiedzą jak trzymać broń, wiedzą jak się zachowywać na polu bitwy. Nie musiałem szkolić od nowa statystów, bo ci ludzie już wiedzieli jak się zachowywać i tylko musieli dostosować się do scenariusza, ale nie musiałem im tłumaczyć podstawowych rzeczy. To bardzo przyspieszyło współpracę. Zmniejszyło też budżet, ponieważ każdy miał swoje stroje czy podstawowy ekwipunek.
Czy te osoby pomagały w jakiś sposób w pracy nad scenariuszem? W filmie na ekranie widzimy raptem czworo ekspertów, czy cały sztab ekspercki czuwający nad stroną merytoryczna możemy zamknąć w tej czwórce, czy jednak było trochę więcej osób przyczyniających się do ostatecznej treści?
Żeby być skrupulatnym, to na pewno muszę przytoczyć osobę Piotra Moskwy, to był jeden z rekonstruktorów. W filmie widzimy go kiedy idzie z aparatem Dragera, w goglach. Oprócz tego, że jest rekonstruktorem, jest obeznany w sztuce wojennej, zwłaszcza w pierwszej wojnie światowej. On też nam pomagał. Natomiast takim głównym koordynatorem był Staszek Kaliński, autor książki Bolimów 1915 i jeden z ekspertów. Oprócz Piotra rekonstruktorzy mówili np. Że lepiej, żeby żołnierze się położyli, zamiast kładli, natomiast to były już pojedyncze rzeczy, których nie traktuje na zasadzie konsultacji, natomiast bardzo pomógł Piotr, który o tej wojnie i ataku gazowym wiedział bardzo dużo.
Mieliśmy tutaj fragmenty frontu, przebitki z pracy w laboratorium, fragmenty zdjęć archiwalnych. Skąd brałeś pomysły na to jak wizualnie ten film ograć? Inspirowałeś się czymś, czy to wyłącznie twoje własne pomysły?
Szczerze to nie inspirowałem się, poza scenami batalistycznymi, niczym. Nie oglądałem absolutnie filmów wojennych, szczególnie że tych filmów o pierwszej wojnie jest mało i są moim zdaniem średnie. Za dużo tam archiwaliów, lektor cały czas gada, ja próbowałem tego uniknąć.
Generalnie mam wrażenie, że widzowie uważają, że filmy dokumentalne, wojenne są przegadane i może merytorycznie są świetne, ale informacji jest tak dużo, że ciężko cokolwiek zapamiętać. Ja starałem się wyważyć proporcję scen fabularnych do dokumentalnych. W pewnych miejscach nie mogłem nic pokazać dokumentalnie, więc pokazywałem fabularnie, chociażby w przypadku ataków gazowych. W przypadku tych ataków w ogóle nie ma zachowanych archiwalnych zdjęć, są tylko zdjęcia z prób ataków. Być może ktoś to fotografował, tylko część niemieckich archiwaliów przepadła w II wojnie światowej, być może ktoś je ma, ale nie chce pokazać. Nawet w zapiskach pułkowych te zapiski są bardzo suche, wojskowe bez żadnych emocji. Zresztą wszystko podlegało kontroli, więc nawet gdyby ktoś napisał coś więcej to i tak by nie przeszło. Co do scen fabularnych inspirowałem się głównie moim ulubionym serialem Kompania braci. Nieskromnie powiem, że ten charakter zdjęć wyszedł na dobrym poziomie, chociaż nie mogliśmy dawać takich szerokich planów jak Kompania braci, ale z drugiej strony dzięki temu udało się uzyskać ten charakter pierwszej wojny światowej, czyli tej ciasnoty w okopach. Więc coś z tego braku środków wyszło dobrego.
Mieliśmy po 50m z każdej strony, gdybyśmy mieli po 200 to można byłoby robić jakiś fajny szeroki plan. Natomiast jest jedno ujęcie fajne z lotu ptaka na atak gazowy. Ono było graficznie zrobione w postprodukcji. Do scen dokumentalnych miałem sporo materiałów od Staszka Kalińskiego, który je zbierał przez lata, sporo też z archiwów Amerykańskich, gdyż amerykanie podeszli do tego bardzo luźno, uznali że skoro to dla dobra historii to nie pobiorą opłat, pobierała je jedynie firma digitalizująca materiały z taśmy filmowej do Full HD albo 2K. Troszeczkę inaczej potraktowali nas w Anglii i Niemczech, bo tam za każdą sekundę liczyli sobie po 15 Euro. Natomiast większość najlepszych materiałów dostaliśmy z USA z National Archive i z Library of Congress. To są duże archiwa gdzie praktycznie każdych dokumentów jest więcej niż gdziekolwiek indziej. Nawet Piłsudskiego mają więcej niż u nas w Polsce. Bardzo długi okres trwało zdobywanie archiwialów. Trwało to z różnych przyczyn miesiącami. Jeszcze dodam, że jeśli chodzi o Syrię mamy nagrania z telefonów od ludzi, którzy to nagrywali, którzy działają w antyrządowych ugrupowaniach syryjskich i udostępniali nam te filmy z telefonów z bombardowań za drobną opłatą.
Twoim debiutem jest film dokumentalny, ale czy planujesz rozwijać się jako dokumentalista, czy jednak w planie jest kino fabularne?
Przyznam, że bardzo mnie kręcą filmy dokumentalne i bardzo szanuję twórców dokumentów. Sam wiem po Obłokach…, że dobrego filmu dokumentalnego nie da się stworzyć, jeśli nie zaprzyjaźnisz się z bohaterami. Ze Staszkiem Kalińskim czy z Panią Anną Zalewską musiałem zdobyć zaufanie, co trwało miesiącami i to było ok, ale gorzej było z Panem Wiesławem. On jest gościem w podeszłym wieku, miał bardzo burzliwą przeszłość, jest poeta, który działał w ugrupowaniach antykomunistycznych, tworzył wystawy, które zawsze w podtekście atakowały władzę. Walczył z tym ustrojem poprzez sztukę, przez co siedział w więzieniu i grożono mu śmiercią, więc zaufanie jego było bardzo trudne do zdobycia. Musiałem przez rok jeździć do niego, by zbudować tę relację, ale teraz jest moim kumplem. Fajnie, że można mieć takiego przyjaciela, który ma 80 lat, ale ma umysł brzytwa w tym wieku i Bolimów od lat 70-ty był jego zajawką, którą zaczął się zajmować. Tak naprawdę ja jestem „przedłużeniem” Pana Wiesława, bo on to otworzył, a ja kultywuję jego dzieło. I chciałem zdecydowanie jego osobę wypromować. Napisał Pan w recenzji, dlaczego 3 ludzi przedstawił Pan na czarnym tle, a Pana Wiesława na innym. Dlatego, że on jest inną postacią, jest bardziej duchem tego filmu, a oni organizmem. On jest wieszczem, który głosi moralność, a chemik, historyk i archeolog mówią jak było, bez wygłaszania swoich teorii , a Pan Wiesław głosi teorie, moralizuje i myślę, że ma prawo do tego. Poza tym Pan Wiesław nagrał świadków, którzy są najbardziej cennym dokumentalnym materiałem tego filmu. Ponieważ Malraux ładnie pisał o tym, ale to była literatura natomiast ten prosty człowiek był tam i widział to co zostało w tych oczach jest najważniejsze.
Pan Wiesław był sercem tego filmu?
Zdecydowanie, on mi nadał inspirację. Scenariusz był napisany, ale jak poznałem Pana Wiesława to wywrócił mi to do góry nogami, ale całe szczęście, bo bez tego wyszedłby film, jakiego bym nie chciał albo taki, który montowałbym i miałbym 8 wersji, a ja finalnie miałem 3 wersje z niewielkimi poprawkami. I od początku wiedziałem jak ma wyglądać ta konstrukcja. Nieliniowo, ponieważ mimo zachowania podstawowej ramy w zdarzeniach na froncie, trochę mieszam w tej historii na tyle, na ile mogłem, wplątując w to Fritza Habera.
Wracając do samego pytania. Interesuje mnie bardzo fabuła i bardzo chciałbym zrobić debiut fabularny, ale nie mówię, że nie wrócę do dokumentu.
Czy ta fabuła też będzie poruszała tematykę wojenną?
Nie chcę zdradzać za dużo, ale mam pewien niedosyt. Jestem zadowolony, bo na planie spotkałem naprawdę wspaniałych ludzi i dobrze nam się układała współpraca, ale na pewno zrobiłbym jeszcze inne rzeczy, gdybym miał większy budżet. Na pewno sięgnę jeszcze po temat wojenny – już z rozmachem fabularnym, ale mam też pomysły na tematy społeczne.
Zapowiedziana jest już premiera kinowa filmu w 2021. Jaka jest Pana zdaniem grupa docelowa? Kto na ten film pójdzie?
Nie wiem jak będzie, ale ja bym chciał, żeby ten film obejrzeli młodzi ludzie. Nie tylko ci, którzy interesują się historią, chociaż jest ich wielu, co mnie czasem wręcz dziwi w czasach, w których mamy tyle różnych bodźców. Oczekiwałbym, żeby ta historia zaciekawiła młodych ludzi, bo mimo iż to historia I Wojny Światowej to jest w wielu aspektach uniwersalna. Sama historia nauki, która ma służyć człowiekowi, a jest wykorzystana w celach haniebnych. Sprawa moralności, której w dzisiejszych czasach jest coraz mniej. Pierwsza Wojna światowa była zdaniem historyków ostatnim rytem rycerskości, ostatnią wojną gdzie reguły i zasady wojenne miały miejsce, a użycie broni chemicznej było taką szalą, gdzie to się przewaliło. Nauka spadła na samo dno. Fritz Haber dostał nagrodę nobla, a potem jego badania doprowadziły do powstania Cyklonu B, który uśmiercił miliony osób.
Pokazując Habera, nie chciałem robić z niego potwora, a pokazać jak człowiek stał się tym, kim się stał. Z niego nie trzeba robić nikogo, wystarczy pokazać jego historię, pokazać żonę, która pokazała największy możliwy manifest niechęci do jego pracy. Uważam, że historia Fritza Habera powinna być przestrogą i powinna być zauważona przez młodych widzów.
Oczywiście nie każdy lubi wojnę, słyszałem też od znajomych, że film im się podobał, ale jest zbyt brutalny. Sama historia powinna człowieka nakłonić do obejrzenia.
Film był prezentowany już na kilku festiwalach, niestety w obecnej sytuacji raczej online. Jak został tam przyjęty, jak oceniasz jego odbiór?
Cały czas powtarza się jeden aspekt: „Wow niesamowita historia, nigdy o tym nie słyszałem”. Faktycznie 99% ludzi nie zna tej historii, nawet u nas z okolic Bolimowskich. Na tyle ta historia była zagrzebana, że to coś zupełnie nowego. Słyszałem też dużo dobrego o scenach batalistycznych. Najfajniejszą opinię słyszałem na Lubuskim Lecie Filmowym, że fajnie jakby z takim rozmachem i takimi pomysłami robić w Polsce kino wojenne. Wiadomo gdybym miał większy budżet to byłby większy Szeregowiec Ryan, a jest mniejszy. Pomysły były, miałem super operatora: Kacpra Wójcickiego, bardzo nam się współpraca układała, chociaż jest krnąbrny i iskrzy między nami na planie, ale może dzięki temu takie zdjęcia wyszły. I wspaniałego kolorystę Piotra Nowickiego. Muszę powiedzieć, że ekipę miałem wspaniałą.
Bardzo dziękuję za wywiad
Bardzo dziękuję 🙂