Najnowszy film Denisa Côté, prezentowany na tegorocznej edycji festiwalu Berlinale, jest świetnym i namacalnym, bo nadal świeżym, przykładem, jak czas wpływa na odbiór oraz interpretację dzieła. Scenariusz napisany kilka lat wcześniej i tytuł Hygiène sociale nabierają zupełnie nowego brzmienia w atmosferze globalnej pandemii. Forma narracji za pomocą frontalnych tableaux z maksymalnie trzyosobowymi kompozycjami i zachowaną stałą odległością między bohaterami również wpisuje się w ten klucz odczytania utworu. Chociaż uaktualniony kontekst wzbogaca film o nowe sensy, redukowanie jego istoty tylko do covidowej metafory byłoby niesprawiedliwe zarówno wobec autora, jak i samego obrazu, który i bez niej stanowiłby trafny komentarz na temat dzisiejszego społeczeństwa.
Tragikomedia Côté to utwór konceptualny, którego estetyka jest w stanie odrzucić niejednego widza, toteż reżyser już na wstępie odkrywa karty, zaczynając swój film od kilkunastominutowego deklamacyjnego dialogu pary sylwetek w planie ogólnym, i osadzając akcję pośród pustkowia zielonych łąk – porównanie z Jean-Marie Straubem i Danièle Huillet wydaje się na miejscu. Pokonawszy granicę schematycznej formy narracji i pogodziwszy się z filmowym językiem Kanadyjczyka, widz otrzymuje przezabawną historię dandysa nękanego przez konserwatywne siły porządku – cztery kobiety, z których każda, sądząc po ubiorze, zdaje się pochodzić z innej epoki.
Nawiązania do historii kina oraz reżyserskie aspiracje Antonina (Maxim Gaudette), głównego bohatera, a także jego poczucie humoru, spryt i przenikliwość sprawiają, iż trudno uniknąć skojarzeń z nowofalowymi rolami Jean-Pierre’a Leaud. Tym bardziej, gdy na ekranie pojawia się jedna z jego ofiar, szukająca skradzionego laptopa – tak podobna do postaci Pascale Ogier w Moście Północnym Jacques’a Rivette’a (miejsce 15 na naszej liście najlepszych filmów z 1981 roku, która znajdziecie TUTAJ). Patrząc z innej strony, można doszukać się w głównym bohaterze odpowiednika Wodehouse’owskiego Bertiego Woostera, który zgubił gdzieś w lesie swojego Jeevesa i nie może odnaleźć się w absurdalnej rzeczywistości, pragnąc jedynie żyć beztrosko i snuć plany, których nigdy nie zrealizuje.
Postmodernistyczna zabawa w intertekstualny kolaż oraz mieszanie autonomicznej sceny Natury, uaktualnianej przez dźwięki pozakadrowego pochodzenia, z rekwizytami i postaciami z rozmaitych płaszczyzn czasowych (od średniowiecza, przez barok, po drugą połowę XX wieku) oraz współczesną treścią, odnoszącą się wielokrotnie do roli mediów społecznościowych, stanowią bogaty system znaczących, których rozszyfrowania nie powstrzymuje ascetyczna i teatralna forma – wręcz przeciwnie.
To właśnie człowiek w teatrze życia codziennego, nawiązując – nieprzypadkowo – do polskiego tłumaczenia dzieła Ervinga Goffmana (również Kanadyjczyka), jest przedmiotem zainteresowania Côté, który pod lupę bierze sposoby autoprezentacji i pyta o odpowiedzialność za własny wizerunek. Przypadek sprawił, że warunki pandemiczne zintensyfikowały tę grę pozorów. Zastanawiająca w tym wszystkim jest rola kobiet i dwuznaczny komentarz na temat relacji damsko-męskich, jaki wyłania się z tego portretu. Z jednej strony są to persony dominujące nad mężczyzną. Z drugiej stanowią rodzaj społecznego hamulca i zmuszają go do bardziej ustatkowanego życia.
Do seansu Hygiène sociale trudno skłonić – wydawałoby się – kogokolwiek innego, niż fana cerebralnej gimnastyki filmowej spod znaku autorów Von heute auf morgen. To jednak wizualne pozory przyczyniają się do powstania tej bariery i fałszywej konotacji, bowiem groteskowy humor, oryginalne postacie, gorąca problematyka i fragmenty nieoczekiwanego piękna (leśny taniec Aurory) składają się na komediowy obraz wart bliższego poznania.
Higiena społeczna
Tytuł oryginalny: Hygiène sociale
Rok: 2021
Gatunek: komedia
Kraj produkcji: Kanada
Reżyseria: Denis Côté
Występują: Maxim Gaudette, Larissa Corriveau, Éléonore Loiselle i inni
Ocena: 3,5/5