Skowyt – recenzja filmu „Infinity Pool” – Berlinale 2023

„Piekło to inni” – głosił w Przy drzwiach zamkniętych Jean-Paul Sartre. W ostatnich latach anglosascy twórcy zdają się jednak parafrazować te słowa na: „Piekło to Chorwacja”. Po udanym satyrycznym Polowaniu Craiga Zobela z 2020 roku, Brandon Cronenberg także przenosi nas do tego dalmackiego państwa, by opowiedzieć o moralnej pustce człowieka początku wieku XXI.

Pokazywane w Berlińskich Pokazach Specjalnych, a także podczas Sundance Infinity Pool w pierwszej kolejności przywodzi na myśl nieśmiertelny Nagi Lunch starszego z Cronenbergów. Podobnie jak w tamtej błyskotliwej adaptacji Williama Burroughsa widzowi przychodzi być świadkiem psychicznego i moralnego rozkładu artysty zmuszonego do pobytu w rajskim piekle – w świecie twardych zasad, które go, jako amerykańskiego ekspata, nie obowiązują. W neokolonialnej rzeczywistości postzimnowojennego porządku gospodarczo-politycznego pieniądz i łaska Waszyngtonu są Prawem, a gdy nie obowiązuje cię Prawo, czemu miałaby moralność? A jeśli podniesiemy to dalej i nawet nasza śmiertelność przestanie stanowić barierę

Brandon Cronenberg staje w trzeciej fabule w szranki nie tylko z mitem swojego ojca, ale także dylematami beatników, kafkowskiej małości człowieka wobec świata i względnością moralności zalatującą dostojewszczyzną vel nietzscheańszczyzną. Infinity Pool można by zawrzeć w słowach otwierających jeden z najważniejszych poematów XX-wieku: Widziałem najlepsze umysły mego pokolenia zniszczone szaleństwem / głodne histeryczne nagie. Żyjąc jednak w późnokapitalistycznej epoce Baudrillardzkich symulakrów, któż jest najtęższym umysłem?

Kanadyjski twórca na pierwszym planie stawia niezbyt utalentowanego pisarza Jamesa (Alexander Skarsgård ewidentnie upodobniony do Viggo Mortensena z Historii przemocy, produkcji dość paralelnej), który podczas pobytu wraz z bogatą żoną w luksusowym kurorcie jednej z bananowych republik (lecz z twardym prawem religijnym kojarzącym się z państwami arabskimi) poznaje magnetyczną aktorkę reklamową Gabi (wybitna, jak zwykle, Mia Goth) i jej starszego męża. Początkowa fascynacja jego powieścią przejawiana przez Gabi prowadzi do znajomości, a ta do wspólnego wypadu na dziką plażę poza ośrodkiem, co w konsekwencji doprowadza do fabularnego toposu znanego z Koszmaru minionego lata.

Infinity Pool to jednak nie prymitywny slasher w duchu najntisów. Nocne wydarzenia stanowią tu przyczynek do całkowicie innej, lecz nie mniej fundamentalnej wędrówki. „Każdy akt porażki to pewna psychiczna i fizyczna zagadka” – mówi na początku filmu Gabi i te słowa stanowią tu pewien fundament dalszej przypowieści. Grzech, zbrodnia, hedonizm, rozpad, wszystko zostaje wzięte w nawias paradoksalnych i fundamentalnych pytań o ludzką psychikę. Cronenberg zdaje się mówić, że ludzkie życie to nieskończony ciąg kolejnych samobójstw i zmartwychwstań, morderstw i zbawień.

Zło zostaje przez filmowców wzięte w nawias pytania o jego prawdziwą istotę. Jaka jest tak naprawdę różnica między zbrodnią a wyzwoleniem. Czy seksualna orgia pod wpływem halucynogenów jest tylko nią samą, czy jakimś aktem religijnego przeistoczenia? Czym jest tak naprawdę męskość, a szerzej – człowieczeństwo? Kiedy jednostka żyje dla samej siebie, a kiedy jest jedynie uległym psem?

Z dwugodzinnej fabuły Cronenberga wyłania się freudowski obraz człowieka ambiwalentnego, jednocześnie nietzscheańskiego übermenscha i perfekcyjnie uległego dziecka pragnącego piersi matki rodzicielki ujarzmianej w pietycznej pozie. To przypowieść bez odpowiedzi, w której granica między warstwą fabularną i metaforyczną zostaje permanentnie zatarta w jednym ciągu pogubionego myślenia. Za tym idą także oczywiście naturalne rozważania na temat upadku męskości. Chociaż temat ten wybrzmiewa tu w niektórych dialogach explicite, to ponownie nie znajdziemy w filmie recept i odpowiedzi. Ów koniec męskości jest zatem nieuchronnie związany z człowieczeństwem, w którym tak proste koncepty jak męskość i kobiecość nie mają racji bytu.

Przy tym wszystkim Infinity pool można także wpisać do szerokiego nurtu mniej lub bardziej mainstreamowych obrazów prezentujących fundamentalny i oderwany bezsens gargantuicznych nierówności klasowych. Sartre’owscy bohaterowie są tu niczym wyjęci z balu na wycieczkowcu, generałowie i urzędnicy urwali się z politycznego dramatu Costy-Gavrasa osadzonego w nienazwanym autorytaryzmie lat 70., a zwykli mieszkańcy to wczesnonowożytna wieś. Tak mocne podkreślenie rozwarstwienia zwraca uwagę i zapada w pamięć, ale co ważniejsze pozwala pozostać opowieści w strefie metafory. Dzięki temu Infinity pool staje się tym, czym chciałoby być W trójkącie [NASZA RECENZJA], gdyby nie stało się obliczoną. na zyski centrystyczną autokarykaturą de facto wychwalającą elity.

Film Brandona Cronenberga zdaje się uchwycić właśnie tego efemerycznego ducha człowieczeństwa. Elity nie są złe przez to, że są elitami, ale zepsucie jest w nas. „Piekło to inni”, bo piekło to człowiek. I żadne rozdanie kart nie zmieni wolumenu zepsucia, gdyż „w nas jest Raj, Piekło i do obu szlaki”. Kapitalistyczne rozwarstwienie pozwala jedynie na podwójne zasady, na narodzenie się nieśmiertelnych wampirów niepodległych od praw śmiertelników. W końcu: „Kapitał jest pracą umarłą, która jak wampir ożywia się tylko wtedy, gdy wysysa żywa pracę”.

Marcin Prymas
Marcin Prymas

Infinity Pool

Rok: 2023

Kraj produkcji: Kanada

Reżyseria: Brandon Cronenberg

Występują: Alexander Skarsgård, Mia Goth, Cleopatra Coleman i inni

Dystrybucja: UIP

Ocena: 4/5

4/5