Zwyczajny osiołek kina – recenzja filmu „Io” – Nowe Horyzonty

Uszy do góry! Jeden z ostatnich poetów polskiego kina w wielkim stylu wraca na jego salony i czyni to w oślej skórze. Jerzemu Skolimowskiego daleko jednak do bajkowego optymizmu Perraulta, podobnie na wyrost mieni się pokrewieństwo ze słynnym Baltazarem, a Io to nade wszystko posthumanistyczna odyseja skąpana w kwasowej aurze egzystencjalnego okrucieństwa.

Skarlały ogier, byt społecznie i fizycznie zwiotczały, salami na ejdetycznej redukcji – zwyczajny osiołek kina (l’âne ordinaire du cinéma). Po działania Husserla sięgał kiedyś Jean Louis Schefer zafascynowany „kiełbaskową” figurą jednego z dziwolągów Toda Browninga. Obaj cyrkowi aktanci zapewniają o swym człowieczeństwie z pomocą papierosowego dymu, ale krzepa obwieszonego marchewką zwierzęcia każe interpretować przygodę Skolimowskiego w kategoriach wykraczających poza doszukiwanie się kwintesencji podmiotu w wyniku różnicy. To dowód na wątpliwą przydatność porównań z Bressonem. O ile trudno przymknąć oko na oczywiste inspiracje, o tyle nie może być mowy o ideologicznej tożsamości, a jeśli – analogii trzeba raczej szukać w równie przebojowym Prawdopodobnie diabeł.

Polski reżyser z pewnością antycypował zakorzenioną w głębokiej empatii recepcję tej baśniowej panoramy, lecz należy zadać pytanie – czy taka postawa jest czymkolwiek uzasadniona? Niezależnie od tego, czy widz identyfikuje się z osiołkiem w katarktycznej wędrówce z beskidzkich gospodarstw do alpejskich posiadłości (ucieczka pod osłoną gwiazd i nocnego koncertu ropuch musi być hołdem w kierunku Nocy myśliwego) lub pogardza afektywnym szantażem, z hukiem wpada w pułapkę osobistej projekcji na światłoczułą powierzchnię animalistycznego istnienia. Skolimowski zdaje się nie ulegać tej pokusie i problematyzuje konsekwencje bardzo nowoczesnego stanowiska etycznego. Robi to w duchu efekciarskiego formalizmu, ale odżegnuje się od prostackiego dydaktyzmu.

IO

Poczciwy kłapouch, kochanek akrobatycznej faworyty, wywrotowy obrońca uciemiężonych, trochę nieporadny kibol i poszukiwany morderca – tytułowy Io – pełni oczywiście rolę fabularnej kanwy dla socjologicznego przeglądu „zabaw dziecięcych”. Nie ma sensu powtarzać tych uwag. Estetyczne szaleństwo psychodelicznego dekadrażu jest jednak w dużej mierze przejawem nieantropocentrycznej, nieco pesymistycznej wizji świata oraz próbą zerwania szwów z wciąż niezagojonej rany po walce na noże z kartezjańskim bandytą – szwów rozumianych także na sposób filmowego suture. Banałem wydaje się zachwyt nad operatorską subiektywizacją, co w niezwykle ciekawy sposób włączyła Josephine Decker do Łagodnie i czule. Polak idzie o krok dalej, rozbijając esencjalistyczne spojrzenie na nieidentyfikowalne punkty widzenia – przynajmniej w granicach przedmiotów organicznych. Wynosząc z domów arystokracji stare zegary, włącza wolę natury w Czas niefizykalny, pozwalając wszelkiej materii na marzenia.

Skolimowski z wielkim sukcesem rozporządza nie tylko gonitwą myśli, ale także ekranową emocją. Obok kolejnych filozoficznych zagadek – czy osły śnią o elektrycznych owcach – potrafi rozbawić do łez, by chwilę później przerazić i pogrążyć w refleksji. Niemałą rolę odgrywa w tej symfonii muzyka Pawła Mykietyna, która uderzeniami smyczków oddaje zarówno traumę smaganego biczem ssaka, jak i poczucie bezradności w świeckiej pielgrzymce ludzkości.

IO plakat

IO

Tytuł oryginalny:
IO

Rok: 2022

Kraj produkcji: Polska

Reżyseria: Jerzy Skolimowski

Występują: Sandra Drzymalska, Isabelle Huppert, Mateusz Kościukiewicz

Dystrybucja: Gutek Film

Ocena: 4,5/5

 

 

4,5/5
Tomasz Poborca
Tomasz Poborca