Jeszcze wyżej, jeszcze niżej – recenzja filmu „Highest 2 Lowest” – Cannes 2025

Spike Lee – jeden z najbarwniejszych twórców współczesnego kina – powrócił do Cannes. Gdy był na Lazurowym Wybrzeżu po raz pierwszy, porażkę w konkursie głównym zrekompensował wspominanymi po dziś dzień groźbami w kierunku Wima Wendersa. Gdy był w Cannes po raz ostatni, sam wcielił się w przewodniczącego jury. Wtedy z kolei nie opowiadał o niekonwencjonalnych zastosowaniach kija baseballowego, ale rozmontował za to galę zamknięcia, zdradzając zbyt szybko, do kogo trafi Złota Palma.

Tym razem we Francji, poza konkursem, pokazywany jest jego najnowszy film. Szalenie brzmiące Highest 2 Lowest to remake klasycznego Nieba i piekła Akiry Kurosawy z 1963 roku. W obsadzie – między innymi – Denzel Washington, A$AP Rocky, Jeffrey Wright i Ice Spice. Chociaż na usta ciśnie się inne, równie klasyczne „jest wysoko”, tym razem to jest „Jeszcze wyżej”.

Na papierze Highest 2 Lowest brzmi jak spełnienie snu szaleńca. Na myśl szybko przychodzi jednak koszmar, jakim był nakręcony w 2013 roku remake Oldboya (w oryginale Parka Chan-wooka). Zamiast reinterpretacji wyszło rażące uproszczenie, które do dziś znajduje się w niższych rejonach zestawień filmów ojca Rób, co należy.. Fani Kurosawy mogą jednak spać spokojnie – to zdecydowanie inny typ kina. Spike Lee adaptuje jedynie punkt wyjścia, przenosząc całą akcję w realia wielkiej nowojorskiej wytwórni muzycznej.

Podobnie jak u japońskiego mistrza, całość rozpoczyna się od panoramy zahaczającego już gdzieniegdzie o chmury miasta. Spike Lee szybko zwraca kamerę na jeden z drapaczy chmur – siedzibę wytwórni muzycznej Davida Kinga (tym razem nie Toshiro Mifune, a Denzel Washington). Wieżowiec szybko okazuje się centrum fabularnych wydarzeń i symbolem ludzkich pragnień. To świadectwo producenckiego sukcesu granego z zawadiackim uśmiechem bohatera, który regularnie powtarza, że jest obdarzony nadludzkim słuchem. Wprawione ucho przegrało tym razem z okiem – zazdrosnym spojrzeniem gangsterów, którzy porywają syna muzycznego króla. Tak przynajmniej im się wydaje.

Zapożyczenie zarysu fabuły z thrillera Kurosawy służy urodzonemu w Atlancie reżyserowi do bardzo nieklasycznego opowiedzenia bardzo klasycznej historii – japoński oryginał przecież już sam w sobie był adaptacją Dostojewskiego. To opowieść o wzajemnym oddziaływaniu „tych na szczycie” z tymi, którzy żyją na społecznych nizinach. Highest 2 Lowest to także film o bezkompromisowym podejmowaniu decyzji i nienawistnej pogoni za awansem społecznym. Diegezę napędza pieniądz i sława. Reżyser, sceptycznie patrząc na rozpędzoną branżę muzyczną, przygląda się powszechnemu ekonomicznemu rozwarstwieniu.

Film można dość prosto podzielić na dwie różne od siebie części. Paradoksalnie, ta dychotomiczna narracja mogłaby być skwitowana polskim tytułem arcydzieła Kurosawy – Highest 2 Lowest to prawdziwe Niebo i piekło. W pierwszej Spike Lee, z manierą godną niezbyt estetycznego kina religijnego, stawia dość płytkie pytania o moralność, przyjaźń i wartość ludzkiego życia. Tak niezręczne rozmowy śmiertelnie poważnych bohaterów mogłyby paść przecież z niejednej ambony. Egzorta zostaje przerwana przez rewelacyjnie nakręconą sekwencję portorykańskiej parady, która jawi się jako wrota do audiowizualnego piekła.

To właśnie druga – „piekielna” – część opiera się na dynamicznych scenach akcji oraz angażującej atmosferze kina sensacyjnego. Nie jest to do końca powtórka z Planu doskonałego, chociaż trudno uniknąć skojarzeń z rytmicznym thrillerem, zrealizowanym przez Lee i Washingtona prawie dwadzieścia lat wcześniej. To energiczna zabawa napięciem, która co jakiś czas zostaje okraszona typowym dla reżysera absurdem: od autotematycznego mrugnięcia okiem w kierunku A24, poprzez silny jak zawsze manifest swojej kibicowskiej przynależności, aż po kuriozalne wymiany zdań między głównymi bohaterami, którzy biorą w końcu sprawiedliwość we własne ręce.

Fenomenalnego w swoim komediowym zacięciu Jeffreya Wrighta uzupełnia tradycyjnie bardzo dobry Denzel Washington. Sporym zaskoczeniem może być A$AP Rocky, który bynajmniej nie jest parodią samego siebie, a jego dramatyczne kwestie padają z należytą energią i pewnością siebie. Energiczne sceny aktorskiego tercetu uzupełnia muzyka Howarda Drossina – szerzej anonimowego kompozytora, który pracował już z Leem przy okazji jego krótkich fabuł i dokumentów. Muzyki Drossina i aktorskiego koncertu nie psuje nawet wyśpiewana pod koniec filmu piosenka, która jest nadętym odpowiednikiem „Chwały na wysokości”.

Szczególnie druga połowa Highest 2 Lowest to imponujące szaleństwo konwencji i stylów. Rap-bitwa z pistoletami między bohaterami Denzela Washingtona i A$AP Rocky’ego to zaledwie pierwsze piętro w tym wieżowcu osobliwości. Nie ma drugiego filmu, w którym napisy końcowe dziękują kolejno Akirze Kurosawie oraz Air Jordan. Drapacz chmur wytwórni zarządzanej przez Davida Kinga, podobnie zresztą jak apartament samego Spike’a Lee, spokojnie mógłby zostać zbudowany przy najbardziej prestiżowej ulicy Megalopolis.

Podobnie jak w przywoływanym we wstępie Jeszcze wyżej – gdy dzieje się to, co i tak musi się wydarzyć – widowisko angażuje, a wymyślnie zainscenizowane sceny akcji trzymają w napięciu, zapewniając jednocześnie masę satysfakcji. Także tym razem wiele radości ulatuje przez redundantny wstęp, na który składają się zazdrosne spojrzenia na wielopiętrowy symbol sławy, pieniędzy i sukcesu. Tonalny amalgamat szlachetnego rodowodu filmowej akcji i gatunkowego szaleństwa mimo wszystko chyba nie sprawi, że Highest 2 Lowest stanie się natychmiastowym klasykiem, ale fani eklektycznych wizji amerykańskiego reżysera będą zachwyceni. Klarująca się bardzo wolno bezkompromisowość sprawi jednak, że na usta będzie cisnął się inny klasyk – „nie weszłeś!”.

Filip Grzędowski
Filip Grzędowski

Highest 2 Lowest

Rok: 2025

Kraj produkcji: USA

Reżyseria: Spike Lee

Występują: Denzel Washington, Jeffrey Wright, A$AP Rocky

Dystrybucja: Apple

Ocena: 3,5/5

3.5/5